XX

189 15 9
                                    

Enid POV (parę dni później!)

Tapety w rogu odchodzą ze ścian ze względu na wilgoć. W przedsionku wisi parę obrazów naszej rodziny. Każdy uśmiechnięty, zadowolony, bracia obejmują się przez ramiona. Ojciec uśmiechnięty, ale nie widać po nim by naprawdę był zadowolony, a matka wiecznie niezadowolona z skwaśniałym wyrazem twarzy. Spoglądam na obraz i boję się co będzie, gdy tylko zrobię krok dalej. Po swojej prawej stronie słyszę, że ktoś jest w kuchni. Skwierczenie oleju, jakiś dziwny zapach. Pewnie Nicolas znów nieudolnie próbuje zrobić kolację naszej rodzinie. Za to po lewej stronie znajduje się salon, skąd słyszę szum telewizora, przekleństwa i trzaskanie pilotem o stół. Zaczynam sobie przypominać.

- Gdzie byłaś?- stała tam, na przeciw mnie. Mama trzymała kosz z brudnymi ubraniami.

- Ze znajomymi.- odpowiedziałam instynktownie, choć nie była to prawda.

- Masz mnie za debila?- zapytała śmiejąc się scenicznie.

- Nie. Wyszłam z Lucy i...-

- Kłamiesz Enid. Mam dość twoich kłamstw, twoich dziwnych znajomych i ciebie.- z impetem wepchnęła mi kosz w ręce, bym zrobiła to za nią. - Wiecznie muszę tłumaczyć się przed komisją co jest z tobą kurwa nie tak. Wiesz jaki wstyd nam przynosisz?- zaczęłam się trząść. Żadne dziecko nie chciałoby usłyszeć takich rzeczy od swojej własnej matki, więc stałam tak w przedsionku, przerażona i jednocześnie wściekła. - I nie myśl, że pojedziesz z nami jutro.- dodała po chwili. Łzy zaczęły napływać do moich oczu. Czemu muszę być taka? Jutro najważniejszy dzień dla społeczności wilkołaków, a ja jestem wykluczona. Jestem odrzutkiem.

- Ale ja chce z wami pojechać.- powiedziałam podnosząc głowę. Pomimo kującego bólu w sercu i guli w gardle postanowiłam w końcu się sprzeciwić.

- I co? Powtórka sprzed dwóch lat? Chcesz nas upokorzyć, żeby każdy się z nas śmiał?- zrobiła krok w moją stronę. Od razu pożałowałam swoich słów.

- Ja wiem, że dam radę, tym razem będzie inaczej, proszę pozwo- przerwał mi solidne uderzenie z otwartej dłoni w policzek. Zapiekło niemiłosiernie. Mimowolnie spływały mi łzy na policzki. Nie mogłam tego powstrzymać. To wszystko toczyło się już za długo. Wieczne poniżanie, wyzwiska, uderzenia.

- Jesteś hańbą dla tej rodziny, gdyby nie ty nadal byśmy żyli godnie!- wykrzyczała. Nie mogłam nic zrobić, zaczęłam tracić czucie w nogach. Upadłam przed nią wysypując parę ubrań z kosza. - Jeśli sądzisz, że dasz radę to pokaż.- prychnęła.

- Esther, to szaleństwo.- za nią pojawił się mój ojciec.

- Nasza córka jest tak słaba po tobie! Niepotrzebnie się żeniłam z taką pizdą jak ty.- szybko podeszła do niego i zaczęła popychać mówiąc jakim okropnym mężem jest, gdy w końcu uderzyła go w twarz zawołała moich braci.

- Enid!- wykrzyczał moje imię ojciec. Na twarzy miał czerwone odbicie dłoni. Bez większego zastanowienia wybiegłam trzaskając drzwiami. Wiedziałam co będzie dalej, ale nie mogłam nic na to poradzić. Ten sen zawsze kończy się tak samo. Nie ważne gdzie poszłam, co zrobiłam lub próbowałam zrobić. Zawsze to samo zakończenie.

- Enid!- wyrwała mnie ze snu Wensnesday. Siedziała na łóżku zaraz obok mnie trzymając mnie za ramiona. Byłam cała spocona. - Co się dzieje?- zapytała po chwili.

- To tylko zły sen.- odpowiedziałam próbując złapać oddech. Serce nadal biło mi jak młot. - Przepraszam, że cię obudziłam.- czułam jak każdy skrawek mojego ciała mnie bolał.

Wenclair - Slightly DifferentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz