Revon
Bardzo długo z nim rozmawiali. W pokoju Ali siedziałem aż nie zrobiłem się senny. Znów pokazywała mi rośliny i teraz wiedziałem jak mogłem łatwo pozbyć się przeziębienia. Chociaż praktycznie nie chorowałem i teraz wiedziałem dlaczego. Ta wilcza strona chroniła mnie od zwykłych chorób, ale strzeżonego Jedyny strzeże.. choć w sumie i tak w niego nie wierzyłem, a jako wilkołak tym bardziej nie powinienem o nim myśleć jako o Bogu. W końcu on potępiał takie istoty jak ja. Raz spytałem Gburka o jego bogów i chciałem przez to złapać się za głowę. Niby mówił o ośmiu.. ale to ośmiu było tych ważniejszych, a tych pomniejszych to było jak mrówków. Dlaczego nie mogli wymyślić sobie tylko jednego bóstwa? Byłoby zdecydowanie prościej a nie za każdym razem trzeba się zastanowić które bóstwo jest od czego, czy nie jest z jakimś innym bogiem którego czcimy w zwadzie, jakie ofiary go obrażają, jakie lubi, czego jest symbolem.. to nie na moją głowę. Wydaje mi się, że religie istnieją tylko po to, by utrudnić innym życie.
Ryland do pokoju przyszedł gdzieś po północy. Był w całkiem dobrym humorze, w sumie on przez ostatni tydzień nieustannie ma dobry humor. Nie miałem serca mu go psuć. Chciał mi wszystko opowiedzieć o czym rozmawiał z wujem oraz ciotką, ale mój zmęczony wzrok, którym mówiłem, że jeśli wypowie jeszcze jedno słowo to będzie spał na dworze, go od tego odwiódł. Szybko się przebrał i wskoczył do łóżka, a potem mnie irytował. Chciał żebym podzielił się z nim kołdrą. Mógł położyć się o tej samej porze co ja, a nie mi teraz dupę truje, że mu nagle zimno.
Pierwszy raz obudziłem się przed nim. Było to trochę dziwne, ale ten jeden raz mogłem mu pozwolić spać dłużej. Łaskawie poprawiłem kołdrę, gdyż mnie szlak trafiał jak widziałem jego odkryte giry. Gdy tylko to zrobiłem zauważyłem znajomy złoty blask. Przekręciłem jedynie oczami i wyszedłem z pokoju. Zszedłem powoli na dół by przygotować dla wszystkich śniadanie. Zwykle Gburek chodził wtedy po domu, przynosił świeżą wodę a czasami nawet ją zagotowywał by można było się umyć w ciepłej. Jednak teraz w kuchni była jedynie jego ciotka, która zaczynała przygotowywać śniadanie. Odwróciła się kiedy usłyszała jak deski pode mną skrzypią. Zmrużyła oczy jakby czegoś szukała. Po chwili mnie dostrzegła.. no fakt, ona jest człowiekiem. Ma słabszy wzrok niż ja. Normalnie jakbym był człowiekiem o tej porze chodziłbym z jakąś świeczką by nie wywrócić się na schodach. Tak robiła Ali, za to ja i Gburek lataliśmy jak nam się podoba, choć osobiście wolałem jak były zapalone jakieś świeczki, tak na wszelki wypadek. Było wtedy tu przytulniej.
-Aaron. -Szepnęła radośnie. Zaprosiła mnie gestem dłoni do stołu. -Usiądź skarbie, za chwile przygotuje jakieś śniadanie.
-Pomóc pani? -Spojrzałem na blat, dopiero się zabierała za robotę.
-Nie kłopocz się skarbie. -Uśmiechnęła się szeroko i zawiesiła czajnik nad ogniem.
-Nalegam. -Mruknąłem słabo. Nie brzmiałem w ogóle przekonująco. Chciałem jej jakoś pomóc, w sumie to było moje zadanie a bez tego.. czułbym się tu jak jakiś pasożyt który nic nie robi i dostaje wszystko pod nos. Kiedyś o czymś takim marzyłem, ale wyobrażałem sobie wtedy, że jestem na tyle bogaty, że mogłem zatrudnić sobie służbę.
Nim cokolwiek odpowiedziała podszedłem do jednego blatu. Zanim wszyscy wstaną i się przemyją zdążę na spokojnie upiec chleb. Już i tak wszystko było rozgrzane więc nie musiałem kazać Gburkowi tego robić.
-Mogę Cię o coś zapytać? -Spojrzała ukradkiem w moją stronę a ja przytaknąłem. -Ryland wczoraj mówił, że nie wiedziałeś, że jesteś wilkołakiem. Jak to możliwe? -Rozmawiał o mnie.. w sumie było to logiczne. Ran mógł go przecież o mnie pytać. Pewnie chciał się upewnić, że nie jestem groźnym wilkołakiem.. albo aktywnym złodziejem.

CZYTASZ
Mieszaniec |ABO|
Viễn tưởngKażdy w miasteczku Sover znał opowieści o krwiożerczych wilkołakach ukrywających się w ciemnych lasach. Każda z nich wyglądała tak samo, potwór pojawia się znikąd, zabija zwierzęta i ludzi do momentu w którym nie pojawia się dzielny śmiałek który na...