V

537 33 5
                                    

WEDNESDAY POV:

Dotknęłam swojego policzka, które w sekundę stało się rozpalone. Spojrzałam na swoje palce - krew. Wyższa, o ciemnej skórze dziewczyna, której imię nie jest mi jeszcze znane, zaatakowała mnie bez ostrzeżenia, bez masek i... przegrałam. Żałosne i upokarzające. Mnie śmie upominać o strój, gdy ta bez masek zaczyna atak. Idiotka.

- Maski! Maski! Maski i jeszcze raz maski!- krzyczał wysoki brunet z lekko lokowanymi włosami, z drugiego końca sali. - Już wiecie czemu są tak ważne?- na jego twarzy było widać wyraźne zdenerwowanie. Żyły na szyi miały mu zaraz wyjść na zewnątrz. - A ty Bianca? Widzę cię po treningu w gabinecie. Bez żadnych ale.- a więc Bianca. Chyba się nie polubimy. - Siadajcie na ławce i szykujemy się do sparingu każdy z każdym.- westchnął i zabrał dziewczynie szpadę.

Wykonałam rozkaz trenera. Gdy podeszłam do ławki, która znajdowała się zaraz pod ogromnym witrażem z widokiem na ogród, zauważyłam Enid... skocznym krokiem szła w stronę chłopaka, który najwidoczniej musiał na nią czekać. Ciekawe kto to i czemu uciekła z szermierki, aby się z nim spotkać.
Pierwsza para wchodzi na tor. Skupiam się na każdym ruchu, staram się zapamiętać, kto jak atakuje i jakie manewry wykonuje, czy ktoś bardziej broni niż atakuje, czy na odwrót. Da mi to przewagę w późniejszych walkach.

- Idę po wodę!- krzyczy jakaś niska blondynka, gdy jest już w drodze do boksu. Trener tylko podniósł kciuk ku górze jako zgodę, nawet nie odwracając wzroku od walki. Nie minęła minuta, a z boksu wydobył się głośny, przeraźliwy krzyk. Było w nim tyle strachu. Miód dla uszu.
Każdy zamarł, ludzie zaczęli patrzeć po sobie. Nikt nie odważył się pójść do boksu. Trener spojrzał na nas i gdy miał już ruszyć, by sprawdzić co się stało, wyprzedziłam go.

- Sprawdzę.- rzuciłam szybko. Mogłam tam zastać albo pająka, albo scenę prosto wyrwaną z horroru. Liczę na scenę z horroru.
Trener jednak nie odpuścił i szedł za mną krok w krok. Gdy weszliśmy do boksu od razu poczułam ten dziwny metaliczny zapach krwi, a na środku, między ławkami, leżało ciało nieznajomej mi dziewczyny. Blondynka, która poszła po wodę, stała w rogu. Dusiła się łzami, a dłońmi zakrywała usta. Sam trener zamarł.
Ponownie spojrzałam na ciało. To nie było zwykłe zabójstwo. Brzuch był otwarty, trochę jelit wyszło poza ciało, brakowało lewej nogi od kolana w dół, a twarz była zmasakrowana, cała we krwi. Na szyi były widoczne z daleka ślady podduszania. Ofiara musiała się bronić i próbować walczyć z zabójcą. Musiała wiele razy dostać po twarzy i nie tylko.

- Rave Sullivan...- wyłkała przez łzy blondynka.

- Millie chodź.- złapał za ramie blondynkę i przyciągnął do siebie, a ta wtuliła się w jego tors i zaczęła płakać. - Wednesday idź do dyrektorki i powiedz, żeby każdy wrócił do swoich pokoi.- dodał po chwili. Był przerażony, ale nie chciał wywołać paniki. Kiwnęłam głową i pospiesznie ruszyłam do biura Pani Weems. Wytłumaczyłam co się stało i przekazałam prośbę trenera. Pani Weems przez głośniki powiedziała, by każdy jak najszybciej udał się do swoich pokoi. Podziękowała za informacje i poprosiła bym ja również na ten moment wróciła do pokoju, tak więc też zrobiłam, chociaż nie chciałam, ale mogła to być chwila oddechu i zastanowienia kto mógłby to zrobić. Enid? Nie. Ciało było świeże, a ona wyszła wcześniej. Poza tym, wątpię że mogłaby uczynić coś takiego, ponieważ jak sama mówiła jeszcze nie dojrzała, by się przemienić. Czy wilkołaki przemieniają się w środku dnia? W to też bardzo wątpię. A żeby zrobić takie rany musiałaby. Gdy wróci na pewno będę musiała ją wypytać. W końcu zna tu każdego.

Zasiadłam do swojego biurka. Zaczęłam pisać wszystkie szczegóły jakie pamietam jak ślady na szyi, mało krwi, więc ofiara musiała być zmasakrowana po uduszeniu i liczne obrażenia, które sugerowały na walkę.
Może jednak Nevermore nie jest wcale takie złe? Zaczyna się robić na prawdę ciekawie. Na tą myśl poczułam jak mimowolnie kącik moich ust unosi się ku górze. Zanim się obejrzałam, po paru długich minutach w końcu przyszła Enid.

- Hej Wens.- przywitała się zmieszana.

- Nie nazywaj mnie tak albo twoje pluszaki mogą bardzo na tym ucierpieć.- odpowiedziałam nie odrywając wzroku od kartki robiąc kolejne punkty.

- Jasne.- zaczęła niepewnie.- Wiesz czemu Weems kazała nam wrócić do pokoi? Coś się stało?- podeszła bliżej.

- Zamordowali kogoś. - odwróciłam się na krześle w jej stronę. - Rave jak się nie mylę.- dodałam po chwili. Twarz Enid, która zawsze była wypełniona różem i uśmiechem nagle zbladła. Była blada jak ściana, a uśmiech zniknął jej w przerażeniu.

- Rave Sullivan?- zapytała przełykając gule w gardle.

- Tak.- odpowiedziałam.- Wiesz coś może o niej?- zapytałam po chwili. Wstałam i skrzyżowałam ręce na piersi.

- Tak... chodziłam z nią na muzykę.- jej oczy zrobiły się szkliste. Wyglądała jakby uchodziło z niej życie.

- Kto mógłby ją zabić?- pytałam dalej. Enid powoli przeszła na swoją połowę pokoju, po czym usiadła ciężko na niepościelonym od rana łóżku.

- Nie mam pojęcia...- zaczęła delikatnie drzeć. Łzy leciały jej po policzkach, lecz starała się je pospiesznie wycierać rękawem.

Wenclair - Slightly DifferentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz