Z perspektywy Louisa
- Santa Monica Beach, proszę - rzuciłem chłodno do kierowcy taksówki, moszcząc się wygodniej na siedzeniu.
Ostatnie letnie dni. Jak wygląda jesień w Stanach? Czy jest tak, jak pokazują to w telewizji, albo na Pintereście? Czy spice pumpkin latte to jedyny napój jaki wszyscy są w stanie tolerować, a Starbucks odnotowuje turbo wzrost na giełdzie tylko w tym okresie?
To miała być moja pierwsza jesień w Stanach od czasu wyprowadzki z Anglii i byłem cholernie podekscytowany. Chciałem ubrać dom w te obrzydliwe pajęczyny, przyczepić na niewidzialnych nitkach świeczki nad frontowymi drzwiami niczym w Harrym Potterze i obsypać pół podjazdu wydrążonymi dyniami.
Czułem, że potrzebuję tego by stać się pełnoprawnym Amerykaninem, częstując przebrane w najbardziej kiczowate stroje dzieci, ochoczo wyciągające ręce po słodkości.
Wyobrażałem sobie siebie i moją rodzinę. Przygotowania do Halloween, wycinanie koślawych uśmiechów w dyniach, ostatnie szybkie zakupy w Walmarcie, by z pewnością nie zabrakło nam cukierków, malowanie twarzy i wybieranie odpowiednich kostiumów zgodnie z panującą modą. Pod nogami kręciłyby się psy w prześcieradłach, z wyciętymi otworami na oczy i mokre nosy, a mój.. mąż? Tak, zdecydowanie.. Wyciągałby z piekarnika gorące pomarańczowe babeczki, gotowe do lukrowania i obsypania cukrowymi kośćmi z podobiznami wiedźm.
Nie pamiętam, abym kiedykolwiek wypowiedział na głos cokolwiek, o czym marzyłem. Żyłem snem na jawie po cichu, bojąc się, że ktoś może mi to odebrać, albo co gorsza - skrzywdzić, twierdzeniem że nie zasługuje na taki los. Od kiedy zrozumiałem, że nigdy nie stworzę "normalnej" jak to się przyjęło rodziny z kobietą, a ludzie i świat mogą być wrogo do mnie nastawieni z powodu "inności" jaką się odznaczałem, moja pewność siebie uleciała jak powietrze z pękniętego balonu i być może dlatego nie potrafiłem zrobić pierwszego kroku w kierunku żadnego mężczyzny.
Do czasu, aż nie poznałem Harry'ego.
- Przepraszam, będę musiał pana wysadzić tutaj. Złapaliśmy gumę - kierowca taksówki zamruczał pod nosem na tyle cicho, że chciałem go prosić o powtórzenie.
- Cudownie - odparłem, okazując swoje niezadowolenie z całej sytuacji.
- Oczywiście nie policzę panu za ten przejazd, biorę to na siebie. Bardzo mi przykro. Mogę zadzwonić po kolegę, zaraz po pana przyjedzie.
- Dziękuję, został tylko kawałek. Przejdę się. Miłego dnia, do widzenia - rzuciłem i wysiadłem z pojazdu.
Zupełnie niepotrzebnie się zdenerwowałem. To ludzka rzecz i mogła się przydarzyć każdemu, w najmniej oczekiwanym momencie. Nałożyłem na nos okulary przeciwsłoneczne i ruszyłem dziarskim krokiem w stronę Santa Monica Pier.
Zaplanowałem ten dzień co do szczegółu. Co prawda nie dałem wyboru Haroldowi; miał piętnaście minut na to, żeby zebrać się z hurtowni i pojawić się nad oceanem. Doceniałem każdą minutę, którą spędzał na moim ogrodzie, pilnując aby skończyć prace szybciej niż założył. To były ostatnie dni wykańczania mojej "małej Anglii". Morska bryza była już wyczuwalna, lekki wiatr smagał moje włosy, policzki i kostki. Byłbym totalnie nieodpowiedzialnym debilem, gdybym się nie przyznał wtedy, że chcę kontynuować te cholernie randki nawet jeśli Harry zakończy zlecenie.
W Yellow Barn, wtedy ten pierwszy raz.. Jakbym dostał obuchem w głowę. Widziałem go wcześniej przez szybę. Skocznym krokiem przechodził przez pasy na drugą stronę ulicy, by wejść do kawiarni. Był absolutnie perfekcyjny nawet z daleka. Czułem się na tyle onieśmielony, że nawet nie podniosłem głowy, gdy podszedł do stolika. Przywitał się i przedstawił, a mi brakowało słów żeby powiedzieć jak mam na imię. W jednej sekundzie potrzebowałem słownika języka angielskiego, żeby odnaleźć kilka zdań i przeprowadzić zwyczajną, ludzką rozmowę.
CZYTASZ
Bez południa - zabierz mnie do ogrodów miłości
Hayran KurguHarry - wschodząca gwiazda architektury ogrodów i Louis, potężny muzyk. Ich drogi przecinają się w Kalifornii, gdzie zza rogu bacznie obserwuje ich wścibski Niall.