2

146 16 364
                                    

Niepowtarzalne gwiazdy tej nocy, świecące nad dwiema sylwetkami. 

Jaśniejsze niż tradycje przekazały, jak gdyby blaskiem okrywały pustynne ciemności. 

Po prostu były piękne. Piękniejsze niż każdej ówczesnej nocy, choć nadal samotne. Blisko siebie istniały tylko dla osoby obserwującej, a różnice dzieliły je niespotykane. Z nimi było prawie że identycznie. Należały do jednego świata i istnieniem również były podobne, bo obie nie wiedziały, dokąd zmierzają i w sumie po co, jak i tak zaczęły od końca, nie mając szansy na początek. 

Tylko że Nobara po raz pierwszy miała okazję poczuć, że jest słuchana. Nie mówiła nic ważnego ani nadzwyczajnego. Najzwyczajniej wylewała z siebie potoki słów, jakby chciała zatopić ją swoim głosem. Naciągnęła kaptur, przykrywając rude kosmyki i pociągnęła za sznurki, powodując, że jej twarz schowała się pod materiałem. Maki paliła papierosa, obserwując poczynania dziewczyny, której śmiech swobodnie roznosił się po głowie. 

Chyba była pijana. Szklane oczy jako jedyne nie zostały zakryte i wpatrywały się w nią ognikami radości nieopisanej przez poetów. Ona sama nie potrafiła zrozumieć, dlaczego polubiła patrzeć na szczęście dziewczyny, którą dopiero poznała. 

Jakby zrozumiała, że ona tego potrzebuje. 

I potrzebowała.

Rzadko miała okazję rozmawiać na tematy, które prowadziły donikąd, nie miały sensu, ale rozluźniały spięte atmosfery. Niby niepotrzebne, choć dla niej ważne. Pragnęła uwagi. Nie obsesyjnej, czy wręcz nachalnej, a chwilowego poczucia, że istnieje dla kogoś, że ktoś na nią patrzy, myśląc tylko o niej. 

Bo w zwyczaju być miała ulotną chwilą dla innych. Niezapisaną kartką papieru i nicością niepoznaną. 

Była tak smutno okryta niepotrzebnością, że przyzwyczaiła się do własnej niewidzialności. A miała osobę, którą nazywała drugą połówką i deklarowali sobie miłość wieczną, choć ona ich nawet nie łączyła. Trwała w związku bez przyszłości, bo obawiała się, że nie podoła życiu. Ledwo już dawała radę, a co dopiero, gdyby miała wrócić do punktu wyjścia, gdy słuchały jej tylko odbicia szklane. 

Obawiała się samotności bardziej niż śmierci i szukała ukojenia w osobach nieprzeznaczonych do bycia kimś więcej, niż pustą powłoką bez grama uczuć, pożądających je ciała, a nie uczuć. Doprawdy, zgubiła się już na wieki i tylko tej nocy poczuła cokolwiek. Śmiech bez przymusu, sztuczność znikoma i ona wpatrująca się w nią, jak gdyby szukała odpowiedzi, dlaczego poczuła się przy niej potrzebna. 

Nie zdawała sobie sprawy, że będzie pragnąć jej bardziej, niż zachodów słońca, na które od dziś będzie czekać z utęsknieniem. 

Tak dźwięcznie się śmiała, że szum krzaków nie był w stanie zagłuszyć tej radości. Dziwne. Nie pamiętała, kiedy ostatnio usta rozciągały się w subtelnym uśmiechu, a z gardła wypływało prawdziwe szczęście. Niewymuszone. 

Ta noc była prawdziwsza niż każda inna, której doświadczyła. Niebo wydawało się odpowiednio odległe, a ciało odbierało bodźce, jak gdyby z poznaniem jej zapomniało, że od dawna przestała odczuwać inne emocje. Smutek i pustka. Ciągle to samo. Pustka i smutek. W kółko rozchodzące się po organizmie. 

Była smutkiem i pustką. 

I na chwilę przestała nimi być. W jednej chwili zapragnęła, aby ta noc trwała wiecznie. 

Wieczność w szczęściu, o którym zapomniała. Wieczność w jej oczach i wieczność w dymie z papierosów wypalanych przez Maki. 

— Nie martwią się? — spytała nagle, przypominając sobie o chłopakach, którzy uciekli, zanim zdążyła się odezwać. — Nie powinni po ciebie wrócić? W końcu malowaliście wspólnie. 

Tatuaże. ☆Nobamaki & Itafushi☆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz