Rozdział 7 - Prawda

283 12 5
                                    

Obudziłam się w swoim pokoju. Z wczoraj tylko pamiętałam zburzenie elektrowni i nagła ciemność.

Podniosłam się do siadu. Rozejrzałam się po pokoju. Zauważyłam, że na biurku leżą ubrania. Podeszłam do niego, obok leżała karteczka. Wzięłam ją i rzeczy do przebrania. Otworzyłam karteczkę.

Melody, gdy się ubierzesz zejdź na dół musimy z tobą poważnie porozmawiać.
Mama

~ Ciekawe o czym chcą rozmawiać. Może chcą nareszcie powiedzieć dlaczego tak późno wracają do domu - pomyślałam. Skierowałam się w stronę łazienki. W niej zrobiłam poranną rutynę. Czyli umyłam się, przebrałam w świeże ubrania i pomalowałam tak samo, jak wczoraj. Potem ruszyłam w stronę kuchni. Gdy byłam na ostatnim schodku usłyszałam mamę krzątającą się w niej.

- Hej - przywitałam ją przyciszonym głosem.

- Hej, kochanie - uśmiechnęła się do mnie. Poczułam czyjąś obecność za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam Williama.

- Miałaś zjeść śniadanie w szkole. Obiecałaś Mel. - Powiedział. Myślałam jaką wymówkę powiedzieć.

- Nie byłam głodna - chciałam go przekonać, ale wątpię, że mi się to uda.

- Jasne... Dzisiaj zjesz przyzwoite śniadanie, żeby później żaden wilkołak nie przynosił cię do domu nie przytomną. Piłaś coś szkole chociaż? - czy mi się wydaje, czy Will zrobił się bardziej troskliwy? - Odpowiesz na moje pytanie? - domagał się odpowiedzi.

- Ja.. - spojrzałam się w kierunku Elizabeth, zauważyłam jej karcące spojrzenie. - Nie, nic nie piłam - oznajmiam cicho, ale coś do mnie teraz dopiero dotarło. Jaki wilkołak mnie przyniósł do domu? - Zanim będziecie na mnie krzyczeć, powiecie mi jaki wilkołak mnie przyniósł? - udawałam, że nie gadam z żadnym wilkiem.

- Ty go znasz, Melody. - Nagle do kuchni wszedł nasz tata. Co ja biedna mam powiedzieć? - Gadałaś w szkole z wilkołakami? - zapytał mężczyzna. Lepiej powiem prawdę.

- Tak, możecie dać mi szlaban - powiedziałam smutno spuściłam głowę w dół.

- Nie damy ci żadnego szlabanu, Melody - rzekła rodzicielka. - Ponieważ musisz coś wiedzieć.

- Co takiego? - może wreszcie powiedzą co się z nimi dzieje.

- Usiądź na krześle - zrobiłam tak, jak kazała kobieta. - Masz do nas jakieś pytania? - mam i to bardzo dużo.

- Tak mam - rzekłam. Kobieta zerknęła na swojego męża, on zaś pokiwał twierdząco głową.

- Jakie? - mężczyzna spojrzał w moją stronę.

- Mamo, czy ty naprawdę jesteś wilkołakiem? - musi mi powiedzieć prawdę.

- Tak jestem wilkołakiem, byłam także Wielką Alfą watahy z Seabrook - zamurowało mnie, czyli to prawda. Mama jest wilkołakiem.

- Nie, to nie możliwe - pokręciłam przecząco głową.

- Jest to możliwe Mel, a ty też nim jesteś - powiedziała ze spokojem kobieta.

- Co?! Jak?! - zapytałam spanikowana.

- Nie zorientowałaś się jeszcze? Masz takie same włosy jak wilkołaki. Masz białe pasemka we włosach. Swoje geny odziedziczyłaś po mnie. Wilkołaki myślały, że Addison jest ich Wielką Alfą, ale myliły się to ty nią jesteś, a nie Wells - wyznała Elizabeth.

- To dlaczego wilkołaki nie zauważyły, że jestem taka jak oni? - zmarszczyłam brwi. Brunetka westchnęła głośno.

- Pewnie uważały, że zmieniłaś ich kolor sama, farbą - coś mi tu nie gra, za spokojnie to mówi.

To the moon and back.../Wyatt Lykensen ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz