I. vanitas vanitatum et omnia vanitas

124 4 64
                                    

       Noc w królestwie Astarothe, była jedną z najdłuższych w całym Nox Aeternie. Trwała ponad piętnaście godzin, a jej pojawienie się zwiastowało koniec jakiejś epoki. Książe Moran, przechadzał się tamtejszego wieczora. Jego długie, białe włosy powiewały na wietrze wraz z jego srebrzystą szatą, z wyhaftowanymi białymi kwiatami. Bose stopy najmłodszego syna pary królewskiej, stąpały po zimnych kamieniach, a sam wspomniany wdychał zapach płonącej świecy, którą trzymał w swych drobnych dłoniach. Pomimo spływającego, gorącego wosku, ignorował ból jaki czuł. Nic nie mogło się równać temu, do czego jego serce rwało od kilku dekad. Wiedział doskonale, że rani siebie tym co czuje, tym bardziej jeżeli ta osoba uważa go za przyjaciela. On nie chciał być tylko przyjacielem, kimś kto tylko towarzyszy w najgorszych chwilach, a potem zostaje sam, ponieważ osoba którą pokochał ciągle wyjeżdżała za morze. Tylko po to, aby po powrocie opowiadać mu o cudownych elfach, poznanych w tamtejszych miejscowych tawernach, bądź w porcie gdzie dokowali statek. Powinien się spodziewać, że sierżant Alrun będzie wytrwały, podczas swych wypraw, nawet jak oznaczały one miesiące rozłąki między dwoma mężczyznami.

Przyzwyczaił się do tego, że czerwonowłosy elf, władający mocą uzdrawiania będzie posiadał, mocno różniące się priorytety od niego. Rozumiał to całkowicie, jednak nie chciał pokazywać po sobie, że coś jest nie tak. Dlatego zdecydował się na to, że każdej samotnej nocy będzie szedł do ich ulubionego miejsca, zostawiając tam jedną świecę. Mała iskra nadziei, o powrocie ukochanego przyjaciela do niego, lub o chociaż szczerą rozmowę. Marzenia ściętej głowy. Zawsze liczyły się dla Alruna jego misje, przez co Książe czuł się opuszczony. Pozostawiony samemu sobie, bez kogoś kto liczył się dla niego najbardziej. Westchnął, gdy w końcu dotarł na miejsce. W małej, pokrytej białymi kwiatami altanie, z marmurowymi posągami bogiń i dwoma siedzeniami panował półmrok. Postawił w wolnym miejscu świecę, po czym uklęknął przed posągiem bogini miłości i złożył jej pokłon.

— Błagam, bogini Eroe, miej mnie w opiece. Nie chcę skończyć w grobie, martwy przez tą jedną osobę. — prosił, a gdy skończył ucałował kamienną podłogę, swoimi suchymi, sinymi ustami. Pragnął tego, aby ona go wysłuchała, jednak mimo to dokładnie wiedział, że to się nie stanie. Choćby modlił się każdej nocy, to się nie uda. Niedługo miał poznać swojego przyszłego męża, którego wybrali mu rodzice. Pogodził się ze swym losem, lecz strach dalej kwitł w jego sercu. W końcu to małżeństwo miało trwać całe jego życie. Może to będzie ktoś odpowiedni dla niego? Prosił niebiosa, aby tak było.

Cały tamtejszy wieczór spędził w altanie, a kiedy słońce powoli wstawało, postanowił w końcu wrócić do swojej komnaty i zasnąć. Uprzednio jednak, podziękował Marie, swojej przyjaciółce oraz pokojówce za to, że na niego poczekała. To była dobra kobieta, wyrozumiała na każde wybryki Morana i jego nocne wycieczki. Zawsze mówiła, że należy mu się odrobina wolności, gdyż jego przyszły małżonek nie wypuści go z zamku ani na chwilę, a jak już to pod jego okiem. Za każdym razem, wywoływało to u niego ciarki. Nie chciał tak żyć, lecz nie miał wyboru. Musiał słuchać swoich rodziców, każdy mu mówił, że to wręcz zaszczyt. Tylko nigdy nie wiedział, co takiego było zaszczytem. Małżeństwo bez miłości? Trzymanie w czterech ścianach, przez resztę życia? Brak wolności, jakiej pragnął każdy następca tronu?

Ledwo widział jakiekolwiek plusy tego życia, a jak już to widział same minusy. Nigdy nie chciał panować nad poddanymi. Przecież byli sobie równi, więc nie widział potrzeby by wywyższać się nad nimi. Pragnął rozmawiać, słuchać ich problemów i zrobić wszystko by żyło im się lepiej. Znając naturę niektórych małżonków, wybieranych przez wiele dekad, będzie mógł tylko wpatrywać się w widok miasteczka, przez okno swojej sypialni. Całą drogę do siebie zapłakał, a gdy opadł na miękką pierzynę, automatycznie zasnął. Błagał w głębi duszy, by jego przyszły małżonek nie okazał się tyranem.

KLEJNOT ASTAROTHEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz