VI. dum spiro, spero

30 1 0
                                    

           Cały ogród królewski był spowity ciemnością, gdy Arohe i Moran postanowili przejść się po nim niedługo po śniadaniu. Atmosfera między białowłosym księciem a jego rodzicami była napięta, o czym mogły znaczyć nieodgadnione spojrzenia, które kierowali władcy Astarothe na swojego jedynego syna. Jego narzeczony wydawał się nie czuć się najlepiej, jeżeli nawet nie zjadł przyrządzonego przez kucharkę dworską śniadania. Siedział spięty, garbiąc się na swoim miejscu obok złotookiego. Widząc to, książę Caesso spoglądnął na rodziców Morana. Miał ochotę go przytulić, lecz wiedział, że spotkałoby się to z dezaprobatą ojca jego lubego. Mimo wszystko nie zrezygnował i wziął jego dłoń w swoją. Przez większość śniadania gładził jej grzbiet kciukiem, obserwując go ukradkiem - jednak tamten nawet nie ugryzł przyrządzonej grzanki.

                      Zmartwiony złotowłosy schował niezauważalnie swoją grzankę, której nie zjadł, by móc spróbować nakłonić go do jej zjedzenia. Jeżeli mu się nie uda - trudno, będzie próbować odrobinę później. Nie pozwoli na to, by siedział głodny, tym bardziej po tym jak zobaczył co się dzieje przy ich wspólnych posiłkach.

Idąc dróżką między białymi drzewami, mijali wiele rozłogów różnych kwiatów rosnących o tej porze roku. Wydawało mu się to niesamowite jak potrafiły przybrać taką okazałą długość, nie zaprzestając w byciu wystawnymi srebrzystymi kwiatami. Były piękne, ciemność wokół nie odbierała im swojej królewskości, jednak nie potrafiły go odciągnąć od najpiękniejszego, istniejącego kiedykolwiek kielicha kwiatu - drugiego elfa obok niego. Moran był bliźniaczo podobny do niego.

Żółtooki westchnął ciężko, myśląc jak zacząć rozmowę i oczywiście, czy w ogóle jest sens ją zaczynać. Widział po nim, że coś go męczyło jak tamten obudził się wcześniej i wpatrywał się w przestrzeń za oknem. Wyraz jego twarzy wydawał mu się pusty, bez emocji i jakby za mgłą. Nawet ciemne oczy utraciły cały dotychczasowy blask, a skóra zbielała na skutek emocji, które czuł tamtego dnia. Czuł, że naprawdę go coś rozkładało od środka, a on czuł się bezsilny, gdyż nie był w stanie nic zrobić. Więc milczał czekając cierpliwie, aż się przełamie.

Po dłuższym spacerze, usiedli na ławeczce w małej altance niedaleko krzewów z jarzębinami. Białowłosy elf westchnął, po czym oparł głowę na swej dłoni, a w międzyczasie Arohe także się usadowił obok niego. Nie odrywał od niego wzroku. Zbierał się powoli by spytać go, czy wszystko w porządku kiedy Moran odezwał się pierwszy.

— To stało się kilkadziesiąt lat temu, byłem... odrobinę młodszy niż aktualnie. — zaczął, wpatrując się w nieznane mu miejsce, które było poza zasięgiem wzroku Arohonia. Złotowłosy uniósł brew skonsternowany, słuchając go uważnie. Nie zamierzał mu przerywać, chciał zrozumieć co takiego siedziało w jego głowie. — Miałem młodszą siostrę, nazywała się Kamari. Często spędzałem z nią czas, dużo się bawiliśmy oraz po prostu chodziliśmy na spacery, do pobliskiego sadu. Mimo, że reszta moich starszych sióstr nie przepadała za mną, ona zawsze przynosiła mi i sobie ciasteczka z kuchni. Nasza kucharka Haique, zawsze coś dla nas zostawiała, bo jako jedyni uwielbialiśmy słodycze. Dalej mnie zastanawia jakim cudem, ona potrafiła ją przekonać do tego. — Moran zaśmiał się smutno, a cień uśmiechu jaki wywołały te wspomnienia, zniknął zostawiając po sobie ból i pustkę. — Była moim pocieszeniem, po każdej kłótni z rodzicami. Nigdy się z nimi nie dogadywałem, tak jakbym chciał. Czułem jednak, że to nie będzie trwało wiecznie... Miałem rację — westchnął i znowu spojrzał na kamienny nagrobek, kryjący się za krzewami. Wstał powoli ze swojego miejsca, po czym podszedł do grobu, a Arohe podążył za nim. Nie odezwał się ani słowem, widząc swojego narzeczonego klęczącego przed granitową płytą nagrobną. — To... zdarzyło się w tym sadzie, gdzie zawsze spędzaliśmy czas. Spadła z drzewa prosto do małego jeziorka, mimo że zareagowałem natychmiast, nie udało mi się jej uratować... krzyczałem i nawet błagałem wiele bogiń o darowanie jej życia, lecz... na nic się to zdało — załkał, a złotowłosy objął jego drżące ciało.

KLEJNOT ASTAROTHEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz