1

14 1 0
                                    

Wiecie co najbardziej ceniłem w wieżowcach? Mieszkasz sobie, na takim.. powiedzmy dwudziestym piętrze. Wstajesz rano i wita cię panorama twojego ukochanego miasta. Słońce przedziera się każdą możliwą szczeliną i kawałkami szkła do wnętrza, rozlewając wręcz pulsujące ciepło po całym mieszkaniu. 

To tylko jeden z niewielu plusów, więc do listy dorzućcie jeszcze intymność, ciszę i spokój bez wścibskich sąsiadów. Nie zniósłbym wlepionych par oczu w szyby, każdego wieczora kiedy mam ochotę przejść salonem nago. 

Z mojego okna rozpościera się widok na główną drogę szybkiego ruchu, oraz uroczy park. Ledwo, ale nadal, możecie dostrzec malutkie sklepiki z miejscowym rzemiosłem, piekarnie, kwiaciarnie, a także moje ulubione atelier, gdzie stacjonuje Paolo Venezzia, najlepszy modysta z Włoch. Paolo śmieje się, że określenie modysta zupełnie do niego nie pasuje, dlatego wszyscy których znam mówią, że w Londynie urzęduje najlepsza modystka w mieście.

Wyobrażacie sobie zdziwienie na twarzach ludzi, kiedy dowiadują się, że Paolo nie jest wcale kobietą? Z jego zachowania oraz zamiłowania do tej pracy, można powiedzieć, że Bóg musiał nieźle namieszać robiąc z Paoli Paola jeszcze w łonie matki. Oczywiście sam mężczyzna nie ingeruje już w tak głębokie sprawy, ale cieszy się szerokim uznaniem w gronie osób modnych, bogatych i sprzedających swoje imię w mediach. 

Kiedy się tu przeprowadziłem, mieszkanie stało odłogiem, puste i zapomniane. Nawet promienie słońca nie potrafiły rozweselić gołych ścian pokrytych nierówną warstwą farby, a okna były tak brudne, że straciłem nadzieję na dobry początek. W równe trzy tygodnie uporałem się z generalnym remontem jak i sprowadzeniem mebli. Udekorowałem wszystko po swojemu, aby choć trochę przypomnieć sobie wystrój domu z dzieciństwa. Pamiętam, ze cieszyłem się jak dziecko na cukierka, kiedy w końcu głęboko odetchnąłem i pomyślałem, że była to ostatnia noc na cholernie niewygodnym materacu, gdzie sprężyny wbijały mi się w lędźwie, a remont nareszcie dobiegł końca. 

Jako pan domu, niczym za dotknięciem czarodziejskiej  różdżki, położyłem wtedy ostatni element wystroju przed drzwiami wejściowymi. "Welcome home", głosił napis na wycieraczce, a ja parsknąłem tylko głośno z sarkazmem. Ostatnie piętro - czyli moje - było niezamieszkane, więc jedna samotna wycieraczka pośród reszty sześciu par drzwi, wyglądała conajmniej komicznie jakby drwiła i ze mnie i z sytuacji w jakiej się znalazłem. 

Po roku wolne mieszkania zaczęły się zapełniać, na moją korzyść, tylko osobami bezdzietnymi. Poznałem wszystkich sąsiadów i urządziłem mały wieczorek zapoznawczy na który nikt nie przyszedł. Tyle dobrego, że chociaż potrafimy rzucić cichym i oschłym "dzień dobry" do swoich spuszczonych, mijanych na klatce schodowej głów. 

Poranek leniwie przeciągał się na moich oczach, kiedy ja, rześko i energicznie, przeciągałem się na jego. Mój domowy smart system powitał sto metrów kwadratowych pustki tą samą, niezmienną stacją radiową i znienawidzonym przeze mnie głosem spikera J-Keana. 

Ginger wylegiwał się na niezaścielonym łóżku, słodko pochrapując przez sen. Adoptowałem go w tym roku. Patrzył na mnie smutnymi, miodowo-orzechowymi ślepiami, zaczepiając jedną łapę o kratę kojca. Jego kręcone futerko było zaniedbane, miał za długie pazury i ogromne kołtuny sierści na uszach. Wróciłem do schroniska z nową obrożą i smyczą, zabierając go do wiecznego domu. Po śmierci Dusty'ego i Prudence nie miałem serca przygarnąć kota, który przypominałby mi o wszystkich dobrych chwilach dzieciństwa. 

Ekspres wydał z siebie cichy szum kiedy mielił ziarna kawy, żeby już po chwili wypluć z siebie czarny jak smoła trunek. Spienione mleko, półtora łyżeczki cukru i świeży croissant odgrzany w piekarniku. Usiadłem przy wyspie kuchennej dalej chłonąc słońce i przeglądając poranne wiadomości na stronie internetowej pierwszego lepszego brukowca. Znad parującego kubka kawy, wszystko wydawało się dobre i przyjemne. Natrafiłem na artykuł; nagłówek wielkimi literami, czcionką przypominającą brzydkie krzaki na zarośniętym ogrodzie. "Harry Styles, najmodniejszy architekt i ogrodnik dwa tysiące dwudziestego roku. Zdecyduj sam czy chcesz mieć ogród prosto spod jego rąk!"

Bez południa - zabierz mnie do ogrodów miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz