Rozdział 3

149 11 24
                                    

GRACE

Ludzie myślący o królewskich balach mają na myśli ładne suknie, orkiestrę, wykwintne jedzenie oraz ładnych książąt. To ostatnie chyba najbardziej. Oczywiście, że się co do tego zgodzę, lecz te bale nie są wcale takie przyjemne. Masa toksycznych ludzi, którzy niby chcą dla ciebie dobrze, ale i tak zawsze będą czekać aż podwinie Ci się noga. Dlatego ich nienawidzę. Dodatkowo miało to być moje pierwsze wystąpienie publiczne od wypadku mojego brata. Na mnie spadły jego obowiązki co mnie przytłaczało. Zawsze z naszej dwójki to ja byłam tą mniej lubianą. Byłam tą, która nie docenia szansy, którą dali jej rodzice. Czy aby na pewno o nią prosiłam? Nie miałam szansy wypowiedzieć się przez szesnaście lat mojego życia kim naprawdę jestem. Nie miałam szansy, aby pokazać jaka, jestem naprawdę.

Głośno westchnęłam widząc swoje odbicie w lustrze. Jak ja tego kurewsko nienawidzę. Kremowa  długa rozkloszowana sukienka idealnie dopasowała się do mojego ciała. Bufiaste krótkie rękawy dość mnie irytowały, ale co mogłam zrobić? Moje blond włosy były pokręcone, a delikatny prosty makijaż idealnie podkreślał całą stylizację. Spojrzałam na zegar ustawiony na białej komodzie — wskazywał siedemnastą. Powinnam już być na dole. Nagle po pokoju rozległ się dźwięk pukania do drzwi, odpowiedziałam ,,proszę''

— Cześć — usłyszałam niski ton głosu więc mój wzrok od razu powędrował w stronę drzwi. Moim oczom ukazał się chłopak, którego znałam. Był to Asher, jeden z moich ochroniarzy. — Loyd kazał mi sprawdzić, czy wszystko w porządku. Powinnaś być na balu. 

— Tak, wiem. Dziękuję za troskę, zaraz zejdę — odrzekłam. Z nim wczoraj w altanie rozmawiałam najmniej. Było widać, że był — i nadal jest — do mojej osoby uprzedzony. Pokiwał głową na moją odpowiedz i wyszedł z pomieszczenia. Głośno westchnęłam. Musiałam tam iść. Ostatni raz spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i ruszyłam do sali balowej. 

Jak szybko weszłam do tej sali tak szybko chciałam z niej wyjść. Masa fałszywych uśmiechów były kierowane do mojej osoby. Co jakiś czas przychodziły do mnie osoby, które się ze mną witały. Kiedyś cholernie mnie to irytowało, lecz teraz jest mi już obojętne. Logan zawsze przeżywał tę sytuację, przed jakimkolwiek balem nawijał tylko o tym, że może się wygłupić witając się z kimś. Mi było wszystko jedno czy się wygłupie, czy nie. Wspominałam już, że byłam tą mniej lubianą? 

— Zwariowałaś?— podeszła do mnie moja rodzicielka, która była bardzo zdenerwowana. Zmarszczyłam brwi, ponieważ nie rozumiałam o co jej chodzi. — Masz objąć tron, a spóźniasz się na przyjęcie?— mówiła to tak abym tylko ja to usłyszała.

— Spóźniałam się jakieś pięć minut, nic się nie stało. 

— Stało się.

Błagam zabierzcie mnie do prawdziwego domu. 

Nawet nie potrafisz się nie spóźnić. 

Spokojnie, Grace. 

— Twój brat by się za ciebie wstydził. 

Mój brat. To był mój czuły punkt. On jako jedyny mnie zawsze wspierał. W dzieciństwie to z nim spędzałam czas. On czytał mi bajki na dobranoc. On mi pomagał. On jako jedyny we mnie wierzył, a teraz go nie ma. Leży w pieprzonej śpiączce i nawet nie wiadomo czy z niej wyjdzie. Wolałabym, żeby ten człowiek trafił mnie, nie jego. Ten jeden raz chciałabym być na jego miejscu. 

— Ty powinnaś być na jego miejscu. — powiedziała prosto do mojego ucha, a następnie odeszła. 

Wiem, mamo.  

Łzy same po tych słowach napłynęły mi do oczu. Czemu po prostu nie mogłam się przyzwyczaić do jej komentarzy? Otarłam pojedyncze łzy i skierowałam się w kierunku stołu, przy którym siedział mój tata. Może tam będzie lepiej. Zajęłam wolne miejsce przez co wzrok mojego ojca od razu znalazł się na mnie. 

— Wszystko w porządku? 

— Tak — odpowiedziałam krótko posyłając mu lekki uśmiech.  Z cudem się nie popłakałam. 

— Świetnie. W takim razie weź się w końcu w garść i zachowuj się jak powinnaś — było za miło. 

— W porządku. 

Na moją odpowiedz szepnął coś sam do siebie, ale nie zrozumiałam o co mu chodziło. Wpatrywałam się w tańczących ludzi szukając twarzy mojej przyjaciółki, ale bez żadnych skutków. Cholera wie gdzie jest, miała się zjawić. Po dłuższym czasie przy stole pojawił się mój drugi rodzic. 

— Może byś poszła do gości? —  odparła moja mama. 

— Na tą chwilę nie czuje takiej potrzeby. 

— To lepiej poczuj. Ty naprawdę nie potrafisz nic zrobić dobrze, a nie przepraszam. Potrafisz rysować te swoje bazgroły, które do niczego cię nie doprowadzą — nie odpowiedziałam nic na to. W mojej głowie pojawił się głos Logana, który powtarza, że nie mam dać się sprowokować. Mam pokazać, że mnie to nie rusza.

— Mama coś do ciebie powiedziała, Grace. 

Ponownie nic nie odpowiedziałam. 

— Grace. 

Znów. 

— Grace Myers. 

Znów to samo. 

— Jesteś bezczelna. Nie dziwię się, że twój brat przestał stawać w twojej obronie i zgadzać się z nami. 

Co?

Wstałam od stołu i skierowałam się w stronę wyjścia na taras. To nie mogła być przecież prawda. Nigdy by tego nie zrobił. Chyba nie zrobił. Gdy znalazłam się sama na tarasie od razu emocje we mnie pękły. Zdawałam sobie sprawę, że moja psychika nie należała do najlepszych. Płakałam jak durna, ale nikt tego nie wiedział, prawda? 

— Nie wiedziałem, że księżniczki na takich balach płaczą. Myślałem bardziej, że są podrywane przez książęta co im jak najbardziej odpowiada. 

Odwróciłam się i moim oczom ukazał się wysoki brunet z papierosem w dłoni. Loyd.

— Wybacz mi, że zniszczyłam twoje spostrzegania na świat królewski — chłopak parsknął śmiechem i ustał obok mnie opierając się o barierkę.

 — Na poważnie, co się stało? — wyrzucił niedopałek papierosa za barierkę. — Rodzice? Logan wspominał, że nie macie z nimi łatwo. 

— Jeśli znasz powód to dlaczego się o niego pytasz? 

— Słuchaj, wiem, że to nie jest łatwe. Słyszysz totalne gówna od ludzi, dla których powinnaś coś znaczyć, ale tego nie zmienimy. Nie słuchaj ich głupiego pieprzenia. No i ja sobie chyba z nimi też pogadam, przez nich zniszczyłaś mi obraz idealnej rodziny królewskiej — ostatnie słowa powiedział żartobliwie na co kąciki moich ust powędrowały ku górze. 

— Tak mi przykro. 

— Mi również. 

— Czy to dziwne, że najchętniej bym stąd uciekła? 

— Uważam, że dość dobrze byś uargumentowała odpowiedz przeciwną, a więc się z tobą zgodzę. — parsknęłam śmiechem, na co chłopak popatrzył się na mnie. — Tak serio,  to odpowiadając na twoje pytanie. Nie, większość chce uciec od swojego życia. Dlatego nie rozumiem jak ktoś może zazdrościć drugiej osobie w jaki sposób ona funkcjonuje. To cholernie głupie. Nie jesteśmy pierdolonymi ideałami. — odparł. Popatrzyłam na niego. 

— Ty też chciałbyś uciec od swojego życia? 

— Ja już to zrobiłem. Nie jestem z Hiszpanii tylko z Anglii. Wyprowadziłem się na stałe krótko po mojej osiemnastce. Mama nie żyje, a ojciec jest alkoholikiem. Jedno swoje dziecko już wykończył, nie chciałem aby zrobił to samo z drugim. Chociaż wolałbym być na miejscu mojej siostry — stwierdził na co zmarszczyłam brwi, co ewidentnie zauważył — Popełniła samobójstwo jak miałem czternaście lat. Ojciec znęcał się nad nią, zresztą nade mną również, ale jakoś to przeżyłem. 

— Przykro mi — oznajmiłam. 

— Mi też. 

Wtedy zrozumiałam, że raczej szybko złapie bliższy kontakt z Loydem.

Dance of DeathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz