Wracałem do pełni sił z dnia na dzień. Kostka już prawie mnie nie bolała, mogłem wykonywać najprostsze czynności bez pomocy przemieszczenia się o kulach. Po tygodniu zamknięcia w czterech ścianach podczas krótkiej podróży do warzywniaka, czułem świeżość, radość i chęć do życia, która niejednokrotnie mnie opuszczała podczas rekonwalescencji w domu.
Louis doskonale sprawdziłby się nawet jako opiekunka do dzieci, jeśli obchodziłby się z nimi dokładnie tak jak ze mną, czyli jak z jajkiem. Ciągle wisiał ze mną na telefonie mimo napiętego grafiku spotkań, ustaleń trasy i wywiadów. W przerwach nagraniowych biegał pomiędzy studiem a moim domem, donosząc coraz więcej słodkości, świeżych warzyw i owoców. Dbał o mnie, moje samopoczucie i stawał na głowie, byle tylko uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
Nocami odczuwałem coraz większość samotność niż wcześniej. Mój umysł zablokował się na Louisie, co chwilę wymyślając nowe scenariusze. Scenariusze, które nie odwzajemniały niczego co sobie wyobrażałem. Po wypłakaniu wszystkich możliwych łez w poduszkę, stwierdziłem, że rzeczy powinny toczyć się swoim naturalnym rytmem, rozwijać się powoli i mogłem jedynie się im przyglądać.
Odświeżający prysznic obudził we mnie nowe pokłady energii. Ten dzień zaplanowałem dość prosto. Wrócić na teren prac w ogrodzie, zobaczyć czy nic nie runęło, nie spaliło się ani nie zawaliło podczas tygodnia przerwy i wznowić całą robotę. Później spacer z Gingerem, obiad i samotne opróżnianie dwóch butelek wina, od czasu kiedy nie musiałem rygorystycznie przestrzegać harmonogramu brania leków.
Wsiadłem w samochód i pojechałem do Louisa. Nie było go w domu, podejrzewałem że może być w studio. Spodziewałem się, że po tak długiej nieobecności (Tak! Tydzień był dla mnie wyzwaniem!) zobaczę ogród na ostatnich szlifach i dopieszczaniu szczegółów. Kiedy tylko przekroczyłem furtkę, już wiedziałem jak bardzo się myliłem. Mimo, że bez bezbłędnie się przyjął i wyglądał fenomenalnie, a piwonie wypuszczały już pierwsze pąki kwiatów z dalszych krzewów, to brakowało jeszcze wielu innych detali. Trawa nie była równo przystrzyżona, a altana do połowy zabejcowana. W dodatku kolor impregnatu odbiegał od tego, który poleciłem wykorzystać. Czułem jak płonie mi twarz ze złości, bo na tym etapie prac marmurowe ścieżki powinny być już wyłożone, jak i sama bambusowa trawa. Wszystko opóźniało się wraz z moją nieobecnością co pozwoliło mi na stwierdzenie, że Harry Styles pozostanie niezastąpiony do swoje usranej śmierci.
- Georgia! - krzyknąłem z całych sił. - Georgia, natychmiast proszę zdać mi raport!
Dziewczyna niepewnie wyłoniła się zza rogu domu i przyczłapała do mnie. Zmęczona, blada skóra, zapadnięte policzki i sine wory pod oczami.
- Czy ty widziałaś się dzisiaj w lustrze? - zapytałem z troską w głosie, zanim przeszedłem do konkretów.
- Tak panie Styles. Czy coś nie tak? - skrucha w jej głosie łamała moje wszelkie bariery.
- Czy ty się wysypiasz dziewczyno? Gdybym wiedział, że tak bardzo cię obciążyłem, zrezygnowałbym z chorobowego i wrócił do pracy! Dobry Boże, dlaczego jeszcze nic nie jest gotowe?
- Przepraszam panie Styles. Dokładałam wszelkich starań, aby wszystko toczyło się zgodnie z planem jaki przesłał mi pan w mailu. Harmonogram nieco się przesunął, cały czas mamy problem z dostawcą kamienia. A ta biedna altana.. Zorientowałam się, że to nie ten kolor jak była już w połowie skończona. Ja naprawdę przepraszam, to się więcej nie powtórzy. Fachowcy już pracują nad wyrównaniem kolorytu i wszelkimi poprawkami - pociągnęła nosem i pierwszy raz mój wewnętrzny skurwiel odpuścił.
- Dobrze, nic się nie stało. To też moja wina. Nieodpowiedzialne było z mojej strony zostawić cię samą przy tak dużym projekcie. Przepraszam też. Wróć proszę do domu, wyśpij się i wróć jutro pełna sił, dobrze? Zajmę się dostawcą i całą resztą. Nie chcę, żebyś przypłacała zdrowiem. To tylko praca Gini, ma prawo ci się nie udać, tak? Cały czas się szkolisz i uczysz na błędach. To bardzo duże postępy, jak na tak niewielki staż. No już, rozchmurz się i zmykaj.
CZYTASZ
Bez południa - zabierz mnie do ogrodów miłości
FanfictionHarry - wschodząca gwiazda architektury ogrodów i Louis, potężny muzyk. Ich drogi przecinają się w Kalifornii, gdzie zza rogu bacznie obserwuje ich wścibski Niall.