Rozdział 4

52 0 0
                                    

Dana

Najbardziej niepokojące w mieszkaniu pod ziemią było budzenie się w totalnym zagubieniu. Nie wiedziała do końca gdzie jest, jaka jest pora dnia i czy nadal śni czy to już jest rzeczywistość. Ale przyzwyczai się...Prawda? Dana przeciągnęła się odganiając resztki snu ze swojego ciała i przypominając sobie wytłumaczenie Artema na temat tego dlaczego musiała na razie tu zostać.

Nie wiedzieli jeszcze jak jej zniknięcie potraktuje władza – czy Funkcjonariusze zapukają do jej drzwi chcąc z powrotem zabrać ją na terapie czy może oskarżą ją o branie udziału w ataku na Instytut. Wtedy trafiłaby przed sąd. Czy byłaby w stanie udowodnić swoją niewinność? I czy nadal była niewinna? Czasem gdy przypominała sobie jak zaatakowała tę Funkcjonariuszkę w podziemiach Instytutu, patrzyła na swoje ciało i nie mogła uwierzyć, że to właśnie to samo ciało wykonało tak gwałtowne i agresywne działanie. Nadal pamiętała jak energia i radość z agresji przepełniały ją i dodawały jej sił...Uciekła, to było najważniejsze. Czy inni Pacjenci również zdołali się uwolnić? Czy wszyscy pacjenci zdołali wyrwać się ze szponów Opiekunów? W głębi siebie poczuła, że bardzo by tego chciała. Chciałaby, żeby każdy z nich miał na tyle świadomości umysłu aby wykorzystać zamieszanie. Choć sama pewnie by nie umiała działać gdyby nie to, że spotkała tamtego dnia Zahara w szklarni. To on pomógł jej wyrwać się z otumanienia leków i strachu. Nie była przekonana czy sama by nie pozostała skulona za murem, który zbudowała między sobą a cierpieniem jakie przeżywała w Instytucie.

Wiedziała czemu wpadła w ten stan niczym nie do końca żywa ale też nie umarła – stworzyła sobie ten stan i trwała w nim, przytrzymywała się tego muru niczym starsza osoba laski – tylko po to żeby nie zostać ponownie ukaraną. Teraz czuła gorzki posmak w ustach na samą myśl o tym. Było jej zwyczajnie wstyd. Jak mogła pozwolić tak się traktować? Jak mogła przestać walczyć? Przecież wiedziała, że to nie było właściwe. Dana poczuła jak ognik wściekłości, który tlił się w niej zajaśniał z większą siłą i postanowiła, że od teraz to jego będzie się trzymać. Jeśli ma żyć dalej po tym co zdarzyło się w Instytucie i podczas ucieczki z niego to będzie oświetlać sobie drogę tą wściekłością. Nie pozwoli jej zgasnąć, nie zapomnij.

Dziewczyna przewróciła się na drugi bok i sięgnęła dłonią do lampki przy łóżku. Na ten ruch w jej głowie zakręciło się niczym na karuzeli. Dana przymknęła z powrotem oczy oddychając przez usta. Za dużo wczoraj wypiła. Przełknęła ślinę gdy poczuła suchość w gardle która smakowała czymś gorzko-kwaśnym. Okropna mieszanka. Zdarzało się jej już wcześniej pić alkohol – w Toskavos osiągnęła pełnoletność dwa lata temu wraz z ukończeniem siedemnastu lat. Jednakże po raz pierwszy sięgnęła po alkohol z takiego powodu jak wczoraj: chciała zapomnieć. Choć na chwile chciała uspokoić umysł i dać sobie wytchnienie. „Ona była źródłem całego mojego cierpienia" słowa Zahara rozbrzmiały w jej głowie sprawiając, że coś w jej klatce boleśnie się zacisnęło. Jak mógł tak myśleć?

Puk, puk, puk – trzy puknięcia o drewniane drzwi jej pokoju wyrwały ją z rozważań.

- Proszę...? – wychrypiała niepewna kogo ma się spodziewać.

Zerknęła na budzik stojący na półce – dochodziła 8 rano. Gdyby nigdy nie przyjechała na praktyki do Pochutnika to pewnie sięgnęła by teraz po komórkę, sprawdziła wiadomości od Sofii po czym wyskoczyła by z łóżka i rozpoczęła swój dzień. Jej największą troską było by to gdzie zabrać swoją dziewczynę na randkę. Tak już nigdy nie będzie.

Dana owinęła się szczelniej kołdra gdy drzwi się uchyliły a zza nich wyłonił się Artem. Jego twarz była delikatnie oświetlona chłodnym światłem palącym się na korytarzu, dodając powagi jego rysom.

ZderzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz