Strzelnica

909 48 7
                                    

Widzę przed sobą tarcze a w rękach trzymam broń. Zawsze boje się pierwszego strzału, czasami odrzut mnie przeraża ale potem czuje satysfakcje. Wszyscy stoimy przy swoich stanowiskach i jesteśmy przygotowani. Pora pociągnąć za spust, przymierzam się i biorę głęboki wdech. Mocno skupiam się na celu a cały świat wokół przez moment nie istnieje. Strzeliłam, czuje odrzut i lekki ból w prawym barku do którego na szczęście da się przyzwyczaić. Wydech. Mój stres powoli uchodzi z mojego ciała i jestem gotowa na oddanie kolejnych dziewięć strzałów. Schemat powtarza się jeszcze osiem razy a każdy obok wykonuje to samo zadanie. Czas na ostatni strzał jednak w mojej głowie pojawia się czyjś głos.
"Lepiej postaraj się na kolejnym treningu. A zastanowię się czy jesteś warta mojego szkolenia." - Czemu akurat teraz o tym myślę? Nie chcę nikomu zaimponować a już na pewno nie komuś kto nazywa mnie żałosną. Uderzam się w policzek by przywrócić swój umysł do rzeczywistości. Maksymalnie się skupiam, wdech, pociągam za spust, wydech. Mam nadzieję, że nie było najgorzej. Tarcza przyjeżdża na automatycznej linie i patrzę na wyniki, zanim jednak zdążyłam ją zdjąć uprzedza mnie duża męska dłoń z charakterystycznymi rękawiczkami. Nie odwracam się bo dobrze wiem do kogo należy.
- Mogło być lepiej. - Mówi Riley. 
Wciska przedziurawioną przeze mnie tarczę wprost na moją klatkę piersiową, mimowolnie przechwytuje ją i odwracam głowę w przeciwną stronę od mężczyzny jeszcze bardziej niż cały ten czas.
- Ale nie jest najgorzej... - Dodaje podchodząc wprost pod moje oczy. 
Widzę przed sobą tylko jego kamizelkę i czuje jak moje ciało zaczyna się trząść. 
- Boisz się spojrzeć w moje oczy. - Stwierdza. - Czy może boisz się, że uznam cię za słabą?
Podnoszę głowę i spoglądam w jego oczy, są tak dziwnie znajome. Mam wrażenie, że podobne gdzieś już widziałam.
- Masz takie smutne i puste spojrzenie... - Odpowiadam po chwili.
Simon patrzy na mnie dalej lecz zauważam znikomą zmianę w mimice jego twarzy. 
- Zastanawiałam się czemu twoje oczy są mi tak znajome. - Dodaje lekko się uśmiechając. - To spojrzenie... ta pustka i cierpienie wszystko jest takie same oprócz koloru tęczówki. 
- O kim mówisz? - Zapytał robiąc krok w tył.
- O sobie. Widziałam takie oczy wiele razy w lustrze. Musi być ci ciężko, nieprawdaż? 
Ghost stoi przez chwile nieruchomo.
- Ghost podejdź tu! - Krzyczy Price.
Moje serce wali jakby chciało połamać mój mostek a w głowie przebiega mi tysiące myśli. "Co ja wyprawiam?" - Zadaje sobie pytanie. Mężczyzna odchodzi bez słowa i kieruje się do kapitana. Parę minut później Price ogłosił wyniki, wcześniej zbierając nasze podpisane tarcze. Z niedowierzaniem spoglądam na tablice. Jestem trzecia a nade mną widnieje znajome nazwisko. "Harry Wood" mój znajomy ze studiów, nie zdziwiłam się bo w naszym oddziale zawsze był najlepszy. 
- Możecie udać się na zasłużone śniadanie i za dwie godziny widzimy się na placu! - Wykrzyknął John MacTavish.
- Tak jest! - Krzyknęliśmy.
Poszłam za resztą na stołówkę i usiadłam przy pustym stoliku. Dziś na śniadanie był omlet i chleb. Skromnie ale naprawdę smacznie. Prawie już kończyłam jedzenie kiedy usłyszałam kroki.
- Cześć Kate! - Wykrzyknął znajomy głos.
- Oh to ty... Cześć Harry. - Odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Słuchaj... - Zaczął Wood. - Widziałem twój wynik i bardzo mi zaimponowałaś. Od ostatniego testu twój poziom wzrósł. Pomyślałem, że może dałabyś zaprosić się na after party w piątek po spotkaniu integracyjnym? 
- Dziękuje... Całkiem zapomniałam o tym spotkaniu, to już za dwa dni... - Odpowiedziałam. 
- Nie daj się prosić... Chciałbym tylko lepiej cię poznać to chyba nic złego? - Dopytywał brunet. - Będzie jeszcze Lucy i Daniel.
Chłopak zawsze wydawał mi się miły i był przystojny. Bałam się z nim rozmawiać ponieważ uważałam, że nie jestem z jego ligi. 
- Dobrze przyjdę. - Odpowiedziałam.
Byłam jednak sceptycznie nastawiona do tego spotkania bo nienawidzę imprez. "Pewnie i tak będę siedzieć tam jak kołek... niczym piąte koło u wozu." - Pomyślałam.
- Super! To widzimy się w piątek wieczorem. - Powiedział Harry i pomachał w moim kierunku na pożegnanie. 
Dokończyłam śniadanie i udałam się do swojego pokoju, miałam jeszcze półtorej godziny na odpoczynek. Przemyłam twarz i położyłam się na łóżku. Większość czasu poświeciłam na bezmyślne przeglądanie internetu. 



*Półtorej godziny później* 

- Nasz oddział dziś wieczorem wyrusza na specjalną misje. - Zaczął Gaz. - Mówię wam o tym ponieważ do piątku będziecie szkoleni przez inny oddział.
- Jakieś pytania? - Dodał Soap.
- Co z naszym spotkaniem integracyjnym? - Zapytał kolega z drużyny.
- Postaramy się wrócić na czas. Nie martwcie się. - Odpowiedział uśmiechnięty John.
- A teraz zapraszam na ćwiczenia! - Krzyknął rozkazująco Kyle.

Ćwiczenia były wyczerpujące i długie. Przestałam liczyć okrążenia. Wszyscy padnięci usiedliśmy na rozgrzanym od słońca betonie. Uśmiechałam się pod nosem bo zawsze po takim wysiłku czuje satysfakcje. Marzyłam o powiewie zimnego powietrza. Nie wiedzieć czemu czułam obawy. "Co jeśli coś im się stanie? Czy powinnam iść na tą imprezę? Kto będzie nas szkolił od jutra?" - Wszystkie te myśli zaprzątały mi umysł. Poszliśmy do bazy a ja od razu po przyjściu skierowałam się pod prysznic. Chłodna woda spływa po moim ciele pozwalając mi w ten sposób ukoić nerwy.


 *Parę godzin później*

Był już wieczór a ja leżałam w łóżku. Usłyszałam głośny dźwięk wychodzący zza okna. Postanowiłam zerknąć co się dzieje, zobaczyłam uruchomiony helikopter i cały oddział specjalny, który właśnie szykował się do wejścia na pokład. Zobaczyłam jego, Simon Riley. Stał tam wraz z kolegami, ubrany był w swój mundur i sprzęt potrzebny do misji. Wyglądał niesamowicie. Poczułam jak moja twarz robi się czerwona i skarciłam się mocnym uderzeniem w policzek, nie mogę myśleć o nim w ten sposób. Dlaczego siedzi mojej głowie? Przypomniałam sobie o naszym pierwszym spotkaniu na stołówce a później na korytarzu. Zastanawiałam się czy uderzenie mnie drzwiami było zaplanowane i co oznaczało to dzisiejsze pstryknięcie w czoło. Był taki dziwny, raz wydawał mi się miły a innym razem oziębłym. Czułam, że wszystkie słowa jakie do mnie kierował były w pewien sposób oznaką opiekuńczości. Żałowałam moich dzisiejszych słów wypowiedzianych do niego... Pięć minut później helikopter odleciał a ja postanowiłam wrócić do łóżka, jednak coś przykuło moją uwagę. Pod drzwiami zauważyłam małą białą karteczkę, podeszłam więc i ją podniosłam. 

"Sobota 20.00 na placu za bazą. Sprawdziłem grafik nie masz wtedy żadnych zajęć.
-S"

- S... jak Simon? - Powiedziałam pod nosem. - O co może mu chodzić? 



 






Kim jesteś Ghost? (Simon Riley)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz