Rozdział 4

86 9 2
                                    

— Mówił ci ktoś, Delio, że jesteś bohaterką? — zapytał Will, po czym roześmiał się miękko na widok dziewczyny. 

Ta w odpowiedzi błysnęła zębami w szerokim uśmiechu. Przykucnęła obok Buttle’a i zaczęła przeszukiwać jego kieszenie w poszukiwaniu monet.

— Nader zgrabnie sobie z nim poradziłeś — odezwała się tymczasem Alyss do zwiadowcy, zachwycona szybkością jego reakcji. — A co ty tu robisz? — dodała znacznie mniej przyjaznym tonem, skierowawszy spojrzenie na Delię.

Córka Edwiny schowała do kieszeni garść monet.

— Odbieram zaległą zapłatę za posiłki i trunki wypite w naszej karczmie — odparła neutralnie i rozejrzała się po izbie. — Ładna ta włócznia była. Myślisz, że da się ją jakoś naprawić? — rzuciła do Willa, wskazawszy leżące na podłodze części broni.

— Jasne — odparł ten bez wahania. 

Wymagało to, co prawda, interwencji człowieka doświadczonego w naprawach tego typu, jednak gdyby taki dostał włócznię w swoje ręce, wciąż mogłaby służyć przez wiele lat. Z tego, co pamiętał młodzieniec, w samym Seacliff dało się znaleźć kogoś z wystarczającymi umiejętnościami. A że Delia była znana i lubiana w okolicy, tak samo jak jej rodzice, na pewno nikt nie próbowałby zmusić jej do zapłacenia nie wiadomo, ile. 

— To może ja ją sobie wezmę? — rzuciła dziewczyna, która wyraźnie miała ochotę na tę broń. Patrzyła na nią z czymś łudząco podobnym do tęsknoty, tak, jakby wręcz od lat pragnęła trzymać podobną w rękach.

— Tylko trzymaj ją z dala ode mnie — zaśmiał się Will, sprawiając tym samym, że Delia uśmiechnęła się szeroko. Schyliła się i wrzuciła grot włóczni do koszyka, a drzewce ścisnęła w dłoni.

— Nie wierzysz w moje umiejętności? — odparła żartobliwie, pokręciwszy drewnem w powietrzu. 

Zwiadowca uniósł brew, odsunąwszy się odrobinę. Na jego ustach błąkał się ledwo widoczny uśmiech.

— Mam być szczery czy miły? — zapytał z pełną powagą, sprawiając tym samym, że dziewczyna prychnęła z udawanym oburzeniem.

— A idź ty. — Machnęła na niego ręką. — Możesz mnie nauczyć, skoro tak znasz się na włóczniach. — Jej zielone oczy błyszczały wyzywająco.

— Jasne, tylko poszukam miejsca w swoim napiętym harmonogramie.

— Will, kochanie, ty nie masz żadnego harmonogramu.

Zarówno William, jak i Delia zachichotali, patrząc po sobie z uśmiechami na twarzach. Jednak ta chwila nie mogła trwać wiecznie, szczególnie że nie byli w pomieszczeniu sami, o czym zdążyli niemal zapomnieć.

— To jednak dość dziwne, że znalazłaś się tutaj akurat teraz — odezwała się Alyss niezbyt przyjaznym tonem. Mierzyła pannę Temple uważnym, chłodnym spojrzeniem pełnym nieskrywanej nieufności. Każdy głupiec dostrzegłby, że nie podoba jej się to, czego była świadkiem. 

Delia westchnęła i spojrzała na sufit, jakby szukając tam jakiegoś bóstwa, które ześle jej siły oraz cierpliwość do zmierzenia się z podejrzeniami kurierki.

— Cóż, usłyszałam, że ten drań wybiera się po psa i uznałam, że może przyda wam się mała pomoc — odparła i wzruszyła lekko ramionami. — Nie powinnam wątpić w twoje umiejętności, bo widzę, że nie miałbyś problemów z poradzeniem sobie z nim, ale po prostu się martwiłam — dodała bezpośrednio do Willa, uśmiechnąwszy się nieco przepraszająco w stronę zwiadowcy. 

Ten jednak nie miał jej tego za złe, wręcz przeciwnie. Poczuł ciepło na sercu, gdy dotarło do niego, że ktoś niepokoił się o niego na tyle, by być gotowym do zmierzenia się z takim osobnikiem jak John Buttle. Szczególnie że Delia nie należała do jego rodziny; nie znali się też zbyt długo. Mimo to dziewczyna nie tylko martwiła się, ale i zdecydowała się pomóc – nie dlatego, że nie wierzyła w umiejętności zwiadowcy. o prostu zdawała sobie sprawę, że po kilku kieliszkach wina, zajęty rozmową z przyjaciółką, może być rozproszony i nie zareagować wystarczająco szybko. 

Lordowie z MacindawOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz