XXVIII.

335 32 104
                                    

Dwoma płynnymi ruchami skreślono kolejny wulkan na mapie Ninjago. Nya wsunęła czerwony marker do plecaka i westchnęła ciężko, obserwując jak Cole stoi bez ruchu i gapi się na ogromny wulkan, z którego właśnie wracali.

— No chodź, Cole. Musimy iść dalej — pogoniła przyjaciela. Brookstone kopnął mały kamyk i wypuścił powietrze nosem z cichym świstem. — Nie łam się, to dopiero trzeci wulkan — próbowała go pocieszyć.

— Nya, w Ninjago nie ma dużo wulkanów — przypomniał jej. — Jest ich zaledwie siedem. Zresztą...dwa z nich są nieaktywne, więc odpadają, bo ten kwiat nie rośnie na uspanych wulkanach — podszedł do Mistrzyni Wody i wziął od niej mapę. — Potrzebują niesamowitego gorąca, by zakwitnąć...

— Hm...a może są jakieś pomniejsze wulkany? — zastanowiła się na głos.

— Masz te broszurę? — zapytał przyjaciółki, a ta sięgnęła do plecaka i wyjęła ulotkę. Była to broszura ze sklepiku, który niegdyś działał jako budka turystyczna, nim Garmadon nie zapanował nad Ninjago. Wtedy wulkany były atrakcjami. — I jak?

— Trzeba porównać mapkę z mapą Ninjago — podsunęła się do niego i przystawili obie mapy do siebie. Chwilę wpatrywali się w nie, analizując wszystko na spokojnie. — Spójrz! — Nya wskazała na mały wulkan, który nie został uwzględniony na mapach od Wu.

— Wulkan Moeru Oka...— przeczytał na głos i pogładził się po brodzie, która już wymagała ogolenia, gdyż krótkie, czarne włoski zaczęły być widoczne na czekoladowej skórze Brookstone'a. — Faktycznie, nie ma go na naszej mapie.

— Na broszurze jest napisane, że ów wulkan był miejscem kultu i składano tam ofiary duchom ognia. Został zamknięty i usunięto go z map, po tym jak złożono w nim ofiarę z żywego człowieka. Ostatni wyznawcy kultu zostali pochowani na terenie wulkanu — przeczytała informacje na ulotce i spojrzała na Cole'a wyczekująco.

— Oh — wydukał. — Brzmi...brzmi jak dobre miejsce na wyrośnięcie kwiatu, który ma ogniste właściwości.

— Hm, dobra, czyli odwiedzimy nasze Moeru Oka — zakreśliła jakieś miejsce na mapie, zapewne miejsce gdzie znajdował się wymazany wulkan. Schowała wszystko do plecaka, a Cole wyjął złoty długopis, wciskając włącznik. Długopis przemienił się w kosę wstrząsów, a ta już po chwili stała w formie motoru terenowego.

Nim dotarli do Moeru Oka, zahaczyli o pozostałe wulkany, jakie im pozostały. Z niepokojem odkryli, że nie było nigdzie ognistego kwiatu. Cole przyjął ten fakt naprawdę źle, zwłaszcza, że byli w trasie już prawie tydzień. Miał wrócić z pustymi rękoma? On wyruszył tylko po ten kwiat. On go potrzebował. Ten kwiatek miał być jego symbolem miłości, tego, że Kai był dla niego niesamowicie ważny. Wu powiedział, że ognisty kwiat uznawany był za symbol miłości wiecznej i żywej. Właśnie taką miłość czuł Cole do swojego wybranka serca i chciał mu to udowodnić w jak najlepszy sposób.

Zatrzymali się pod bramą. Motor zamienił się w kosę, a kosa z powrotem w długopis. Brama była zardzewiała, lecz niegdyś pewnie robiła duże wrażenie. Zdobienia na niej przypominały płomienie, kwiaty i bluszcze. Nya ostrożnie otworzyła bramę czubkiem buta. Brama zaskrzypiała niepokojąco, wzbudzając w nich poczucie lęku, lecz mimo to i tak weszli do środka.

Ziemia była tam sucha, nie rosło tam nic. Cole czuł się naprawdę stłumiony od środka, gdy czuł dookoła siebie tak wiele martwej i nieodpowiedniej ziemi. Używanie takowej byłoby dla niego ogromnie trudne, gdyby chciał teraz użyć swojej mocy żywiołu.

Cisza była aż irytująca w tym miejscu. Kłęby kurzu i popiołu fruwały beztrosko między nimi, osadzając się w ich czarnych włosach. Nya zatrzymała się przy starej tablicy ogłoszeniowej, która tkwiła wbita w ziemię tuż przy kamiennych schodach, prowadzących na szczyt wulkanu. Cole przystał obok.

❝That's the way the cookie crumbles❞ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz