Rozdział 2

153 13 12
                                    

GRACE, RZECZYWISTOŚĆ

Skupiłam uwagę na obrazie, który był nowy w tym pomieszczeniu. Widniała na nim burza, która rozpędziła sztorm na morzu. Takim sztormem było wydarzenie, które miało miejsce półtora miesiąca temu. Wtedy mój brat został postrzelony, a ja po raz pierwszy ujrzałam tajemniczego pracownika zamku. Nie wiedziałam go ani razu od tamtego dnia. Możliwe, że było to spowodowane tym, że niewiele wychodziłam ze swojego pokoju. Najchętniej teraz również bym tam siedziała gdyby nie to, że moi rodzice chcieli ze mną pilnie porozmawiać. Oczywiście, że domyślałam się o co chodzi. Dostanę wykład, że mam zacząć odzywać do ludzi. ,,Przez ciebie reputacja naszej rodziny cierpi" te słowa również padną. Drzwi się otworzyły, a przez nie weszli moi rodzice. Głośno westchnęłam

- Słonko - zwróciła się do mnie moja mama. - Wiesz doskonale, że Logan nadal nie wybudził się ze śpiączki, prawda? - pokiwałam głową. - Jego obowiązki spadają na ciebie - odrzekła.

- Słucham? Nie obejmę jego obowiązków, ledwo radzę sobie ze swoimi - odparłam natychmiastowo.

- Ktoś musi, Grace. Zacznij być odpowiedzialna, nie zachowuj się jak małe dziecko, które nie umie sobie poradzić - oznajmił mój ojciec.

- Jestem odpowiedzialna, a wy nie rozumiecie co czuję.

- Przestań być taką egoistką, Grace! - moja mama uniosła niespodziewanie głos.

- Ja jestem egoistką? Przez półtora miesiąca mieliście mnie gdzieś. Nasza córka sobie nie radzi? Każe lekarzowi przepisać obojętnie jakie leki na uspokojenie. Nasza córka chce spędzić czas z rodzicami? Nie ma takiej opcji - po fakcie zorientowałam się, że moje usta opuściły słowa, które nie chciałam żeby je opuszczały.

- Masz zacząć wychodzić. Dostaniesz ochroniarzy Logana.

W pomieszczeniu zostałam sama. Jak zwykle krótko i zwięźle. Ponownie głośno westchnęłam. Skierowałam się do starej altanki, którą urządziłam razem z Loganem jeszcze, gdy byliśmy małymi dziećmi. Nasi rodzice nie wiedzieli o tym miejscu. Po pierwsze trzeba iść na drugi koniec ogrodu, po drugie zasłaniają ją drzewa i po trzecie nie interesowało ich to co robimy jeśli nie dotyczyło to panowania. Kucnęłam aby sięgnąć po kluczyk, który znajdował się w jednej z doniczce z kwiatem. Była ona mała, ale idealna skrytką. Zdziwiłam, gdy go tam nie znalazłam. Spojrzałam na altanę, w której ruszyła się zasłona. Ktoś tam był. Bez chwili namysłu chwyciłam doniczkę z kwiatem w dłonie i ruszyłam w stronę budowli przede mną. Drzwi otworzyły się w tym samym czasie kiedy przed nimi ustałam. Z moich ust uwolnił się głośny krzyk, a doniczka z kwiatem wylądowała na głowie chłopaka stojącego przede mną. Chwilę później ktoś inny wciągnął mnie do środka zamykając drzwi.

- Chcecie mi powiedzieć, że my mamy ją chronić? Lepiej niech ktoś chroni nas przed nią - odezwał się blondyn, który wciągnął mnie do środka.

- Loyd, wszystko w porządku? - jeden rudowłosy chłopak zwrócił się do bruneta, który oberwał ode mnie kwiatkiem. Wtedy zobaczyłam kto to jest. To on. Czy ja go właśnie rzuciłam kwiatem? Mój boże...

- Tak, nie rzuciła mocno - brunet się lekko uśmiechnął.

- Mój boże, ja Cię przepraszam - oznajmiłam podchodząc do niego bliżej. - Nikt oprócz mnie i mojego brata nie wiedział...w zasadzie wy jeszcze wiecie o tym miejscu - nie wiedziałam co powiedzieć. Brunet lekko się zaśmiał.

- Nic się nie stało, księżniczko. My w takim razie przepraszamy, że Cię przestraszyliśmy - odparł.

- Twój brat pokazał nam to miejsce, przyjaźnimy się - wyjaśnił blondyn. No jasne, to o nich Logan mi tak opowiadał.

- Mówił mi o was.

- On mówił nam wiele o tobie - uśmiechnął się Loyd. Mój boże, on miał cudowny uśmiech...

Dance of DeathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz