Prolog

433 22 123
                                    

Była piękna. 

Pokryta gorzką watą cukrową.

Naznaczona minimalistycznymi tatuażami. 

W dłoni trzymała papierosa. A on natomiast był słodki poniekąd, bo wiśniową szminką go ubrudziła. 

Kochała minimalistyczne rzeczy, doprawdy, kochała to drobne ciało i skruszone myśli. Nie znała jej. Przynajmniej nie tak, jakby chciała ją poznać. Widziała tylko czasem tę sentymentalną deskę. Bazgroły na niej też odznaczały się minimalizmem. Kawałek drewna na kółkach, który zawsze był z nią. Chciała go zastąpić. Maki pragnęła tego szczerze. 

Na początku spotykały się tylko nocą i tylko czasem. Paliły papierosy, milcząc. Nie wiedziały, co powiedzieć. Ciche istoty w głośnym świecie. 

Miała na sobie zawsze taką samą bluzę. Czarną z napisem wyszytym różowymi nićmi. Kiedyś zebrała się na odwagę i zapytała, co on oznacza, ale nijak liczyła na odpowiedź, a jej przeczucie było słuszne.

Nobara tylko czasem mówiła coś ważnego o sobie. Dotykała wtedy kółek w swojej desce, a łzy skapywały po policzkach. Krystalicznie i smutno, bo ona była smutna. Nie przypominała dawnej siebie. Tej, która uśmiechając się szczerze, machała do niej z piwem w ręce.

Odważyła się mówić więcej, gdy spadł śnieg. A Maki naprawdę nie wiedziała, dlaczego nadal przychodzi w to miejsce. W końcu sama nigdy nie jeździła nawet na rowerze.

Lubiła ten skatepark. Tę ciszę w nim zapisaną. Nie chciała sama przyznać przed sobą, że po prostu kochała patrzeć na jej jazdę. Na podniszczone trampki, obdarte kolana i skupioną minę, gdy starała się nie przywrócić. Zawsze miała dwie różne sznurówki. Jedną wytartą i brudem przesiąkniętą do cna, a drugą kolorową niepasującą do reszty ubrania. Była urzekająca. Taka dziewczęca w swoim stylu.

Bywały dni, gdy siedziała przy niej w słuchawkach, nucąc piosenki w niezrozumiałym języku. Nie obeszło je to za bardzo, bo słowa były po prostu słowami, dopóki bit był dobry, to myślały, że jest git. Było przyjemnie, więc nie chciały narzekać. Maki kochała muzykę. Oddałaby wszystko, żeby bez przerwy coś grało. Kochała hałas, a przy niej pokochała i ciszę.

Grywała czasem na perkusji. Tylko czasem, bo pałeczki łamała w przypływie złości i już pieniędzy zaczęło brakować. Smutne to trochę. Była biedna, ale nie jakoś bardzo.

Po prostu biedota gęstniała w jej duszy. 

Trzymały się za ręce, ale tylko wtedy, gdy Nobara spadała z deski. Chciała być dla niej kimś więcej, więc wyciągała dłoń, jak gdyby pragnęła przekazać, że już zawsze tu będzie. Tandeta. A ona pomimo tej tandety jej nie puszczała i siadały na rampie, patrząc w puste niebo, niczym w artystyczne dusze. Były puste. Bardziej niż oczy pozbawione nadziei i puszki po piwie walające się wszędzie. 

 Ratował je skatepark.


***
Siema płazy.
Tak jakoś wyszło, że wleciało Nobamaki.
W sumie prolog nie jest w takim stylu, jak moje wcześniejsze prace, ale lubię go.

Nawet nie wiecie, jak pewne osoby mnie gnębią przez jeden zakład.



Tatuaże. ☆Nobamaki & Itafushi☆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz