"[TI]" v2

201 6 3
                                    

! DRASTYCZNE SCENY !
[D]: - [TI]!
W tym momencie rudzielec przycisnął mnie mocniej, nie zmieniając swojej miny.
[A/T]: - W końcu.
[D]: - Puść ją a rozejdziemy się bez utraty krwi.
[A/T]: - Nie jestem żadnym tchórzem.
[D]: - W takim razie idiotą. - Wyciągnął zza pleców ogromny miecz i sprytnie wymanewrował nim przed siebie niemal pod gardło Tartaglii - ...Bo zginiesz marniej w walce.
[A/T]: - Oj stary, ale że tak przy kobiecie? Nie wydaje ci się to... NIEKULTURALNE? - Prawie rzucił mnie za siebie i po chwili wyciągnął dwa średnie miecze.
[TI]: - BŁAGAM WAS USPOKÓJ CIE SIĘ! - Z łzami w oczach mogłam wypowiedzieć jedynie tyle.

W tamtym momencie oboje zaczęli przepychać się i przysuwać, machając przed sobą broniami. Zapłakana błagam aby przestali, nie wiedząc co jest powodem całej walki, oprócz tego, że zostałam przetrzymana przez Tartaglię.

[A/T]: - ZOBACZ TYLKO NA SIEBIE! JESTEŚ OSTATNIM PRZEGRYWEM! SKOŃCZYSZ TAK JAK TWÓJ OJCIEC, A TWÓJ BRAT PONOWNIE BĘDZIE OBWINIANY ZA JEGO ŚMIERĆ. - Wypowiadając to, podłożył miecze pod nogi Diluca przez co ten się wywalił - WSZYSCY JESTEŚCIE TACY SAMI, A JA CHCIAŁEM TYLKO WYPEŁNIĆ SWOJE ZADANIE.

W momencie gdy powiedział ostatnie słowa, zdążył włożyć w klatkę piersiową Diluca obydwa miecze, pozwalając się czerwonowłosemu wykrwawić. 

[A/T]: - A ty.. Ty.. - Odwrócił się i zaczął iść w moją stronę - Miałaś być tylko chwilowym celem. Zobacz co narobiłaś! TO WSZYSTKO TWOJA WINA, [TI].
"M-moja wina?" - Przechodziło echo przez moją głowę. 
[A/T]: - Rozejrzyj się tylko. Ta krew, to wszystko przez ciebie. - Wskazał na swój policzek i zbliżył się jeszcze bardziej - Miałem nadzieję, że skoro jesteś śliczna to i mądra. 
W momencie gdy to powiedział, złapał mnie za szyję podnosząc lekko w górę. Podduszał mnie tak dobrą chwilę i przerwał w momencie gdy Zhongli wpadł do domu. Zdenerwowany Tartaglia, rzucił mną i jedyne co mi zostało, to wpatrywanie się w umierającego Diluca oraz na wychodzącego Tartaglię z Zhonglim u boku.

W tamtym momencie wszystko się urywa.

🍇 TIME skip: 6 miesięcy później

Obudziłam się w prawdopodobnie szpitalu. Nikogo obok nie było. Jedynie po jakiejś godzinie po przebudzeniu się dostałam informację, że byłam w śpiączce. Jednak nie to mnie interesowało, zapytałam, czy uratowano "pana Diluca Ragnvindrina", niestety - nie udało się, zmarł na miejscu przez wykrwawienie się.

Po 12 dniach wypisałam się ze szpitala i poszłam do Dawn Winery. Jednak, najwidoczniej nie byłam tam proszona, musiałam szybko się spakować i wyjść z posiadłości Diluca, a zanim to się stało, zostałam milion razy zwyzywana przez gosposię z Dawn Windery. Skierowałam się później do Mondstandt'u, idąc do baru Diluca, z nadzieją, że będę mogła tam zostać. Jednak i tu się myliłam. Gdy weszłam do budynku, światła były zgaszone, a gdy zapaliłam je, jedyne co zobaczyłam to rozpaczającego Kaeye przy butelce wina.
[K]: - Ty.. t...TO WSZYSTKO TWOJA WINA ! - Rzucił sie w moją stronę uderzając z całej siły w twarz. - GDYBY NIE TY, MÓJ BRAT BY ŻYŁ, WYBACZYŁBY MI W KOŃCU I WSZYSTKO BYŁOBY DOBRZE! WYNOŚ SIĘ STĄD, NIE CHCE CIE NIGDY...n..N-NIGDY WIĘCEJ WIDZIEĆ! - Rozpłakał się i wyrzucił mnie z baru. 
Nie zdarzyłam nic powiedzieć, a jedynie pobiegłam do Donny, która również zwyzywała mnie, za to jak skończył Diluc. Nie zastanawiając się, pobiegłam do biura Jean i Lisy.
[TI]: - LISA, JEAN, PROSZĘ WAS OTWÓRZCIE MI DRZWI, TO JA [TI]!
[J]: - [TI]? ...
[TI]: - TAK! PROSZĘ WAS...
Drzwi się otworzyły, a zza nich ujawniła się poddenerwowana Jean i Lisa.
[L]: - Wynoś się.
[J]: - [TI], nie masz czego tu szukać, wyjdź stąd i wracaj do swojego domu.
Nagle za Jean wypchnęła się Lisa.
[L]: - TO WSZYSTKO TO TWOJA WINA! KAEYA MIAŁ RACJĘ I POWINNAŚ GO POSŁUCHAĆ!
[J]: - Dlaczego to nie ty nie mogłaś tak skończyć... - Wymamrotała Jean - Dlaczego akurat musiałaś się pojawić?...
[TI]: - A-ale.. 
[L]: - OSTATNI RAZ TO POWIEM. WYNOŚ SIĘ! - Podniosła rękę jakby chciała mnie uderzyć, też więc rzuciłam torby, zabierając tylko jedną małą z broniom i wybiegłam.

W myślach plątało mi się wszystko, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Jednak, zadecydowałam, że zrobię jedno.

Pobiegłam znowu do Dawn Winery i cudem wspięłam się na szczyt rezydencji. Zastanowiłam się jeszcze 3 razy, czy warto, jednak odpowiedź była jasna. Nikt mnie już nie zechce ze względu tego co się stało. Przybliżyłam się do granicy dachu i przypatrywałam się czy nikogo nie ma.
[TI]: - Diluc, nie chciałam żeby to tak wszystko wyszło. Ale to nie ważne! - Wycierałam łzy strachu - Teraz dostanę to, na co zasługuję! 
Wyciągnęłam mały scyzoryk, który dostałam jako prezent przy jakiejś okazji od Diluca, wycelowałam w siebie i..


I stało się.

Wbiłam go w brzuch, powtarzając to jeszcze 3 razy coraz wyżej, po czym już prawie martwa rzuciłam swoim ciałem na dół, spadając z dachu na ziemie, wykrwawiając się jeszcze w krótkim locie. Po chwili wszystko przestawało boleć, poczułam ulgę i wszystko ściemniało.


ZAKOŃCZENIE 2 (negatywne)


🍇⭐ 850 słów

Uhh depresyny i drastyczny ten rozdział nie sądzicie? Jednak, tak... właśnie te dwa zakończenia, to już koniec tej książki... Pisało mi się ją super, naprawdę wczułam się niekiedy jak np teraz, jednak zgaduje że i tak popełniłam wiele błędów stylistycznych, fabularnych itp, jednak robiłam tego ff z początku dla żartu, a jednak dopiero później zachciało mi się naprawdę go pisać.

Mam nadzieję, że się podobało.

[ Grape juice ] Diluc x reader (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz