6

121 12 318
                                    

Kroczył ulicami równie samotnymi i beznadziejnie smutnymi co on. Mijał latarnie, które migotały, przyprawiając o ból głowy. Przynajmniej one nie odrzucały go za każdym razem, gdy tylko się do nich zbliżał. 

Czasem nachodziła go myśl, że lepiej byłoby ćpać, aż skóra nie zgnije mu do reszty, a męczeńska śmierć będzie na wyciągnięcie ręki. Kusząca droga chwilowego zapomnienia, na którą nie miał odwagi. 

Już i tak stał blisko przepaści, gdzie jedno przypadkowe popchnięcie odbierze mu życie. Może, gdy doprowadzi wszystko do końca, to się po prostu zaćpa i tyle go widziano. Na chwilę obecną pozostało mu stanie przed warsztatem, wyglądającym gorzej od porzuconych dzieciaków spod kamienicy.

Zapukał w szklane drzwi, wypatrując znajomej mu twarzy. Chłopak stał do niego tyłem, oglądając plakat, a przyzwoitości na nim szukać nie lada wyzwaniem. Biodrami rzucał na boki, wczuwając się we własne pokraczne ruchy. Chyba nieźle mu tam grała muzyka, bo w dłoni trzymał śrubokręt, służący prawdopodobnie za mikrofon. Nieopodal siedział Inumaki z nogami opartymi na biurku i patrzył obojętnie na swojego kompana. Dzień jak co dzień. 

Itadori uderzył w drzwi mocniej, bo były zamknięte na klucz, a tak to już dawno wbiłby tam na pełnej. Przeszło mu przez myśl, żeby rzucić kamieniem, ale powstrzymał się w ostatniej chwili, gdy jeden z nich w końcu zwrócił uwagę na pukanie. 

— Jak życie gaduła? — spytał, patrząc na chłopaka, który łaskawie się pofatygował, aby mu otworzyć. — Wasz szef w domu? — Kolejne pytanie i doczekał się tylko mizernego gestu zaprzeczenia. 

Todo rzucił się na niego, a śrubokręt wylądował na podłogę tuż obok nich. Inumaki jedynie machnął ręką i poszedł wyłączyć muzykę, ale po krótkiej debacie z samym sobą po prostu ją lekko ściszył. Przyda im się coś grającego, gdy Yuji będzie wylewał z siebie żale. Popatrzył na dwójkę, która właśnie bawiła się w najlepsze. Różowowłosy próbował uciec z uścisku, jednak jakoś marnie mu to szło, a brunet bez krzty zahamowania targał go po włosach. 

— Dopomóż ktoś — wychrypiał, gdy poczuł dłonie na swojej talii, a śmiech wypełnił pomieszczenie. — Ty przygłupie kiedyś ci spalę wszystkie plakaty — wystękał, starając się nie umrzeć przez ściskające go palce. 

Nastąpił huk, bo Inumaki poczuł silną potrzebę przerwania tej dziecinady i najzwyczajniej w świecie spierdolił doniczkę z parapetu. Biedny kwiatek i biedny Todo, który chwilę później musiał to posprzątać, uciekając wzrokiem przed gniewnym spojrzeniem. 

Zaczęło padać, gdy zasiedli do stołu z dzbankiem herbaty. Lubił tu przebywać, bo czarne i zielone ściany ładnie komponowały się ze starymi szafkami na narzędzia. Nie było to duże pomieszczenie, ale na tyle przestronne, że mogli mieć swój własny kąt, w którym nie walały się kanistry z benzyną albo stare, czy też nowe opony. Odgrodzeni zasłoną od miejsca pracy, siedzieli w prowizorycznej kuchni, gdzie za dwa dni będą pewnie wypijać każdy napotkany na ich drodze alkohol. 

— Nanami znów wziął dodatkowe godziny, dlatego go nie ma? — spytał Itadori, bo miał z nim do uzgodnienia jedną sprawę. 

— Tak, choć zarzeka się, że nienawidzi nadgodzin, to i tak zawsze je bierze — odparł Todo, nalewając sobie do filiżanki herbaty. 

Yuji postarał się, aby nie parsknąć śmiechem, gdy chłopak pił z tak małego naczynia. W jego wykonaniu, to była po prostu komedia. Trzymał nieudolnie uchwyt, parząc się i krzywiąc przy tym niemiłosiernie. 

— Kazał ci przekazać, że krawat, który mu projektujesz, ma być gotowy w ten sam dzień, co odbędzie się impreza i musisz zostawić go tylko w biurze — przekazał informacje, odkładając przy tym nieszczęsną filiżankę. — Swoją drogą, to niezła ta łapówka za to, że możemy zrobić tu rozróbę. 

Tatuaże. ☆Nobamaki & Itafushi☆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz