◣IV◥

2 1 0
                                    

- Gdzie jest śniadanie?! Co za chlew! - z nagła zaczął krzyczeć. Przygotowywałam jajecznicę, gdzie on dopiero wstał i rzucił ubrania na fotel. W jego mniemaniu miałam w mgnieniu oka poskładać ubrania i włożyć je do szafy.

- Spokojnie, właśnie robię, trzeba było nie rzucać ubrań to by chlewu nie było- obróciłam się w jego stronę nakładając na oba talerze jajecznicę. Czułam jego wzrok na swoich piersiach. Wiedziałam, że fantazjuje na ich temat. Obrzydził mnie jego wzrok, był obleśny. Lepiej patrzyło z oczu mężczyznom z klubu.

- Co to ma być? Nie potrafisz gotować, czy co? Ja mam mieć jedzenie takie jakie ja chcę!-  Zachowuje się jak rozwydrzony dzieciak. Ale podskoczyć mu nie podskoczę, skończyłoby się to moją śmiercią. Poza tym nie mam czasu na lepsze śniadanie. Założę się, że to on całkowicie nie potrafi gotować. Nawet nie ugotuje ziemniaków. Niech się cieszy, że boję się odejść i mu służę. Jestem zmęczona, to fakt. Ale nie mogę odejść, zbyt się boję. 

- Dobrze, następnym razem powiesz mi, a ja to zrobię. Lekka zmiana nie zaszkodzi- zgodziłam się na jego wzroczny upór. 

Spojrzałam na tykający zegarek na moim nadgarstku. Czas leci jak szalony. Przypudrowałam w biegu policzki i wybiegając z domu założyłam szpilki do czekającego już autobusu. Zamykające się drzwi prawie przytrzasnęły mi włosy. Przytknęłam kartę do czytnika i złapałam się stalowej rurki. Niestety autobus, którym jeżdżę często są zapełnione. Wszyscy byliśmy ściśnięci jak sardynki. Czułam pot starszego pana który niemalże wtykał mi swoją pachę w twarz. 

Nareszcie nastał mój przystanek. Dokładniej przybyłam na ulicę na której mieszkała rodzina, którą miałam się zająć. Podeszłam pod klatkę dość nowo wybudowanego bloku i wybrałam numer do ich mieszkania. 

- Kto się zjawił?- odpowiedziało łamliwie prawdopodobnie jedno z młodszych dzieci.

- Irma Nordik - podałam swoje dane. Klatka zabzyczała. Od razu otworzyłam drzwi w obawie, że zamkną się szybciej niż się spodziewam. Spojrzałam na klatkę schodową. Szpilki.. nie były dobry, wyborem. Oj nie. 

Wsparłam się o poręcz i rozpoczęłam podróż na ostatnie piętro. Nie ma w tym bloku windy? 

 Po kilku minutach zdyszana dotarłam przed drzwi. Zanim do nich zapukałam uspokoiłam oddech tak by był równy. Jeszcze nigdy nie zmęczyłam się tak bardzo jak na tych schodach. Pewnie zapukałam w drewniane drzwi. Uśmiechnięta próbowałam unikać patrzenia w wizjer. Sekundę później otwieranie zamków rozniosło się echem po całym budynku. Drzwi otworzyły się przede mną  buchając kwiecistym zapachem.

- Dzień dobry Pani, zapraszamy do środka -  niewysoki, starszy mężczyzna wskazał ruchem ręki bym przekroczyła próg. Tak też zrobiłam. Wnętrze korytarza było w gotyckim wystroju. Zieleń połączona z bielą dodawała estetyki. Dyskretnie spojrzałam na stopy gospodarza, nie miał na sobie obuwia, dlatego też zdjęłam swoje i ułożyłam w wolnym miejscu. Mężczyzna uśmiechnął się. Nie chciałam dokładnie pytać, równocześnie chcę uszanować czyjąś kulturę. 

- Więc to Pani ma nam towarzyszyć wśród wyjść i informować o tutejszym społeczeństwie? - dopytał wskazując dłonią kierunek, gdzie mamy się udać.

- Tak, w razie problemów proszę do mnie dzwonić, nawet jeśli będę poza godzinami mojej pracy. Bardzo chcę Państwu pomóc, by społeczeństwo przyzwyczaiło się i abyście przez to czuli się komfortowo oraz bezpiecznie- odpowiedziałam mu zgodnie z tym co chcę zaoferować. Pomoc innym ludziom to najlepsze co można od siebie dać.

- Bardzo dziękujemy, to moja rodzina. Nazywam się Ihmir Aramanar- podał mi rękę po przedstawieniu się. Faktycznie, nie przedstawiliśmy się sobie na początku. Zgaduję, że taka jest ich kultura.

- Moa Aramanar, bardzo mi miło- odezwała się drobna starsza kobieta. Podejrzewam, że matka 8 dzieci. Zazdroszczę im takiej miłości. Czuć i widać było, że byli blisko i kochają się. Ihmir i Moa przedstawili mi swoje dzieci.  Najmłodszy syn miał na imię Ohmar, najstarszy Minha. Mieli także syna w wieku 19 lat. Był nieco inny, wyglądał jakby wyszedł z mafii. Nazywal się Ohera. Pięć córek było w tym samym wieku. Pięcioraczki.. nawet nie wyobrażam sobie ile było nieprzespanych nocy i zmęczenia przy tylu naraz. Maliwa, Mondera, Akasha, Inora i Ahera były uroczymi 7 latkami. Wszystkich miło poznałam. Podano mi herbatę i jakieś słodkości. Z grzeczności wypiłam trochę herbaty i zjadłam jedną słodką kulkę. Było to miłe z ich strony, wszystko było wyjątkowo smaczne. Takie inne.

- Czyli jeśli byśmy chcieli złożyć dokument o..- powoli zaczynałam się męczyć ilością pytań prawnych. Nie wiedziałam do końca wszystkiego, ale mimo podawania podstawowych informacji zgodnych z prawdą, prawem i artykułami zaczynałam bać się, że zapytają o coś o czym kompletnie nie mam pojęcia. Na szczęście moje obawy zostały rozwiane wraz z kończącymi pytania słowami

- Zatem wszystko już wiemy, nie będziemy więcej pytać na ten temat. - wypuściłam powietrze z ust rozluźniając się. 

- Może opowiem wam o tutejszych zwyczajach, ludziach?- zaproponowałam następny temat.

- Jak najbardziej, czy mogłaby Pani już jutro wyjść z nami na miasto? - starsza kobieta zaplanowała mój jutrzejszy grafik. Nie mam nic przeciwko, więc oczywiście zgodziłam się kiwnięciem głowy.

Rozmowa przeciągnęła się tak bardzo, że niemal spóźniłam się do sklepu rowerowego gdzie, jak wiecie, także pracuję. 

Płuca nie toną <<TRWAJĄ ZMIANY>>Where stories live. Discover now