Ciągła trasa zdecydowanie potrafiła się odbić na psychice, czy podejściu do spraw. Zwłaszcza, gdy tak już się podróżowało pół roku. Pół roku.
Nie było nigdzie śladu po młodym Garmadonie, nie było śladu po możliwych miejscach przetrzymywania Mistrzów Żywiołów. Nie było nic. Łazili bez celu, męczyło ich to, że ciągle szukali, a odnosili wrażenie, że ciągle się tylko oddalali od wybranego celu ich podróży. Już brakowało im propozycji możliwego pobytu Lloyda.
Co było chyba najbardziej irytujące i nieco utrudniające ich drogę to na pewno napotykanie różnorakich stworzeń, jakie żyły w krainie Ninjago. Czy to potężne węże na pustyniach, czy przerażające, żabopodobne kreatury wielkości czołgu, wyłaniające się na bagnach. Wiele takich potworków już zdążyło im biedy narobić. Ile to oni już blizn dostali. Czasem nie było tak kolorowo, często po prostu dostawali solidny oklep i wtedy żałowali, że nie ćwiczyli więcej, gdy jeszcze mieszkali w klasztorze. Ba, Jay się przyznał raz, że często uciekał z ćwiczeń i Wf-u, co teraz się na nim odbijało. Ale nadal mieli siebie, tak? Wciąż trzymali się razem. Mieli w sobie oparcie w każdej sytuacji, a fakt, że każdy z nich miał różnorakie umiejętności, przydawał im się do wychodzenia często z opresji.
Warto też coś powiedzieć o relacjach między nimi, bo przez pół roku można by tu powiedzieć naprawdę dużo. Cole wciąż milczał. Przez ponad pół roku nie powiedział słowa do Kaia o swoich uczuciach, co śmieszne - Nya dowiedziała się o tym fakcie przed swoim bratem, którego to dotyczyło. Gdy obchodzili piętnaste urodziny Mistrzyni Wody, ta w końcu zadała te męczące pytanie. Czy ty się podkochujesz w moim bracie? No i odpowiedź była dość oczywista. Cole naprawdę nie miał już siły tego w sobie trzymać, no i wygadał się. Nya go nie odtrąciła z tego powodu, wręcz objęła go swym ramieniem wsparcia i obiecała, że wszystko będzie dobrze. Brookstone trochę powątpiewał w jej słowa, ale docenił to, że Nya chciała mu zwyczajnie pomóc.
Jay naturalnie przez ostatnie sześć miesięcy zalecał się do Nyi, która z początku odbierała to jako głupie żarty, ale w końcu chyba pojęła, że Jay naprawdę się starał zwrócić na siebie jej uwagę, jej i tylko jej. Ucieszyło ją to, bo od jakiegoś czasu miała okazję obserwować rozgadanego Mistrza Błyskawic i dojść do wniosku, że naprawdę go lubi. Jay był może i nieco głupkowaty, często podejmował decyzje pod wpływem emocji, a nie rozsądku, był roztrzepany i troszkę za dużo gadał, ale było coś co ich na pewno ze sobą połączyło. Pasja do majsterkowania. A wyszło to w sumie przypadkowo, bo Nya miała tendencje do noszenia w kieszeni jakichś trybików, które składała i bawiła się nimi, gdy się nudziła, lub stresowała. Walker to zauważył i zapytał o to, przez co wyłoniła się długa rozmowa o powielaniu pasji. Nya naprawdę się cieszyła, że znalazła kogoś, kto ją rozumiał. Kai raczej nie był zbyt zadowolony z faktu, że jego siostra zabujała się w kimś takim jak Jay Walker, ale z czasem się przyzwyczaił i nawet nie oburzył się jakoś wielce, gdy owa dwójka oznajmiła pozostałym, że postanowili wejść w związek i od teraz są parą. Osobowość opiekuna Kaia nieco go zapiekła, ale udawał, że mu to nie przeszkadzało.
Jednak nie wszystko złoto, co się świeci. Wynikały czasem problemy. Już parę razy napotykali przypadkowo wysłańców Garmadona, przez co byli zmuszani robić czasem rzeczy, jakich wcale nie chcieli. Niestety Wu ich przed tym ostrzegał, ale najwyraźniej grupka młodzieży nie bardzo go wtedy słuchała. Owszem, czasem musieli posunąć się do odebrania życia, co było traumatyczne, zwłaszcza dla kogoś, kto był jeszcze tak właściwie dzieciakiem.
Podczas jednej z potyczek, gdzie spotkali aż czwórkę wysłańców, gdzie przeważnie był to jeden, dwa, nieźle oberwali. Jay dostał w łydkę ostrzem, Nya prawie straciła ze trzy palce, brakowało dosłownie sekundy od zamachu, a Kai miał chyba najmniej szczęścia. Dosłownie przejechano mu ostrzem po oku. Na szczęście je chociaż zamknął instynktownie podczas ataku, bo nie wiadomo, czy tego feralnego dnia nie straciłby wzroku w jednym oku. No nie było to przyjemnym doświadczeniem. Ani trochę, tak właściwie.
CZYTASZ
❝That's the way the cookie crumbles❞
Fanfiction❝ - Kradzież nie jest zbyt mądrym posunięciem, chłopcze - odezwał się spokojnym, aczkolwiek melancholijnym tonem. Włożył herbatę do koszyka i podniósł go, znowu zerkając na chłopca, który podniósł się z betonu, ścierając krew z kolana.- Ile masz lat...