R 10. LVII

1.7K 203 15
                                        

Sytuacja w wiosce nie była zbyt wesoła. Ciało Luka zostało dosyć szybko znalezione. Łowcy uważali, że to zemsta wilkołaków, za to reszta podejrzewała, że była to robota któregoś z łowców by usprawiedliwić to co zrobili Rylandowi. Mieszkańcy obawiali się o własne zdrowie, a przede wszystkim życie. Część z nich, ci odważniejsi bądź głupsi, zaczęli wyręczać strażników. Przyprowadzali wszystkich ludzi do strażnicy, którzy w ostatnich miesiącach przybyli do wioski, obawiając się, że są bądź współpracują z łowcami. Podobno na samym początku też byłem brany pod uwagę, odpuścili tylko dlatego, że brali mnie za kobietę należącą do Rylanda. Według nich nie miałem przecież powodów, by życzyć swojemu mężczyźnie śmierci. Według tego co udało się ustalić Ali, do tej pory przyprowadzili z dwadzieścia osób, mam nadzieje, że Morgan nie był jednym z nich i bezpiecznie opuścił wioskę.

Dla większego bezpieczeństwa, nikt nie wychodził poza teren należący do Rana. Ali pozyskiwała plotki od osób które przechodziły koło bramy, albo dostawała informacje od pracowników sklepu jej ojca. Rylanda przenieśliśmy do naszego pokoju, a mówiąc przenieśliśmy miałem na myśli Rana oraz Basima. Od kilku godzin go obserwowałem. Jego stan ledwo się poprawił. Kolor jego żył wrócił do normy, natomiast gorączka pozostawała. Staraliśmy się ją zbić wszelkimi znanymi nam metodami, ale niewiele to dawało. Na znachorkę liczyć już nie mogliśmy, stwierdziła bowiem, że już nic więcej nie może zdziałać. Wszystko zależało od Rylanda, jego woli życia oraz, co wiedzą nieliczni, wilczej regeneracji. 

Byłem tak bardzo zdesperowany, że przeglądnąłem książkę zawierającą informacje o naszym gatunku. I co prawda wiedziałem, że jest tu zapisane wiele bzdur, ale jednak wolałem się upewnić. I prawdę mówiąc niczego nowego się nie dowiedziałem. Była tylko jedna wzmianka o wilczych roślinach, i wynikało z niej, że tylko wilkołaki potrafią je odróżnić od zwykłych roślin. Dużo mi to nie mówiło, sam mógłbym to lepiej napisać, a nawet opisać działanie wilczej trawy. Jednak nie taki był cel tej książki, powinienem czerpać z niej wiedze a nie ją dokładać.

Spojrzałem na drzwi. Słyszałem jak ktoś wchodzi po schodach. Podejrzewałem, że był to Ran. Tak ciężko to tylko on i Ryland chodzili. Ali zwykle nie robiła większego hałasu, a jak chciała potrafiła być bezszelestna, przez co można było dostać zawału, natomiast jej matka robiła odrobine większy hałas od niej. Chociaż głównie rozpoznawałem, że ona idzie po zapachu, gdyż zawsze przynosiła jedzenie. Ran zapukał po czym lekko uchylił drzwi. Kiedy mnie znalazł wszedł do środka. 

Spojrzał na wciąż nieprzytomnego Rylanda, przyłożył dłoń do jego czoła i wykrzywił twarz w dziwaczny grymas.  

-Jak był młody nigdy poważnie się o niego nie martwiliśmy. -Mruknął, po chwili spojrzał na mnie lekko zakłopotany. Usiadł na brzegu łóżka. -To źle zabrzmiało. Nie przejmowaliśmy się nigdy o jego zdrowie, nigdy nie chorował.

-A o co się pan martwił? Oprócz, że zostanie okrzyknięty wilkołakiem. -Ran zmarszczył lekko brwi, spojrzał na podłogę i chwile milczał. 

-Jak uczył się polować, to obawiałem się, że wpadnie w jakieś pułapki na niedźwiedzie. Ciężko byłoby wytłumaczyć, dlaczego tak szybko rana się zagoiła. A później to tylko martwiłem się, że jakąś dziewczynę zbrzuchaci. Był strasznie.. głupi, więc ryzyko istniało. 

-Ta.. Ali już coś o tym wspomniała. -Przypomniałem sobie historię o tym, jak niby pomylił bliźniaczki. Ran prychnął cicho, lekko się uśmiechnął po czym zaczął przyglądać się Rylandowi. 

-Nigdy też nie chorował. -Mruknął pod nosem. -Ali potrafiła się przeziębić siedząc w domu przy kominku, natomiast on.. -Ponownie prychnął, a kącik jego ust lekko drgnął. -Jak miał piętnaście lat wziął grupkę znajomych i poszli nad jezioro kilka kilometrów za wioską. Środek zimy. Całe jezioro pokryte było lodem. To pan inteligentny postanowił ze znajomymi stworzyć przeręble. Nie by połowić ryby.. tylko się wykąpać. -Spojrzałem na niego zdziwiony. Nawet Ryland nie byłby taki... w sumie nieważne. -Wracałem wtedy z polowania. Zauważyłem grupkę gówniarzy skaczącą po lodzie, więc ich przegoniłem. Okazało się, że trzech zdążyło wskoczyć do wody... w tym ten geniusz. Był nienaturalnie siny.. z resztą jak pozostali.

Mieszaniec |ABO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz