Rozdział 6

44 1 0
                                    

Zahar

Kolejne dni były wypełnione ciszą. Ogłuszającą ciszą, która doprowadzała go do szału. Przez zmianę członków służb w Pochutniku stracili swoją przewagę. Niektórych Strażników z Pochutnika znali od lat a ci przymykali oko na niekonwencjonalne poglądy mieszkańców miasta. Ktoś musiał to zauważyć. Niezależnie od powodu tej zmiany jedno było pewne, jego przyjaciele byli obserwowani więc był skazany na kręcenie się po Schronie niczym duch szukający celu swojej egzystencji. Bardzo chciał znaleźć czegokolwiek w czym mógłby się komukolwiek przydać.

Gdy kolejny dzień z rzędu obudził się w swojej jaskini czując, że wypełniająca go pustka przygniata jego dusze niemiłosiernym ciężarem wiedział, że nie zniesie tego dłużej. Nie widział Jonasza od dnia, w którym dowiedzieli się o zmianach w mieście - co oznaczało, że musieli być obserwowani i nie chcieli ryzykować przyciągnięcia uwagi do Schronu. Zahar dziękował wszystkim muzom za to, że Henryk był ostrożny i również nie odwiedził go przez te kilka dni. Ojciec nieustannie próbował z niego wyciągnąć zwierzenia, których Zahar nie mógł mu podarować pomimo tego, że chciał. Coś się w nim bezpowrotnie zmieniło. Przed uwięzieniem w Instytucie chełpił się tym, że otwarcie mówił to co miał na myśli i co czuje. Ale już nie. Teraz właściwe słowa wydawały się drapać w jego gardło, zatykać je i nigdy nie wydostać się na zewnątrz.

Wiedział, że jego bliscy postępują właściwie unikając Schronu, lecz cisza i osamotnienie były pożywieniem dla jego mrocznych myśli i wspomnień. Opuścił swój pokój, gdy wskazówki drobnego, starego budzika wskazywały ósmą piętnaście. I tak długo wytrzymał w łóżku zważając na to, że budził się co chwila od drugiej w nocy. Koszmary opuszczały go tylko wtedy, gdy zasypiał będąc kompletnie wyczerpany. Odkąd uwolnili go z Instytut jego jedynym zadaniem było dojście do siebie. Czuł, że jego ciało jest silniejsze. Rany pozostawione na jego skórze już zamieniły się w blizny, które zostaną z nim do końca życia. To pamiątka, której nigdy nie będzie mógł się pozbyć.

Zahar dotarł do pustej kuchni i rozejrzał się. Ciekawe czy Dana jadła już śniadanie? W ciągu tych kilku dni zdarzyło mu się mijać ją w tunelu, gdy kierowała się w stronę wyjścia do Puszczy. Zawsze towarzyszył jej Artem.

Jonasz opowiedział mu o lekcjach samoobrony, które Artem udzielił mu i pozostałym członkom Ruchu mieszkającym w Pochutniku. Jego przyjaciel był pod wrażeniem tego jak jego ukochana, Ewa, szybko uczyła się walki. Miała do tego prawdziwą smykałkę. Jonasz raz zaprowadził go do miejsca ćwiczeń, lecz Zahar nie miał ochoty uczyć się walczyć. Gdy obserwował Ewę ćwiczącą ciosy z Tomisławem coś wewnątrz niego skręciło się nieprzyjemnie sprawiając, że odwrócił się na pięcie i wrócił do tuneli.

Wsypując płatki do ciemnobrązowej miski, którą rozpoznał z rodzinnego domu, myślał o tym, że nigdy tak do końca nie dopytał Irminy oto co dokładnie robi Ruch Oporu. Cholera, przez pierwsze parę dni po jego powrocie do Toskavos nie był nawet do końca świadomy, że działania, w których uczestniczyła dziewczyna była zorganizowane przez jakąś grupę. Wiedział tylko o niektórych rzeczach, które robili – protesty, manifesty, obrona prawna. Tak naprawdę nie był w Toskavos na tyle długo by móc zagłębić się w sekrety tej grupy, która jak się okazało, miała o wiele lepsze zaplecze bojowe niż sobie to wyobrażał.

Podszedł do okna trzymając w garści miskę i wyjrzał na zewnątrz. Deszczowe chmury nie zniknęły ale przynajmniej przestało padać. Będzie mógł wyjść – ale gdzie? „Czy ty naprawdę nie rozumiesz co niektórzy z nas poświęcili żebyś mógł być wolny?" – gorzkie słowa Artema po raz kolejny wybrzmiały w jego głowie. Najgorsze było to, że wiedział, że mężczyzna miał rację. Ale nie chciał tego przyznawać. Tamtego dnia musiał wyjść, musiał zrobić cokolwiek – skąd mógł wiedzieć, że Strażnicy jednak nie opuścili Pochutnika?

ZderzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz