Rozdział 3

113 9 0
                                    

— Zyskałeś tu sobie już niemałą sławę — powiedziała Alyss z uśmiechem, gdy dwie godziny później zasiedli do posiłku. Wróciła od barona wyjątkowo zadowolona, wręcz promieniała i jeszcze kilka lat, a może nawet miesięcy wcześniej Will byłby nią zauroczony. Teraz jednak jedynie poruszył się niezręcznie na krześle i nalał sobie kolejny kieliszek białego wina, które przez Delię przekazał im zajmujący się należącą do karczmy piwnicą z winami Denis. Dość ironicznie dziewczyna przyniosła chyba najlepszy trunek, jaki mieli. Wolałby wypić go z nią podczas jakiegoś święta, w przyjemnej, niemal rodzinnej atmosferze, może w towarzystwie ich rodzin… marzenia. Nic więcej niż tylko marzenia. 

Cóż, przynajmniej wino było dobre. Pomagało trochę rozluźnić się w tej niezręcznej sytuacji. Will wiedział już, że popełnił błąd, gdy rok wcześniej pod wpływem impulsu wymienił z Alyss pocałunek podczas jednej z nocy spędzonych nad płynącą w pobliżu zamku Redmont rzeką. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Próbował powiedzieć dziewczynie, że nic z tego nie będzie, że widzi w niej tylko przyjaciółkę, z którą może od czasu do czasu porozmawiać o sytuacji w lennie czy wymienić anegdotki dotyczące różnych lordów. Starał się jej to przekazać jak najbardziej delikatnie, bo mimo wszystko przez spędzone u Halta lata zdążył polubić Alyss i nie chciał zranić jej uczuć bardziej niż to konieczne. Mógł się założyć, że dziewczyna znajdzie sobie wkrótce kogoś, kto naprawdę na nią zasługiwał – o ile tylko sobie na to pozwoli. 

— Moje działania to nic więcej niż tylko odruch — odparł całkowicie szczerze. — Na świadomym poziomie to wszystko trochę mnie przytłacza. 

— Odruch? — Alyss prychnęła, patrząc na niego przenikliwie, tak, jakby próbowała zrozumieć, co kryje się w umyśle młodzieńca. — Odruchowo zaprosiłeś Skandian na ucztę? Odruchowo powstrzymałeś rozlew krwi ceną kilku zwierząt i beczek wina? Śmiem rzec, że poradziłeś sobie całkiem dobrze.

Will westchnął cicho. Powinien się domyślić, że kurierka tego nie zrozumie, choć już kiedyś tłumaczył jej, że nie analizuje wszystkiego na tym samym poziomie świadomości, co ona. Owszem, był z siebie dumny, bo udało mu się sprawnie rozwiązać pierwszy poważny problem w lennie, ale tak naprawdę nie myślał wtedy tak trzeźwo, jak zapewne zrobiłaby to Alyss czy George, ich kolega ze Szkoły Skrybów. William kierował się często instynktem i to pod jego wpływem podejmował decyzje, które potem dopracowywał w międzyczasie. Przynajmniej wtedy, gdy musiał działać szybko, tak jak podczas spotkania z załogą wilczego okrętu. 

Tak, to był odruch. To był odruch, bo Will od lat działał odruchowo. Tylko dlatego wciąż żył. 

— Gdy już pozna się Skandian, radzenie z nimi nie jest zbyt trudne — odparł delikatnym tonem i uśmiechnął się lekko. Tak, czuł dumę z tego, co zrobił, ale nie było to nic wielkiego. Wielu zwiadowców postąpiłoby podobnie, a może nawet i znalazłoby lepsze sposoby na zażegnanie konfliktu. — Zresztą było warto tylko po to, by zobaczyć tych wszystkich wyniosłych rycerzy oraz ich damy przy stole z hordą morskich wilków. — Zaśmiał się krótko i wziął kolejny łyk wina. 

Alyss odrobinę zmarszczyła brwi. Również upiła łyk trunku.

— Nie ryzykowałeś trochę za bardzo? — zapytała z odrobiną niepokoju. — Bądź co bądź, w tak… — zawahała się, szukając odpowiedniego słowa — egzotycznym gronie mogło zdarzyć się wiele.

Will pokręcił gwałtownie głową. Wziął głęboki oddech.

— Muszę się nie zgodzić — stwierdził stanowczo. — Gundar, kapitan okrętu, dał słowo sternika. Nigdy nie złamałby takiej przysięgi. Skandianie to honorowi ludzie, szczególnie, gdy w grę wchodzi taka obietnica — wyjaśnił. Spędził z mieszkańcami tego kraju wystarczająco dużo czasu, by poznać nieco ich zwyczaje. — Z kolei Norris nie ma problemów z utrzymaniem w ryzach swoich ludzi. Chociaż tyle mógł zrobić — mruknął znacząco.

Lordowie z MacindawOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz