Rozdział 12

64 6 21
                                    

LOYD

Byłem cholernie przerażony. Siedziałem przed salą szpitalną razem z chłopakami oraz Sabriną czekając na Logana i jej rodziców. Nie mogłem stracić i jej. Pominę fakt, że były strasznie podobne. Straciłem już swoją siostrę, nie mogłem stracić również Grace Mayers. Była zbyt ważna. Była cholernie ważną częścią mnie, jakkolwiek to brzmi. Teraz uświadomiłem sobie jak bardzo jej potrzebowałem do funkcjonowania. Nie zdawałem sobie z tego sprawy jak byłem u siebie w mieszkaniu i miałem świadomość, że nic jej nie jest. Teraz oddałbym wszystko, aby wparować do tej sali i znaleźć się po prostu blisko niej. Ona musiała żyć. Potrzebowałem jej. 

Straciłem teoretycznie dwie ważne osoby w moim życiu. Moją starszą siostrę Elenę oraz moją mamę. Powód tych dwóch cholernie trudnych dla mnie strat był jeden. Tym powodem był człowiek, który podobno był moim ojcem. Dlaczego rodzic przyczynia się do cierpienia swojego dziecka? Dlaczego właśnie przez niego to wszystko się stało? Marzyłem o tym, aby mieć z ojcem normalną relację. Podczas gdy inne dzieciaki grały ze swoimi ojcami w piłkę na podwórku, mój podpalał mi skórę zapalniczką albo robił inne gówno. Chciałem się bronić i robiłem to. Broniłem mamę i Elenę, ale najwyraźniej nie byłem wystarczająco dobry. Byłem słaby.  Nie zdołałem ich uchronić. Tak samo, jak teraz nie udało mi się ochronić mojej Grace. 

— Co jej się stało? — usłyszałem głos Logana. Uniosłem na niego wzrok, a zaraz za nim stali ich rodzice. Wszyscy mamy przerąbane. 

— Co do cholery moja córka tutaj robiła? — tata Grace swoje pytanie skierował do mnie. 

— Przepraszam, to moja wina — odezwałem się i poczułem wzrok chłopaków na sobie. — Grace miała dzień wolny, a więc namówiłem chłopaków żebyśmy zabrali ją na wycieczkę. To tylko i wyłącznie moja wina — dodałem na jednym tchu. 

— Jej winą jest, że trafiła do szpitala — oznajmiła jej mama. — Domyślamy się, dlaczego do niego trafiła. Dziękujemy Loyd za szczerość, ale niestety nie będziemy mogli tego tak zostawić. Zostaniesz zawieszony w pracy na dwa tygodnie — moją odpowiedzią na te słowa było jedynie pokiwanie głową. Nie uchroniłem jej. 

***

Rodzice Grace rozmawiali z lekarzem w sali, a my wszyscy staliśmy przed nią. Obudziła się i żyję. Gdy to usłyszałem kamień spadł mi z serca. Jedyne czego teraz pragnąłem to znalezienie się obok niej. Straciłem dla niej głowę. Nadal nie usłyszałem co wywołało na nią taką reakcję. Była na coś uczulona? Osłabienie? Wysoka temperatura tak na nią wpłynęła? Musiałem się tego dowiedzieć. Chce ją chronić. Wtedy nie wiedziałem, że będę musiał chronić ją przed dwoma osobami, sobą i samą nią. 

Bałem się, że ją stracę. Pragnąłem mieć ją w zasięgu wzroku. Pragnąłem na nią patrzeć. Cholera jasna...to znaczy, że się w niej zakochałem? Kocham ją? 

Wtedy właśnie sobie to uświadomiłem. Zakochałem się w mojej księżniczce. W młodszej siostrze mojego przyjaciela. W promyku, który rozświetlał mi każdy dzień. Zakochałem się w Grace Mayers.

GRACE

Gdy otworzyłam oczy byłam zmuszona je natychmiast zamknąć. 

— Durne światło — mruknęłam szeptem do siebie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i wtedy zrozumiałam, że to sala szpitalna. Dlaczego znów to zrobiłam? Znów zawiodłam. Żadna nowość. Usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi i wtedy zobaczyłam lekarza oraz moich rodziców. Kiedy drzwi się zamknęły wtedy zaczęła się dyskusja, która dotyczyła mojej osoby. Normalnie bym się do niej włączyła, ale dziś nie miałam siły. Leżałam i wpatrywałam się w sufit. Tylko na tyle było mnie stać. Dopiero w tamtym momencie byłam słaba.  Po dłuższym czasie usłyszałam dźwięk otwierających się, a następnie zamykających się drzwi. Już wtedy wiedziałam, że będzie ciekawie. 

— Co ty sobie myślałaś durna dziewucho? — warknął mój ojciec. 

— W narkomanie jeszcze masz zamiar się bawić? — prychnęła matka zbliżając się w moją stronę. Położyła dłoń na mojej szyi, którą stopniowo zaczęła coraz bardziej ściskać. — Nie powiesz o tym nikomu. Logan czy Ci twoi durni ochroniarze nie mają o tym wiedzieć. Jesteś przemęczona i pogoda tak na ciebie wpływa, prawda? — nie mogłam złapać powietrza. Płakałam, łkałam, a moja matka i ojciec po prostu mi się przyglądali. Złapałam ją za nadgarstek, a następnie próbowałam ją odciągnąć, ale w niczym to nie pomogło. Pogorszyło tylko sprawę. W końcu mnie puściła, a ja uniosłam się do siadu łapiąc się za obolałe miejsce ciężko oddychając. Łapczywie brałam każdy oddech. — Wiesz co masz mówić? — pokiwałam głową na tak. 

— Języka w buzi Ci zabrakło, narkomanko?— sposób, w jaki mój ojciec zaakcentował ostatnie słowo bolał. Strasznie bolał. 

—Zrozumiałam — odpowiedziałam cicho. Zobaczyłam, że oboje kierują się w stronę wyjścia. Nie mogłam płakać, ale nie dlatego, że nie chciałam czy się bałam. Nie miałam już na to siły. 

— Zostawcie jeszcze ją. Czuje się koszmarnie i poszła spać. Pójdziemy załatwić przeniesienie opieki szpitalnej do zamku, nie wchodźcie do niej — oznajmił mój ojciec, zapewne do chłopaków. Idiota.

Sięgnęłam po telefon i spojrzałam w powiadomienia. Instagram, wiadomości ogólne, grafik, nieodebrane połączenia sprzed paru dni i...znów ten numer. Wzięłam głęboki wdech. Utkwiłam wzrok w białej ścianie przede mną. Po dłuższej chwili postanowiłam wejść w konwersacje. 

Od: Nieznany.

Ojej, Grace. Widziałem jak wynoszą Cię z domu Sabriny ratownicy. Nie odbieraj mi tej frajdy i pozwól wykończyć mi się sama, gwiazdko. 

Rozszerzyłam oczy po przeczytaniu wiadomości. Jak mnie widział? Znał Sabrinę? On chce mnie wykończyć.

Wtedy sądziłam, że ten człowiek jest osobą, przed którą trzeba mnie chronić. Nie była to prawda. Taką osobą był chłopak, którego pokochałam.

A.

Dance of DeathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz