◣IX◥

5 1 0
                                    

Zakończyłam dzieło po kilku godzinach. W ramach odpoczynku wciąż czekała na mnie już zimna herbata. Charles przygotował mi także bogatą kolację. Nie trudził się z przygotowaniem, ale wyszło pyszne. Kiedy spożywałam jego dzieło, on podziwiał moje. Sięgnął po przygotowaną już ramkę i obramował płótno. Usiadł na przeciwko i podkradł mi jedną kanapkę. Też uwielbiał pomidorki z wieloziarnistym chlebem posmarowanym masłem. Zaprzestałam przejmować się celem po co tu tak naprawdę jestem już dawno. Dało się zauważyć. Inaczej to ja inicjowałabym większość. Ale nie wszystko. Mógłby się zorientować, a tego nie chcę. Wciąż nie chcę by doszedł do prawdy. 

To okropne uczucie. Poznałam go niesamowitego z informacją, że jest okropny. Wiele dróg mi się poskręcało. Nie byłam trzeźwa na umyśle. Teraz rozplątał ten węzeł. Potrafię znowu się cieszyć, rzadziej smucić. Potrafię kochać. Prawdziwie.

-

Idąc do sypialni poczułam mocny ucisk w głowie. Zawołałam Charlesa, ale nie byłam pewna czy usłyszał. Upadłam przed drzwiami mojego pokoju. Straciłam przytomność. Starałam się doczołgać. Straciłam czucie. 

-

Stanęłam na dachu wieżowca. Wiatr kołysał niesamowicie moje włosy i ubrania przewiewając mnie na wylot. Niebo było zaczerwienione. Zegarek na który po niedługiej chwili spojrzałam ukazał godzinę 1 w nocy. Ściągnęłam obcasy wchodząc na krawędź wysokiego budynku. Podniosłam nogę i wystawiłam na wolny obszar. Czas zwolnił. Powoli widziałam jak przechylam się ku pustej nicości. Twardym czarnym asfalcie. Ku czarnej dziurze. 

Spadałam.

Powoli.

Czułam niepokój.

Czułam ulgę,

Czułam radość.

Czułam szczęście. 

Gdyby czas nie był zwolniony spadłabym na ziemie w ciągu 5 sekund. Przerażało mnie jak zwolnił czas ukazując scenerie tragedii. Tylko po co? Dlaczego? Byłam szczęśliwa.

Obudziłam się natychmiast z głuchym krzykiem. Pot ściekał mi z twarzy. Ciężko łapałam oddech dostarczający mi tlenu do płuc. Spojrzałam wokoło. No tak, zasnęłam w uścisku mężczyzny. Dwa sny. Dwa koszmary. Nie mogę wyobrazić sobie, gdyby te koszmary okazały się prawdą. Krótkie, ale okropne. 

- Hej..- przeczesał mi włosy- Miałaś zły sen? Opowiesz mi o nim?- spytał zatroskany.

- Dwa- westchnęłam - nie trzeba- usiadłam osobno. Zapatrzyłam się w podłogę próbując zrozumieć ich znaczenie. 

- To czego potrzeba?- zapytał wciąż zmartwiony moją reakcją. 

- Miłości. Twojej miłości.- zdziwił się na moje słowa. Tak było bardzo szybko. Zbyt szybko na związek, ale nie obchodziło mnie to. Dawał mi to, czego przez cały ten czas pragnęłam. Potrzebowałam. Nie mogłam mu więcej odmawiać.- Ma miłość ku Tobie, potrzebuje i Twojej. Pozostań ze mną. 

- Najdroższa..- podarował mi delikatny, miły uśmiech.- Płonę miłością do Ciebie. Pozwól mi Cię objąć. Pochłonąć smak najpiękniejszych usteczek- zaczął poetycko. Jakby cytował wiersz. Mickiewicza czy Słowackiego. Uwielbiałam Pana Tadeusza i Dziady. Były trudną lekturą, ale piękną. Przypadły mi do gustu. Tylko masochista je lubi? Bez przesady. 

- Zgadzam się. Zgadzam na wszystko. - przybliżyłam się ku niemu. Spojrzałam mu w oczy uspokajając serce. Sytuacja niezwykle ekscytująca. Niezwykle wibrująca w powietrzu. Podniecająca. Namiętna. Obdarowująca swoją ciepłotą. Miłością. Kruchością. Jakością. 

- Zatem pozwolę sobie- dwa palce ułożył na moim podbródku uchylając  wargi. Złożył na nich pocałunek. Oddałam pomału. Jego usta takie miękkie, puszyste. Używa pomadki? Smakują jak wiśnia. Tak cudownie. Dawno nie czułam czułości. Prawdziwej miłości.

- Ubierzmy się, uczcijmy to. Zaproszę najdroższą do tańca- po oderwaniu się dodał zaproszenie. Tak tu i teraz? Dobrze.

Balujmy więc.

Płuca nie toną <<TRWAJĄ ZMIANY>>Where stories live. Discover now