5

125 14 255
                                    

Leżała na kostce brukowej, śmiejąc się do nieba. Błądziła palcem po nieistniejących gwiazdozbiorach. Były wytworem jej wyobraźni, bo zbyt pochmurne to niebo, aby dostrzec cokolwiek. 

Rozlała piwo. Przewróciła je dłonią, gdy Maki wyszeptała, że chciałaby zobaczyć ją nago. I błądziła po jej ciele wzrokiem, jak gdyby szukała odpowiedzi, czy może pozwolić sobie na dotyk. 

Mogła. Delikatnie przeczesała włosy, które pod wpływem wiatru poplątały się niemiłosiernie. A ona drżała. Bezustannie czuła dreszcze. Delikatne. Nasiąknięte słodyczą niepoznaną. Odważyła się odwrócić, aby spojrzeć w jej oczy. Uśmiechała się i szeptała coś bez przerwy o tym, że chciała zrobić to od dawna. Pocałować ją tak mocno i długo, aż każda kropla w oceanie stanie się tylko suszą.

Była wyrazista. Wyrazistsze słowa i gesty, aż prawie zemdlała, choć miała szeroko otwarte oczy, gdy Zenin przybliżała się do niej. Oddychały płytko we własne usta, jakoby chciały poznać swoje oddechy na wskroś. 

— Jesteś pijana? — spytała Maki, kładąc dłoń na policzek i gładziła jej skórę lekko, a uczucie gorąca osiadło na nich obu, choć był zimny wieczór. 

— Nie, wypiłam tylko dwa piwa — odpowiedziała.

A czas, jak gdyby zatrzymał się na chwilę i każda rzecz obok zaczęła być zniekształcona.

Tylko nie one. Widziały się, słyszały każde westchnienie, gdy płuca paliły je żywym ogniem. 

— Jeszcze tylko jedno pytanie — zaczęła, oddychając coraz szybciej, naprawdę chciała ją pocałować — z kim teraz spędzasz czas? 

— Z Maki. — Prawie czuła jej usta na swoich. Brakowało niewiele, aby mogła zaznać ciepła na wargach i zatracić się bez końca, aby później w kółko odtwarzać tę scenę w głowie. — Z Maki Zenin — powiedziała pewniej, bo czuła, że musi. 

I zamknęła oczy. Nie docierały żadne bodźce. Oddech zniknął, a uczucie dłoni na ciele rozpłynęło się z ciemnością. Została tylko ona. Nobara była gdzieś pomiędzy świadomością a jawą, która dopadała ją bezustannie od kilku dni. Nie mogła przestać o niej myśleć. Pogrążyła się na tyle, że nawet nie zauważyła momentu, w którym sny opierały się już tylko na Maki. Na jej dłoniach wplątanych w kosmyki i ustach błądzących bezustannie po ciele. O szeptach, które były rozkazami, aby nie ściskała tak mocno ud. O palcach pokrytych jej własną śliną i o lubrykancie rzuconym nieopodal. 

Starała się powstrzymać, ale sny były tylko snami. Nie miała nad nimi kontroli, ale nad sobą już tak, choć zapominała o niej, gdy budziła się rano oblana rumieńcami na twarzy. Wtedy machinalnie, jak gdyby w transie sięgała ręką do spodni, a drugą zakrywała usta, by nie krzyczeć dziewczęcego imienia. Zawsze miała zamknięte oczy, widziała tę twarz wyraźnie i oczy skierowane na nią, gdy językiem przyjemność jej sprawiała. I mogłaby przysiąc, że czuje to każdą częścią siebie. Uda ocierające się o przefarbowane na zieleń włosy, a także te filigranowe dłonie, które ściskały za nie, rozchylając przy tym Nobarze nogi. 

Później nadchodził wstyd. Obezwładniający. Miała chłopaka, a nie potrafiła teraz pośród wyobrażeń odnaleźć w nim jego twarz. Ciągle uciekała się do wymówek, a gdy całował ją po szyi, patrzyła w sufit i przerywała mu machnięciem ręki. Nie pragnęła go, przynajmniej nie tak jak jej.

Zdawała się bardziej zagubiona niż wcześniej. Nie chciała, aby tak to wychodziło, a ze strachu przed własnymi fantazjami, uciekała od myśli, które pozwoliłyby jej podjąć decyzję. Nie była pewna, czy to słuszne. Zaryzykować złudne poczucie szczęścia, aby później skończyć znów samotnie. Bała się i może nawet przesadzała, ale ciężko wymówić słowa, kończące wszystko, co budowała od miesięcy. Bez poczucia stabilności nie istniała. 

Tatuaże. ☆Nobamaki & Itafushi☆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz