「 Dział II」

2 1 0
                                    

-Sen-

Chłód objął policzki budząc kobietę z nieprzytomnego snu. Rozejrzała się wokoło. Ujrzała przejrzyste jezioro odbijające w spokojnej, przejrzystej tafli las. Atmosfera była niepokojąco spokojna. Mgła spowijała w swojej miękkości pnie drzew kryjąc ścieżkę. Podeszła bliżej lasu. Oparła dłoń na pniu i wychyliła się. Jej nozdrza poczuły przesłodki zapach. Zaciągnęła się nim z uśmiechem. Spowita spokojem przymknęła oczy.

Upadła tracąc przytomność.

.

Wiatr trącał jej policzki, które stawały się czerwone pod jego wpływem. Leżała wśród spokojnych traw. Rozbudzając się stęknęła z bólu głowy.  Oparła na łokciach ciężar ciała i rozejrzała wokoło. Mgła stała się znacznie gęstsza. Tafla wody falowała niespokojnie. Z nieba skapywać zaczęły czarne krople deszczu barwiąc jej nieskazitelnie białą sukienkę. Spojrzała na swoje dłonie. Niemalże przeźroczyste nabierały barwy kropli deszczu. Deszcz stał się przeźroczysty a dłonie całe czarne. Ustała spanikowana na wyspie. rozglądała się wokół. Strzały i jęki  mające swoje źródło w lesie przybierały na sile. Zatkała uszy upadając na kolana. Wydała z siebie spanikowany głośny krzyk. Jego siła wygoniła ptaki, które chmarą okrążały ją na niebie.

 Zasnęła.

.

Materiał sukienki falował przez wiatr, muskający porcelanową, lekko zaczerwienioną skórę kobiety. Patrzyła w zamglony pierzyną las. Pięści miała rozluźnione. Twarz jak u lalki, wpatrzona w głuchą dal. Postawiła stopę do przodu mocząc jej spód lodowatą wodą. Nie zatopiła się. Płytko. Powoli, powolutku. Szła. 

Zatrzymała się na środku. Jej ciało oziębło. Zaczęło tonąć. Włosy wołały ku górze. Także dłonie i nogi. Kręgosłup zaś ciągnął w dół. Woda przybrała koloru zielonego. Niczym toksyna spowijała jej płuca. Poświata wpadała z góry powoli zanikając w głębszych ciemnościach, uciekająca nadzieja. Bąbelki uchodzące z ust laleczki płynęły na powierzchnię resztkami sił usiłując sobie pomóc. Czas jakby zwolnił, ale nie dla jej wrażeń. Była spokojna. Twarz pusta z emocji. 

Zachłysnęła się wodą. Zaczęła panikować. Życie, zmartwienie powróciło. Sięgała coraz wyżej chłostając wodę. Przypomniała sobie o czymś. TO było ratunkiem na jej przeżycie. Przestała wierzgać. Wzięła głęboki wdech. Tak. Wzięła wdech. Nie da pochłonąć się toksynie. Wypłynie. Sama. Uratuje się. Czas w końcu ruszyć. Nie chaotycznie, z planem i układem. Zmęczona, natomiast mniej przerażona zaczęła taktownie ruszać kończynami. Wypływała. Zieleń wody przybierała barwę oceanu. Rozejrzała się wokoło. Było pięknie. Była coraz bliżej wypłynięcia. Ktoś podał jej dłoń. Dłoń okazała się być ciężarkiem. Upadła więc szybko w dół. Nie tonęła w toksynie. Jej płuca czuły w sobie rozkwit. Czuły tlen, którego dawno nie czuły. Umarła z wychłodzenia. Zamarzła na dnie jeziora wokół kolorowych muskających jej martwą skórę alg i ryb. Ciało- przepadło. Dusza- wyzwoliła.

--

Wybudziłam się z głębszym wdechem. Serce biło jak szalone. Pot oblewał moją skórę. Zdjęłam z siebie ciężką kołdrę i podkurczyłam nogi. Zakryłam twarz próbując uspokoić myśli. Spojrzałam na lewo. Paula nie było. Jak mógłby być.

Przeczesałam włosy i uspokoiłam oddech powoli dochodząc do siebie. Nie sądziłam, że kiedykolwiek ten sam koszmar powtórzy się. Miałam go na początku. Samym początku. Czy to etapy mojego losu? Jakiś żart?

Płuca nie toną <<TRWAJĄ ZMIANY>>Where stories live. Discover now