11

78 9 154
                                    

Ciężka ta noc. Posępne niebo z poszarpanymi chmurami, za którymi gwiazdy się chowały. Znów nocował u kogoś, ukrywając swoje lęki w papierosach. Palił jednego za drugim, a w kieszeniach ściskał jakieś leki nasenne. Inumaki mu dał, bo niby są bez recepty i dzięki nim szybciej zaśnie. Niestety dzięki nim przypomniał sobie tylko, że czeka na niego robota. Bawił się w bagnie w najlepsze, a teraz przyszło mu się w nim topić. I Choso wyręczał go często, ale nie mógł też zawsze, bo chronienie jego skrzywdzonej psychiki, nie należało do obowiązków, które miał wykonywać. 

Robił dla niego dużo. A dowiedział się jeszcze więcej, niż Yuji chciałby wiedzieć. Trochę żałował, ale tylko trochę, bo później przychodziła ulga, że w końcu wiedział wszystko. Znał przyczynę śmierci Toji'ego. 

Megumi nie znał. 

Wiedział, że każdy ich ruch był obserwowany. Maki też to zaczęła podejrzewać, gdy uciekała tamtej nocy w popłochu i ze strachem wszytym w kości, bo Nobara była tak bliska niebezpieczeństwa, o którym ta dwójka wiedziała mniej lub więcej. 

Megumi nie wiedział. 

Choć ulżyło mu w pewnym stopniu, to jednak nie do końca był obdarty z niepewności. Teraz się obawiał. Drżał tak bardzo, gdy palił te papierosy, aż płuca świszczały nieprzyjemnie, a gardło drapało. 

Lepiej ryczeć z bólu niż samotności – myśli mu zaprzątało wypowiedziane zdanie, gdy obitą miał twarz. Toji też tak mawiał czasem, bo Itadori należał do wrażliwych chłopców. Nigdy nie potępiał łez, a jedynie pozwalał mu płakać za rodzicami, których stracił. W końcu wtedy rozpacz była normalna, ale nieporównywalna z tą, którą teraz odczuwał. Czuł, jakby stracił uczucie miłości i rozumiał w końcu, dlaczego on się od niego odsunął. 

Megumi nie stracił i nie rozumiał sam siebie. 

A za ich nieszczęście odpowiadał jeden człowiek. Widział go kilka razy u boku przyszywanego ojca, ale za młodu nie interesowali się tym, skąd bierze on pieniądze na utrzymanie ich trójki. Zawsze mieli co jeść, posiadali swój dom i swój strych, a także nie musieli martwić się o wydatki. Płacił za jakieś szkolne wycieczki, czy też ich zachcianki. Nawet gdy nie rozumiał, po co Maki jakieś kosmetyki, które kładzie na twarz nie tylko sobie, ale też chłopakom, to i tak zawsze jej to kupował. Narzekał, bo lubił, ale robił dla nich wszystko. Szkoda, że za ich szczęściem i poczuciem względnej normalności, stały nielegalne prace, w które teraz wplątał się Itadori. Ostatnie czego chciał Toji, to aby szli w jego ślady. 

Megumi pragnął tego samego. 

Nie mógł nazwać go złym. To określenie było nijakie. Nijako brzmiało i oklepanie przypisywało jedną łatkę, a on miał ich wiele. Jakby oblegały go całego, robiąc z niego innego człowieka zależnie od sytuacji. Toji był dobrym ojcem. Prawdziwym i przyszywanym, który przygarnął dwie przybłędy, jak gdyby znalazł koty w kartonie na klatce schodowej, a nie dwójkę dzieciaków. Toji nie ukończył szkoły, więc chciał, aby chociaż oni mieli w swoich głowach jakąkolwiek wiedzę. Dbał o to, aby mieli nawet zajęcia pozalekcyjne, na które chodziły nastolatki. A ta trójka i tak zawsze zrywała się z lekcji, żeby malować po ścianach szkoły. On musiał później iść do dyrektora, choć nigdy tam nie docierał i tak wyglądał świat, w którym Itadori się wychował. Toji nie lubił rozmawiać o uczuciach. Krępowały go one i jedynie był w stanie powiedzieć, że wykonują świetną robotę, a przy tym skwaszoną miał minę, próbując się uśmiechać. Unosił kciuk w górę, a oni wybuchali śmiechem, bo wyglądało to żałośnie. 

Toji naprawdę nie był dla niego zły, tak samo, jak Megumi. 

Itadori nadal pamiętał wyraźnie dzień, w którym on umarł. Nigdy nie mówili sobie, że się kochają, bo nie czuli takiej potrzeby, ale obejrzał kilka romantycznych filmów, gdzie to słowo się przewijało i zapragnął wypowiedzieć uczucia na głos. 

Tatuaże. ☆Nobamaki & Itafushi☆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz