Skierowałem się z powrotem do biura. Chciałem zakończyć ten dzień szybciej, odesłać próbki do laboratorium i wyciągnąć nogi na kanapie.
Rzuciłem torbę na podłogę i wyciągnąłem czyste koperty z szuflady. Zacząłem od podpisywania każdej z nich dokładną datą i godziną, a także miejscem pobrania próbki. Krótka notatka dla Katelynn zawsze okazywała się wielce pomocna, bo dziewczyna znała się na swoim fachu i nie raz służyła dobrą radą. Pamiętam, jak skutecznie odwiodła mnie od planu zasadzenia azalii na podłożu które nawet nie przypominało kwaśnego, choć zarzekałem się, że jego wymiana zadziała cuda. Tak samo uparty był klient który przekonał się, jak po zaledwie dwóch miesiącach wszystkie sadzonki obumarły. Zwróciłem jej honor i uznałem, że mądrego warto posłuchać.
Robiłem błędy. Mimo studiów i wiedzy jaką nabyłem przez te wszystkie lata, powinęła mi się noga raz czy dwa. Ale przecież o to chodzi, prawda? Człowiek to maszyna stworzona do uczenia się na własnych błędach. A z reguły nigdy nie zdarzyło mi się popełnić dwa razy tego samego.
Na studiach miałem kumpla. Miał na imię Gary, codziennie przychodził w brudnych ciuchach. Cuchnęło od niego obornikiem i wiecznie miał poparzone ręce od pokrzyw. Uprawiał w domu lawendę i wykupował wszystkie drożdże w okolicy. Po odwiedzeniu jego małej szklarni, zrozumiałem, że wcale nie miał drugiego zamiłowania jak pieczenie ciast czy chlebów - podlewał tymi drożdżami swoje roślinki, bo już wtedy wiedział że działają cuda. I tego właśnie się nauczyłem od Gary'ego - choćby brali cię za szaleńca, rób to co kochasz. Ucz się na własnych błędach, nie ważne jak miałbyś przez nie cierpieć. Właśnie ta wspomniana wcześniej pokrzywa uczyniła z niego magistra inżyniera ogrodnictwa.
Wrzuciłem szczelnie zamknięte torebki do kopert i wyszedłem z biura. Podrzuciłem koperty na recepcję w laboratorium i miałem fajrant. Czas do domu.
"Za jakieś dziesięć minut jestem u siebie, możesz wpadać."
Odpowiedź przyszła po niespełna minucie.
"Ginger się zesrał w domu, ale posprzątałem. Na dworze też był. Czekam na ciebie kociaku x."
Jak wielkim faux pas z mojej strony było danie Niallowi zapasowego klucza? Żadnym. Ominęła mnie cuchnąca niespodzianka. Same plusy, zero minusów.
***
- Ojciec na radarze! - krzyknąłem wchodząc do mieszkania.
- W salonie tatuśku! - odpowiedział mi głośny rechot z głębi pomieszczenia.
Skopałem buty pod drzwiami i zrzuciłem z ramion szelki moich ogrodniczek. Guziki po bokach materiału nadal trzymały spodnie na biodrach. Przeczesałem palcami włosy i poczułem jak nieprzyjemnie kleją się od potu. Odłożyłem siatki z zakupami na blat.
- Oszaleję z tą pogodą - warknąłem. - Tu jesteś, moje słoneczko ukochane! - podrapałem Gingera za uchem, na co otrzymałem wesołe merdanie ogona.
- Szkoda, że ze mną się tak nie witasz. - Niall przesłał mi całusa w powietrzu.
- Spadaj, zrobiłem zakupy.
- To dobrze, ja też. - odparł blondyn odwracając się do mnie plecami. Znowu coś bazgrał. Błagałem najwyższe siły, aby kolejne kartki nie fruwały dzisiaj za oknem, jak to kiedyś miało miejsce. Bardzo ciężko było wytłumaczyć ochroniarzowi, dlaczego pewnego dnia znalazł pełno kulek papieru na podjeździe.
- Jak to zakupy?
- Wyraźnie słyszałem jak mówiłeś "Hej, mam pustą lodówkę". To wjechałem po piwo.
CZYTASZ
Bez południa - zabierz mnie do ogrodów miłości
FanficHarry - wschodząca gwiazda architektury ogrodów i Louis, potężny muzyk. Ich drogi przecinają się w Kalifornii, gdzie zza rogu bacznie obserwuje ich wścibski Niall.