Wieża to zwiastun radykalnej zmiany, chaosu i zniszczenia. Piorun uderzający w Wieżę oznacza powrót do starego porządku pochowanego pod ruinami, lecz także nowy porządek, który dopiero nastanie. Jest symbolem tragedii, apokalipsy i samozniszczenia.
Droga z piwnicy do garażu, mimo, że pokonana biegiem, wydawała się Yoongiemu dłuższa niż zwykle. Nie był stuprocentowo pewny, co doprowadziło do awarii drzwi, a każda kolejna myśl pojawiająca się w jego głowie okazywała się gorsza od poprzedniej. Kiedy wbiegał po schodach i otwierał drzwi prowadzące do garażu, rozumiał już, że to nie była zwykła usterka. Ktoś te drzwi zamknął zdalnie.
Szybko zlokalizował wzrokiem Taehyunga stojącego przy otwartych bocznych drzwiach vana, ale nie zdążył się nawet odezwać. Strzały padły w momencie, w którym Yoongi otworzył usta, by zwrócić na siebie uwagę. Słowa nie były już potrzebne. Wystarczyła jedna wymiana przestraszonych spojrzeń, by Taehyung zrozumiał, że stało się coś złego. Nie pytając o nic, odepchnął się od samochodu i zbiegł na dół po schodach, po chwili znikając w ciemnym korytarzu. Zaraz za nim podążył Yoongi, a po upewnieniu się, że Ashley i Jimin sobie poradzą, dołączył do nich także Namjoon.
- Guk? Guk, wszystko w porządku? - Taehyung kilka razy uderzył pięścią w drzwi. Nie otrzymawszy odpowiedzi, cicho zaklął i przyłożył prawdą dłoń do czytnika. Z nerwów nie mógł się skupić i znaleźć odpowiedniej kombinacji liczb, która odblokowałaby drzwi. Stojący obok niego Namjoon odetchnął głęboko. Wyjął pistolet zza paska spodni i wycelował w drzwi, gotowy do strzału, kiedy tylko się otworzą.
- Trzymaj się, Guk. Zaraz cię stamtąd wyciągniemy - zapewnił Yoongi. Przerażała go ta cisza, ale jeszcze bardziej przestraszył go dźwięk kroków dochodzących zza drzwi. Oddalały się, aż w końcu zupełnie ustały. Wtedy też Taehyungowi udało się otworzyć drzwi.
Gdyby okoliczności były inne, Jungkook pewnie nawet by się zaśmiał, widząc tę trójkę dosłownie wpadającą do środka. Wyglądało to dość groteskowo, zwłaszcza, że Taehyung prawie potknął się o własne nogi. Jungkook jednak tego nie widział. Patrzył na schody, w obawie, że Donghun się rozmyśli i wróci.
Wyszedł z piwnicy dosłownie parę sekund przed tym, jak pojawili się w niej Taehyung, Yoongi i Namjoon. W jednej sekundzie celował w głowę Jungkooka, z zamiarem dokończenia tego, co zaczął w wieżowcu. Na stłumione przez drzwi i ścianę słowa Taehyunga zareagował tylko uśmiechem. Chwilę później powoli opuszczał pistolet, patrząc z osłupieniem na drzwi, zza których dobiegł głos Yoongiego. Po jego bezczelnym uśmiechu nie było śladu. Zostało zdziwienie i strach. Wyglądał, jakby nie wiedział, co się dzieje. Rozejrzał się płochliwie po pomieszczeniu, po czym spojrzał z przerażeniem na Jungkooka i na trzymany w dłoni pistolet.
A potem odwrócił się i po schodach wrócił na górę. Po prostu uciekł. Dwie, trzy sekundy później Taehyung zdołał wejść do środka. Jungkook wzdrygnął się, słysząc dźwięk otwieranych w drzwi. Na widok Taehyunga jego pierwszym odruchem było podnieść się z podłogi i przytulić do niego, żeby w końcu poczuć się bezpiecznie. Spróbował dźwignąć się z siadu, lecz zakrwawione dłonie poślizgnęły się na panelach. Adrenalina przestała działać i dopiero wtedy tak naprawdę poczuł ból.
Namjoon, Taehyung i Yoongi byli przy nim, mówili coś, ale ich głosy zagłuszała syrena alarmowa wyjąca w głowie Jungkooka, a także wewnętrzny dialog, który Jungkook prowadził ze swoim instynktem przetrwania. Przy silnych, obfitych krwawieniach, zasadą, którą zarówno Yoongi jak i Valentinos od zawsze wpajali Jungkookowi, było "nie panikuj". Ciężko jednak nie panikować, kiedy siedzisz w powiększającej się kałuży własnej krwi i czujesz, że z każdą sekundą tracisz siły. Rozum i instynkt podpowiedziału mu w tamtym wypadku dwa zupełnie różniące się od siebie rozwiązania. Rozum spokojnie przypominał: "Uspokój oddech, masz Yoongiego obok, nic ci nie będzie."
CZYTASZ
never fade away | taekook
Fanfiction"Nikt nigdy nie opuszcza Night City. Chyba, że w czarnym worku." Jeśli w Night City słyszysz słowa "łatwa robota, dobrze płatna", możesz być prawie pewny, że coś pójdzie nie tak, a zdobycz będzie niewspółmierna do wysiłku albo nie będzie jej w ogól...