Rozdział 15.

15 2 0
                                    

Zahar

Ironiczne było to, że im bardziej był oschły dla dzieci tym bardziej do niego lgnęły. Nie wiedział jak to działa, ale tak właśnie było.

- Ale najlepsze było jak po prostu skupiłeś się na swojej kartce a wszystkie dzieciaki po prostu cię otoczyły – Dimi skomentował z uśmiechem – Myślę, że masz zadatki na opiekuna przedszkolaków, może powinieneś z tego zrobić swoją profesje?

Zahar klepnął zaczepnie Dimiego w ramię obserwując jego uśmiech. Dziwnie było tak po prostu na chwilę czuć się normalnie. A przekomarzaniem się z kolegą takie właśnie było: normalne. Kolejny dzień z rzędu podczas bloku, który nazwano tajemniczo „Zajęcia Indywidualne" Zahar został wysłany na zajęcia poszkolne. Jakiś geniusz doszedł do wniosku, że Zahar może wykorzystać swoje 'talenty malarskie'. Tylko nikt nie wpadł na to, że on był malarzem a nie opiekunem – na samą myśl o tym słowie, przeszedł go nieprzyjemny dreszcz, który sprawił, że uśmiech zszedł mu z ust tak szybko jak się pojawił.

- Jestem głodny jak wilk po tych ćwiczeniach, skocze po zapasy do składziku żebyśmy mieli coś w domu. Chcesz coś? – Dimi skręcił w prawo w kierunku głównej hali, z której można było odebrać suchy prowiant, ubrania i różne drobnostki potrzebne do życia codziennego.

Pokręcił przecząco głową na co Dimi skinął i rozeszli się każdy w swoim kierunku. Zahar westchnął próbując odepchnąć od siebie wspomnienia z Instytutu, które przypadkowo przywołał do życia. Ilość zajęć i nowości w jego życiu sprawiła, że poczuł się bardziej sobą. Szczególnie, gdy zaczął udawać przed wszystkimi, że jest taki jak dawniej. Gdy pierwszego dnia po przybyciu tutaj okazało się, że przydzieli go do uczenia dzieciaków malarstwa próbował im to wyperswadować, ale gdy w końcu dopchał się do Saszy, która była najwyżej postawiona osobą w Kapel, ta tylko spojrzała na niego z politowaniem i odpowiedziała:

- Panie Preszczenko, albo dostosuje się pan do zasad panujących w Kapel albo będziemy musieli odebrać panu pana racje żywieniowe oraz nocleg. Tutaj każdy musi oddać coś społeczności inaczej byśmy do niczego nie doszli.

Ta kobieta była tak beznamiętna, że zaczynał jej naprawdę nie trawić. Chociaż musiał przyznać, że z każdym dniem łatwiej mu było znosić grupy piętnastu dzieciaków, które chodziły na zajęcia z malarstwa a raczej, które czekały na rodziców, którzy wrócą z pracy a były zbyt małe by mogły same siedzieć w domu. Tak naprawdę dopiero dzisiaj pozwolił sobie usiąść na niewielkim krzesełku i podnieść pędzel, którego niskiej jakości włosie sprawiało, że farba nie schodziła na płótno we właściwy sposób. Zacisnął zęby, gdy farba rozeszła się w zupełnie innym kierunku niż zamierzał. Już nie wspominając o jakości samych farb. Nie dziwił się ich lichej jakości - w końcu to były przybory dzieciaków. Widział w tym sens plus mniej mu wtedy było żal, gdy jego próby stworzenia czegokolwiek spełzły na niczym. Przetarł dłonią twarz wzdychając i odsuwając wspomnienie swoich żałosnych prób twórczych na bok. Przyspieszył kroku chcąc dostać się do domku, który dzielił z resztą osób przybyłych z Pochutnika. Dzielił pokój z ojcem, ale nie przeszkadzało mu to. Cieszył się chwilami spędzonymi z Henrykiem, cieszył się, że mógł go mieć koło siebie. Choć miał wyrzuty sumienia, że to przez niego Henryk musiał opuścić swoją farmę to czuł ulgę, że mógł go mieć na oku.

Wieczór, który zapadł na Kapel był wyjątkowo ciepły jak na początek febrara. Raźnym krokiem przemierzał miasteczko, chociaż według niego to miejsce nie zasługiwało w pełni na tę nazwę: składało się z głównej drogi, wzdłuż której stało kilkanaście budynków, dwie hale i domy mieszkalne. Dla Zahara to była wioseczka, mniejsza nawet niż Pochutnik – ale to dzięki swojej wielkości mogli ukrywać się przed oczami władz. Bliskość do granicy z Radugą również im pomagała – jak wytłumaczyła mu Emlyn, ich niezwykle imponująca instruktorka walki, mogli dzięki temu z łatwością przetransportować uciekinierów za granicę. I pomyśleć, że kilkadziesiąt kilometrów stąd było zupełnie inaczej niż w Toskavos. Niewielki skrawek ziemi dalej, ludzie tacy jak on i inni ukrywający się przed władzą mogli spokojnie egzystować, nie tłumacząc się nikomu z tego kogo kochali i z kim chcieli być. Gdzieś tam była Sara ze swoją partnerką i już teraz, jak uświadomił sobie Zahar prawie rocznym dzieckiem. Udało mu się z nią skontaktować tylko raz – ten jeden raz, gdy pod czujnym okiem Artema mógł skorzystać z jego telefonu.

ZderzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz