XI

590 49 11
                                    

Enid przez kolejne trzy godziny leżała w łóżku. Zbytnio się nawet nie ruszała. Podejrzewam, że normalnie by skakała z radości ze względu na imprezę, ale sprawa z Rave musi ją wykańczać. Nie wiem czemu tak bardzo i desperacko chce ukryć fakt, że jej śmierć ją boli. Udaje jakby nic się nie stało. Uśmiecha się gdy rozmawia z innymi, wesoło podskakuje i żartuje nie dając po sobie poznać jak bardzo ją to boli. Z jakiegoś nieznanego mi powodu Enid nie zmusza się do zakładania tej maski przy mnie. Pozwala sobie czuć ten ból. Raz gdy poszła się myć, słyszałam jak płakała pod prysznicem. Nie próbowała ukryć tego szlochu. To jest prawdziwa Enid. Nie ta która jest uśmiechnięta od ucha do ucha, ale ta która właśnie leży przykryta w swoim łóżku. Smutna i zmarnowana. Chyba zasnęła, ale niestety muszę ją obudzić.

- Enid.- stanęłam nad jej łóżkiem. - Enid wstawaj. - powtórzyłam.

- Mhm... już, już.- wysepleniła dziewczyna.

- Spóźnimy się. Wstawaj.- szturchnęłam jej ramię. Dziewczyna jęknęła niezadowolona i mozolnie położyła się na plecy spoglądając na mnie zaspanymi oczami.

- Przerażasz mnie gdy tak stoisz nade mną Addams.- kącik jej ust uniósł się ku górze. Przyglądałam się o sekundę za długo jej ustom. Sama siebie muszę łapać na takich rzeczach?

- Do usług.- odpowiedziałam, po czym wróciłam na swoją połowę, by znów ubrać moją czarną bluzę. Gdy się odwróciłam dziewczyna nadal leżała w łóżku z zamkniętymi oczami i znów zasypiała.

- Enid!- podniosłam głos. Podeszłam znów do jej łóżka, złapałam za kołdrę i jednym szybkim ruchem ją zrzuciłam z niej.

- Przestań! Zimno!- skuliła się w kulkę blondynka.

- To za to, że nazwałaś mnie Wens.- rzuciłam różową kołdrą gdzieś w kąt pokoju - A teraz wstawaj księżniczko.- skrzyżowałam ręce.

- I jak tu żyć.- wyszeptała sama do siebie niezadowolona. W końcu wstała z łóżka i spojrzała na mnie znów tymi zaspanymi oraz delikatnie spuchniętymi oczami.

- Popraw makijaż i się zbieramy.- zauważyłam, że jej cienie za bardzo się rozmazały. Zostawiła po sobie na poduszce kolorowy ślad.

- Na prawdę ci się podoba, co?- uśmiechnęła nonszalancko w moją stronę. Odwróciłam się na pięcie bez słowa i wróciłam na swoją stronę by zasiąść do biurka. Zanim Enid poprawi swój makijaż uznałam, że zdążę poczytać jeszcze jeden rozdział w książce, lecz nie doceniłam dziewczyny. Już po paru stronach blondynka oznajmiła, że jest gotowa do wyjścia. Wzięłam swoje klucze i zasunęłam suwak od bluzy. Zakluczyłam drzwi, po czym ruszyłam za blondynką. Tym razem nie musieliśmy zbytnio uważać by nas ktoś nie przyłapał. Oczywiście wychodzenie w nocy jest kategorycznie zabronione, tym bardziej tajne schadzki czy czym gorsza - imprezy, ale jakimś cudem zawsze ostatnie klasy się z tego wywiną.
Przechodząc przez próg bram Nevermore zastała nas ledwo co oświetlona droga, a za nią ciemny las i ani jednej żywej duszy. Zanim przekroczyłyśmy drogę Enid zatrzymała się wdychając do płuc więcej powietrza niż zwykle. Ścisnęła dłonie, aż knykcie zaczęły robić się białe, a ręce wyprostowała wzdłuż ciała tak mocno, jakby była jakąś procą, która ma zaraz wystrzelić. Patrzyła przed siebie w ciemny las, jakby zobaczyła tam ducha.

- Chodźmy.- dotknęłam delikatnie jej ramienia. Wzdrygnęła się pod moim dotykiem, lecz po chwili powoli jej mięśnie puszczały ucisk. Uśmiechnęła się słabo w moją stronę i przeszła przez drogę szybkim krokiem. Jest tak ciemno, że prawie tracę ją z oczu, gdy wbiega w las. Od razu poszłam za nią. Trzymamy się blisko, gdy przechodzimy przez nieznane mi, prawie już starte i zarośnięte ścieżki. Strasznie mi to przeszkadza. Przeszkadza mi ten drażniący nos zapach słodkiej wanilii, ciasteczek, które kojarzą mi się z świetami, a święta kojarzą z dziećmi, a dzieci? Podmiot szatana. Przeszkadza mi ciepło bijące od niej. Jest za ciepłe, niemiłe, okropne i jest... cholera.

Wenclair - Slightly DifferentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz