◣X◥

3 1 0
                                    

Moja dusza skakała z radości. Serce! Serce skakało! Sięgnęłam po nowo zamówioną sukienkę. Czekała na odpowiednią okazję. Taka nadeszła. Nareszcie, po tylu latach płonęłam z miłości. Tragiczne, że zakończę to szybko. Początkowo ignorowałam pracę, ale kiedy nachodziły mnie coraz częstsze jej telefony zamarłam. Ja chcę chociaż żyć. Mam dosyć. Rzucę tą cholerną robotę i odejdę. Poszukam podobnej miłości jak do Charlesa Choć wątpię, że ktoś go zastąpi. Nie byłam i nie jestem na nic gotowa. Byłam głupia i pochopna. Po co mi to wszystko? Po co?

- Irma?- zapukał w moje drzwi odwracając moją uwagę. 

- Potrzebuję jeszcze czasu- odpowiedziałam i przyjrzałam się sukience. Była taka piękna. Bufiasta. Koronkowa. Bogata u dołu. Falbanki zdobiły wszelkie miejsca. Kolor miała bogato czerwony. Ponoć czerwień przyciąga mężczyzn, podnieca, a kobieta staje się ponoć jeszcze bardziej piękna. Oby tak było. Wsunęłam ją powoli na swoje ciało uważając na cienki materiał zdobieniowy. Nałożyłam falbany na ramiona. Spojrzałam na lustro poprawiając ostatnie detale. Podziwiając jak piękna jest. Jak dobrze leży. Poprawiłam włosy układając je w kok. Wokół niego owinęłam wcześniej upleciony warkocz i dodałam ozdobną siatkę. Kolczyki z białym kamieniem zwisały swobodnie z moich płatków uszu. Włożyłam w pończoszkę sztylecik z trucizną. Zdecydowanie byłam gotowa na ostateczną noc. 

- Jestem- rozejrzałam się po pokoju balowym. Żółte ciepłe światło sprzyjało częstej atmosferę. Uwielbiałam taką. Muzyka leciała w tle nie przeszkadzając nam mocno. Jazz uromantycznił atmosferę.  Usiadłam na krześle, które odsunął Charles. Przygotował kolację, zapalił świece, rozpalił w kominku. Było wręcz idealnie na randkę. Pożegnalną randkę.

- Damie się podoba?- zasiadł naprzeciw nalewając wina tylko sobie .

-Bardzo- zaznaczyłam dodatkiem namiętności - Nalej mi. W takie święto wypiję- znów go zadziwiłam. Przyda się na odwagę. Z resztą i z tym będzie problem. Zaczęliśmy kolację. Przybiliśmy kieliszki wznosząc toast. Poznawaliśmy się coraz więcej, chociaż mało uważałam co mówi. Nie chciałam bardziej nabierać uczuć. Więcej bym o nim wiedziała- więcej rozpamiętywała. Głaskałam palcem materiał na udzie pod którym znajdował się sztylet. Denerwowałam się. 

Wstał od stołu. Podszedł do mnie i kłaniając się wyciągnął dłoń w moją stronę. 

- Pani pozwoli - ewidentnie zaprosił mnie do tańca. Obróciłam nogi na zewnątrz. 

- Oczywiście- uśmiechnęłam się i pochwyciłam jego dłoń. Pociągnął mnie w puste miejsce. Ręką  natychmiastowo zmienił płytę. Zagrała żywa muzyka. Namiętna. Ostatnia. Spoglądaliśmy w swoje oczy podziwiając chwile kolorowych żyć w naszych oczach. Zatracając się w sobie. Przerywając naszą gorycz. Skrywając głęboko w nich tajemnice, których świat nie dojrzy. Zlekceważy. Stawiając kroki, pewnie łapiąc nasze ciało w obrotach, wygięciach. Dopełniając to coraz nowszymi taktami tańca. Urozmaicając melodię. Zamiatając moją suknią po drewnianych panelach. Wzniecając falbany w powietrze.

- Kocham Cię- wymsknęło się ciche szeptanie. Wyznanie miłości. Tak szybkiej. Tak potężnej. Tak długo upragnionej. Gwałtownie przyciągnął mnie do swojej piersi naciskając na moją. Odpowiedział. Przypieczętował nasze słowa pocałunkiem. Musnął moje wargi swoimi puszystościami. Me lica zabarwiły się mocniejszym różem, który i tak widniał z makijażem. Dokładnie oddał swoją delikatność. Puszystość swych warg. Obdarowałam go tym samym. Ta piękna chwila. Smutno by ją zakończyć. 

Dyskretnie zjechałam ręką pod spódnicę. Złapałam za ostrze. Powoli je wyciągnęłam. Wahałam się. Jednak nie. Może wszystko było iluzją? Zwykłą zmyłką? Zabawą? 


- Słodkich snów- szepnął mi do ucha powodując ciarki na ciele. Przytknął mi coś do brzucha. Usłyszałam zgrzyt. Odbezpieczenie broni palnej. Nim zamachnęłam się ostrzem strzelił. Mój brzuch wypełnił się ciepłą cieszą w kolorze mojej sukienki. Upadłam na ziemię. Patrzyłam na niego. Stał z bronią wycelowaną we mnie. 

Zaczęłam dusić się powietrzem. Ciecz barwiła moje blade usta bordowym kolorem. Mój własny szkarłat topił mnie. W tej pięknej chwili. Dłoń wciąż trzymała ostrze. Uśmiechnęłam się. Ciche "Dziękuję" wyszło z moich tonących ust. 

Umrzeć w tak romantyczny sposób. Zraniona ponowną miłością. Lecz pełną miłością. Nie umieram przez toksynę miłości. Umieram przez czystość miłości.

Podniosłam słabo kąciki ust. Czyli to ja miałam umrzeć. Nie ty. 

Nie tonę. Umieram natychmiast.

Me blade lico wypuszcza mą duszę. Umieram. Umieram!


                                                                                 KONIEC



Płuca nie toną <<TRWAJĄ ZMIANY>>Where stories live. Discover now