Rozdział 4

112 10 16
                                    

Minęła godzina, a ja nadal rozmawiałam z Loydem. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, on był oparty plecami o barierkę, a ja wpatrywałam się w jego sylwetkę.  Był brunetem o ciemnych oczach. Był dość dobrze zbudowany, a strój, w jakim musiał chodzić w pracy podkreślał każdy mięsień jego ciała. 

— Więc, Mayers — zaczął przeciągając moje nazwisko. — Sądzisz, że jak  twoi rodzice zareagowaliby  jakby Cię tutaj ze mną zobaczyli? — nie rozumiałam do czego zmierzał. 

— Zapewne by się wściekli, że rozmawiam z obsługą w dodatku podczas balu — oznajmiłam nie spuszczając wzroku z chłopaka. 

— To świetnie, bo twój ojciec patrzy na naszą dwójkę jakbym cię zaciążył, a nie po prostu rozmawiał — oznajmił z pełną powagą, a ja się od razu odwróciłam się, Hyde miał rację. Mój ojciec wpatrywał się w nas za szyby. 

— Muszę iść, naprawdę przepraszam. 

— Spokojnie, księżniczko. Jestem twoim ochroniarzem, a więc spędzimy razem jeszcze sporo czasu — uśmiechnął się lekko. Odwzajemniłam uśmiech z grzeczności, a następnie szybko wróciłam na sale.  Nie miałam zamiaru wracać do stołu gdzie siedzieli moi rodzice. Postanowiłam poszukać wśród gości moją przyjaciółkę – Emily Roberts. Narażałam się wchodząc w ten tłum fałszywych ludzi, ale dla niej mogłam to zrobić. Zobaczyłam jak książę Wielkiej Brytanii zmierza w moim kierunku, to jeszcze bardziej zmotywowało mnie, aby szukać jej dokładniej.

Shane był zapatrzonym siebie dupkiem, który ubiegał się o mnie, nie mam pojęcia od ilu lat. Oczywiście niby mnie kochał, ale pieprzył się z pierwszą lepszą.  Był arogancki no i zapatrzony w siebie, wspominałam już o tym, prawda? Nagle przy jednym ze stolików ujrzałam znudzoną szatynkę, prawie zasypiała na siedząco. Skierowałam się w jej stronę. 

 — Mój boże, w końcu. Gdzie ty byłaś? Wystawiłaś mnie na śmierć — dziewczyna miała podobne do mnie zdanie, jeśli chodzi o ten idealny królewski świat. 

Rozmawiałam z kimś — odparłam. 

— Z jednym tym twoim ochroniarzem? Grace masz takie szczęście, widziałaś tych ochroniarzy? Jacy są przystojni. 

— Co z tego, że są przystojni, jeśli będą za mną łazić krok w krok? 

— Będę bywała u ciebie jeszcze częściej, kochana. 

— Mój pokój, to twój drugi pokój — stwierdziłam zgodnie z prawdą. 

— No dobra, masz rację — parsknęła śmiechem na co pokręciłam głową. — Shane patrzy się na ciebie jakby chciał Cię przelecieć tu i teraz. 

— Co ty nie powiesz? Wiesz, nie zauważyłam — odpowiedziałam z udawanym zaskoczeniem. 

— Mówicie o mnie? Dziewczyny, jak jesteście zadurzone wystarczy podejść— miejsce obok mnie nie było już wolne tylko było zajęte przez księcia egoizmu. Jego ręka znalazła się na moim ramieniu. Przewróciłam oczami na jego komentarz. 

— Nie schlebiaj sobie, Shane — posłałam mu sztuczny uśmiech zrzucając jego rękę. 

— Wiem słonko, że szalejesz za mną — jego ręka tym razem znalazła się na moim udzie, próbowałam ją zrzucić, ale nie wyszło mi to. 

— Chce zrzucić twoją rękę — odrzekła Emilly. — To raczej znaczy, że nie chce abyś jej dotykał. 

— Z tobą rozmawiam? 

— Jakiś problem? — przed nami pojawił się Asher. 

— Skądże, po prostu rozmawiamy. Prawda, Grace? — Shane zwrócił się w moją stronę. 

— Co się dzieje? — obok Ashera pojawiła się sylwetka Loyda.

— Wszystko jest w porządku, poradzimy sobie — odparłam z udawanym uśmiechem najpierw patrząc na Emilly, a później na chłopaków. 

— Aby na pewno? — Loyd uniósł brew. 

— Nie słyszałeś jej? Możesz spadać. — Shane nawet nie spojrzał na dwójkę chłopaków. 

***

Siedziałam zestresowana w gabinecie mojego ojca. Podczas balu doszło do bójki między księciem samego uwielbienia, a Asherem. Shane zaczął mówić w kierunku chłopaka dość niemiłe słowa, które go sprowokowały. 

— Ile razy możemy Ci mówić, że nie możesz zawierać osobistych kontaktów z naszymi pracownikami? Jeszcze rozmawiałaś z jednym z nich podczas balu! Wyglądaliście żałośnie.— stwierdziła moja mama na co wzięłam wdech. 

— Więcej się to nie powtórzy. 

— Zdecydowanie to się nie ma już powtórzyć. Masz zakaz przeprowadzania z obsługą osobistych rozmów. 

— Wzywał mnie pan. — Loyd wchodząc do pomieszczenia skinął głową w kierunku moich rodziców. 

— Tak, Loyd. Zaprowadź naszą córkę do pokoju. 

Brunet pokiwał głową. Westchnęłam głośno i ruszyłam w kierunku swojego pokoju nie czekając za Loydem. Miałam gdzieś czy idzie za mną czy, nie. Po krótkim spacerze po pałacu znalazłam się w pokoju i usiadłam na krześle od toaletki. Mój wzrok wylądował na zdjęciu, które było oprawione w ramce. Na fotografii byłam ja z Loganem. W zasadzie ja znajdowałam się w łóżeczku, a on stał nade mną i się uśmiechał. Wtedy byliśmy dziećmi, które nic nie rozumieją. 

Logan jak byliśmy już oboje trochę starsi nazwał mnie huraganem. Stwierdził, że jak weszłam w jego życie wszystko zmieniłam, nadal myślę, czy te słowa były wypowiedziane w pozytywnym sensie. Na zewnątrz było ciemno więc jak spojrzałam w stronę wyjścia na taras nic nie wiedziałam. Zdziwił mnie fakt jak nagle w moje okno uderzył kamień, a moim oczom ukazał się...

A.

Dance of DeathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz