Rozdział 1

207 9 1
                                    

Rozdział 1

Artem

Ciemno-granatowe chmury skupiały się na niebie w niewielkich grupach. Porywisty wiatr dodawał im rozpędu posuwając je w strategiczne miejsca na nieboskłonie, wypełniając nimi horyzont. Niczym generał przesuwający swoje oddziały. Zamarznięty śnieg pod stopami Artema zachrobotał, gdy ten podniósł się z kucków. Zacisnął usta w reakcji na zdrętwiałe mięśnie w lewej nodze. Za długo tu zabawiłem, pomyślał.

Opuścił Schron przed świtem by sprawdzić okolicę i zaplanować kolejne kroki. Nie wiedział, kiedy jego wzrok przestał skanować kolejne partie lasu i pola dookoła Schronu a zamiast tego skupił się na dynamicznie zmieniającym się niebie. Odkąd podjął decyzję o porzuceniu służby co raz częściej zdarzało mu się popadać w melancholię. Zatrzymywać, przyglądać, zastygać. W tych momentach czuł się czasem jakby przestawał istnieć. Może właśnie to tak go w tym pociągało? Może właśnie dlatego co raz częściej zastygał tak na coraz dłużej? Uśmiechnął się pod nosem uświadamiając sobie jak takie zachowanie irytowałoby jego ojca. Działanie, tylko działanie i rezultaty liczyły się dla Alexeja Zimanovego.

Nie odrywając spojrzenia od oddalonego o kilkadziesiąt metrów Schronu ruszył wzdłuż linii drzew do miejsca, w którym miał spotkać się z wysłanniczką Ruchu. Rzadki las po południowej stronie Puszczy może i nie dawał zbyt dużego schronienia przed kimkolwiek kto chciałby poznać ich sekrety. Jednakże po spędzeniu ostatnich kilkudziesięciu minut na sprawdzaniu okolic Artem był prawie pewny, że nikt go tu nie zaskoczy. Dotarłszy na miejsce przed wysłanniczką oparł się o drzewo wdychając coraz wyraźniejszy zapach burzy. Gdzieś w oddali zalśniła błyskawica. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem. Donośny grzmot nieomal wprawił w drżenie całą okolicę. Siedem kilometrów stąd uderzył piorun. Wiedział, że nie była to zbyt dokładna metoda, ale odruchowo do niej wracał. Za każdym razem. To jego ojciec nauczył go tej metody, gdy Artem był jeszcze chłopcem - jeden z niewielu momentów w którym traktował go jak dziecko a nie jak przyszłego rekruta, który ma zostać najlepszym żołnierzem Toskavos.

Stłumione szeleszczenie kroków stawianych zwinnie po zmarzniętym śniegu przywróciło go do tu i teraz. Kiwnął głową witając się z kobietą nadchodzącą z jego lewej. Znał jej twarz z kilku poprzednich spotkań, lecz jeszcze nie zdradziła mu swojego imienia. Te kilka razy, gdy przekazywał jej informacje zawsze spotykali się w czasie, gdy ciemność nocy witała się ze świtem. Liderzy Ruchu Oporu dbali oto, aby ich wysłannicy byli jak najbardziej anonimowi. Anonimowość zapewniała im bezpieczeństwo. Nie dziwiło go to, wiedział, że posiadali za dużo informacji, byli zbyt cenni by odkryć ich tożsamość przed każdym członkiem Ruchu. Kobieta stojąca przed nim była szczupła i nie sprawiała wrażenie kogoś kto mógł być zagrożeniem, lecz Artem wiedział, że z pewnością przeszła szkolenie, dzięki któremu mogła obronić się nawet przed najlepszymi żołnierzami Toskavos. A to już było coś, przyznał Artem sam przed sobą. Wiedział, bo jeszcze parę miesięcy temu był jednym z nich.

- Czego dowiedziałeś się od uratowanych? Struktury? Metody? Co z lekarstwem? - kobieta przeszła do sedna sprawy.

- Są w rozsypce. Każdy z nich jest pod opieką lekarza. Brak nowych informacji...

- Potrzebujemy ich. Z każdym dniem rząd jest parę kroków do przodu. Ta cała akcja była opłacalna tylko ze względu na informacje, które nam obiecała Irmina - przerwała mu wysłanniczka ostrym tonem.

- Irmina nie żyje. Ci, których uratowaliśmy potrzebują czasu - odpowiedział krótko.

Artem, wiedział, że nie ma co próbować się jeszcze bardziej usprawiedliwiać lub tłumaczyć. Kobieta kiwnęła głową przyjmując jego słowa. Wiadomość o śmierci Irminy wydawała się nie robić na niej wrażenia. Nie wiedział, czy informacje o zmarłych członkach Ruchu Oporu już jej nie ruszały, bo zbyt wielu ich było czy dlatego, że po prostu była nieczułą jednostką.

ZderzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz