I

1.1K 73 11
                                    

Nie wiedziałam, że kiedykolwiek będę chciała tu zostać. Zazwyczaj każdego dnia błagałam, by jakiś gargulec z dachu na mnie spadł czy inne cholerstwo, a teraz siedzę przy swoim biurku patrząc przez okno i odliczam minuty do wyjazdu. Dyrekcja uważa, że wpuszczanie żywych, krwiożerczych piranii do basenu szkolnego to już za dużo, choć zawsze mogłam wlać kwas albo wymyślić coś bardziej wybitnego niż to.

W pokoju rozległ się dźwięk maszyny do pisania. Od pewnego czasu, gdy nie potrafię spać, pisze swoją powieść o wybitnym seryjnym zabójcy. Poprzednie moje powieści zostały odrzucone przez wydawnictwa za „zbyt makabryczne" lub „obrzydliwe", a w końcu ważny jest opis takich spraw, by czytelnik mógł jak najlepiej i jak najbardziej szczegółowo to sobie wyobrazić. Oczywiście przyjęłam tą jakże konstruktywną krytykę do serca i nazajutrz w ich biurach pojawiły się prezenty z podziękowaniem za rady - wnętrzności świni.

Gdy zaczęłam się rozkręcać w pisaniu sceny, w której Vincent (główna postać, morderca) morduje ofiarę w hotelowej łazience, słyszę jak drzwi do mojego pokoju skrzypią co oznacza, że ktoś je otwiera i przy tym delikatnie w nie puka.
- Nie ta kolejność, matko - nawet nie odwracam się za siebie by powiedzieć kto wchodzi. Nie przerywałam sobie pisania.

- Myślałam, że nadal śpisz - stanęła za mną. Podniosła rękę nad moją głową by przeczesać włosy, ale w ostatniej chwili się wycofała wiedząc, że tego nie lubię. Faktycznie jest dość wczesna pora, słońce dopiero co wschodzi.
- Uwierz, będziesz zadowolona z Nevermore - dodała po chwili, gdy oparła się o moje krzesło. Uśmiechała się i choć nie musiałam tego widzieć to słyszałam to w jej głosie. Jest tak przewidywalna.

- Już dawno założyłam się z Pugsley'em, że ucieknę stamtąd prędzej niż przyjechałam - wyjęłam kartkę z maszyny i odłożyłam ją na bok, na stertę, po czym włożyłam nową czystą kartkę.

- Wraz z tatą zadbamy o to byś nie uciekła- Najwidoczniej nie zna moich możliwości - pomyślałam. Zapadła między nami cisza, było słuchać tylko głośne oddychanie Pugsley'a.
- Nowa powieść?- nachyliła się nade mną by lepiej zobaczyć. Wyciągnęła dłoń ku stercie.

- Nie. Dotykaj - zabroniłam. Od razu wzięła dłoń i westchnęła.

- Opowiadałam ci tą historie?- zaczęła po chwili namysłu. Usiadła na krańcu łóżka, które było zaraz obok mojego biurka. Pościel nie była tknięta, gdyż nie spałam cała noc.

- Którą? Tą o kozie i tacie? Słyszałam tysiąc razy.- westchnęłam i przerwałam pisanie. Nie wyglądało na to by moja rodzicielka ustąpiła, przez co nie mogłam się skupić na książce.

- Nie, nie tą - uśmiechnęła się słabo.- O tym jak poznałam twojego tatę - odwróciłam się na krześle w jej stronę. Nie zamierzałam jej przerywać, czekałam aż opowie tą historie, choć niezbyt szczególnie mnie ona interesowała. - To była ostatnia klasa w Nevermore. Za niedługo miał się szykować bal, a ja nie miałam nikogo z kim mogłabym pójść, wtedy zjawił się twój ojciec z różami, lecz bez płatków, które trzymał w grubej rękawiczce. Wyjaśnił, że ma na nie straszne uczulenie, ale nie powstrzymało go to by mi je dać. Co prawda dostałam same łodygi - zaśmiała się pod nosem.- Może i ty znajdziesz swoją miłość w Nevermore - uśmiechnęła się. Oczekiwała odpowiedzi, ale cóż mogłam jej powiedzieć?

- Fascynująca historia - skłamałam - A szanse na znalezienie miłości wynosi mniej niż zero- odwróciłam się do maszyny zbywając matkę. Straciłam wątek, cholera. Potrząsnęłam delikatnie głowa jakby to miało sprawić, że wróci, ale to na nic.

- Dobrze. Zbieraj się Wednesday, za niedługo musimy wyjechać- wstała z łóżka. Prześcieliła je jeszcze dłonią i wyszła.
Odwróciłam się by spojrzeć na Pugsley'a, a w mojej głowie powstał idealny plan na pożegnanie ukochanego brata.

Wenclair - Slightly DifferentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz