Rozdział 6

87 11 16
                                    

Odgłos moich szpilek było słychać w całym szpitalnym korytarzu. Za mną szedł Loyd i Olivier, a przede mną pielęgniarka, która prowadziła nas do sali, w której leżał mój brat. Bałam się strasznie tego widoku. Czułam, że nie byłam gotowa tego widoku, ale co mogłam zrobić? Nagle młoda brunetka się zatrzymała przed drzwiami z numerem 326.

- Wchodzimy pojedynczo, wasza wysokość- ustąpiła mi miejsce uchylając lekko drzwi. W moich oczach wręcz od razu pojawiły się łzy. Nie wiedziałam co mam zrobić. Na samą myśl, że mam tam wejść mdliło mnie. Stałam i wpatrywałam się w te drzwi chyba nieco za długo, poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.

- Jeśli nie jesteś gotowa wrócimy do pałacu - szepnął mi do ucha Loyd. Wzięłam wdech i weszłam do pomieszczenia czego od razu pożałowałam. Moim oczom ukazał się nieprzytomny Logan leżący na szpitalnym łóżku. Wyglądał jeszcze gorzej niż sobie wyobrażałam. Postanowiłam zamknąć drzwi. Stałam tyłem do mojego brata, a łzy płynęły po moich policzkach jedna za drugą, nie mogłam ich opanować. Bałam się zobaczyć te wszystkie maszyny, które trzymają go przy życiu. Ruszyłam w stronę drzwi, ale w ostatnim momencie się zatrzymałam. Musiałam to zrobić, przecież...nie wiadomo ile będzie tu leżał. Na 3...

Jak bardzo to zaboli?

1...

Ile on tu będzie?

2...

Nie widziałam go prawie dwa miesiące.

3...

Wtedy się odwróciłam i go zobaczyłam. Czułam się tak jakby wszystko inne się nie liczyło. Ten widok był o wiele gorszy niż sobie wyobrażałam. Podeszłam bliżej łóżka. Pierw spojrzałam na te wszystkie maszyny. Każda była od czegoś innego, na jednej z nich była zarejestrowana praca serca Logana. Czy patrzyłam się na nią tak długo, ponieważ odczuwałam strach przed spojrzeniem na Logana? Cholernie możliwe. Po kilkunastu próbach w końcu to zrobiłam. Łzy nadal mnie nie zostawiały, a gdy spojrzałam na niego nasiliły się. Jedyne co nie wyglądało normalnie to maseczka, która pomagała mu oddychać, ale poza tym, wszystko wyglądało normalnie. Jakby po prostu spał, a ja mogłabym go szturchnąć, aby go obudzić. Normalnie bym to zrobiła. Mój silny starszy brat właśnie teraz nie miał żadnej władzy nad swoim życiem. Wystarczy, że jedna z tych maszyn się zepsuła, umarłby. 

— Cześć braciszku — wyszeptałam, bo tylko na to było mnie stać. — Tak strasznie wolałabym być na twoim miejscu — położyłam dłoń na jego policzek. — Ja bym się nie męczyła, ty byś pozbył się problemu, rodzice mieliby spokój. Każdy byłby szczęśliwszy — uśmiechnęłam się słabo. Jedna z moich łez spadła na jego policzek, otarłam ją. — Czemu to nie jestem ja? — odparłam, siadając na krzesło obok łóżka. — Masz fajnych przyjaciół, wiesz? — uśmiechnęłam się do samej siebie. — Chyba myślę, że mogę się z nimi również zaprzyjaźnić — złapałam jego dłoń. — Wiesz jak się przed nimi zbłaźniłam? — uniosłam wzrok na ścianę naprzeciwko mnie. — Chciałam iść do naszej altanki, gdy nie znalazłam klucza w kwiatku, a zasłona się poruszyła od razu wzięłam doniczkę do ręki. Koniec końców historii, rzuciłam Loyda kwiatem — zaśmiałam się lekko przez łzy. — Zabrali mnie nawet do miejsca gdzie się z nimi wymykałeś — uśmiechnęłam się lekko na myśl o wczorajszej nocy — Chciałabym z tobą tam z nimi iść, wzięłabym też ze sobą Emilly. — oznajmiłam przenosząc swój wzrok znów na Logana. — Tęsknię za tobą, braciszku. — przyznałam szczerze. 

Nagle w pomieszczeniu nie było słychać tylko mojego głosu, zaraz po nim do moich uszu dostało się donośne piszczenie maszyn. Kreska, która była raz u góry raz na dole tym razem ciągła się w jedną długą linię. Zamarłam. Spojrzałam na Logana, a potem znów na wszystkie maszyny. Co się właśnie działo? Do pomieszczenia wparowali lekarze, a ja nadal siedziałam przy jego łóżku ściskając jego rękę. Byłam jak małe dziecko przywiązane do swojej ulubionej zabawki. 

— Zabierzcie ją stąd. — usłyszałam męski głos. 

— Nie, nie, nie, nie — powtarzałam płacząc nadal trzymając dłoń Logana. Poczułam silne ramiona, które trzymały mnie w tali i ciągnęły w stronę wyjścia. — Zostawcie mnie! — wrzeszczałam. — Logan nie zostawiaj mnie, błagam! — upadłam na kolana. Moja widoczność była ograniczona przez łzy. — Logan, proszę! — poczułam mocniejsze szarpnięcie. — Zostawcie mnie do cholery! — usiłowałam wyrwać  się z tego uścisku.  — Błagam pozwólcie mu wrócić do domu! — byłam już coraz bliżej wyjścia. — Proszę nie zostawiaj mnie, braciszku — wyszeptałam jak znalazłam się już za drzwiami. Zostałam szczelnie zamknięta w uścisku. Mój płacz było słychać na całym korytarzu. Czułam się bezsilnie. Logan umierał, a ja za ścianą jedyne co mogłam robić to stać, płakać i modlić się, aby mnie nie zostawiał. 

Wróć do domu, proszę braciszku.


A.

Dance of DeathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz