EPILOG

370 17 11
                                    

Dwa miesiące później

Obudziłam się.

Nagle przyjemna pustka, przypominająca tak upragniony przeze mnie koniec życia, przemieniła się w pełną świadomość.

Otworzyłam oczy, po czym od razu je zamknęłam. Oślepiło mnie jasne światło nade mną i biel pomieszczenia.

To nie był ani mój pokój, ani tym bardziej sypialnia z Nevermore.
Za to coś było nie tak.

Zmusiłam się do rozchylenia powiek i zmiany pozycji z leżącej na siedzącą. Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę z tego gdzie byłam.

A byłam w szpitalu.

Poczułam nie małe zaskoczenie, gdyż nie przypominałam sobie wtedy żadnego ataku serca, wypadku, czy wizyty potencjalnego mordercy.

Jednak tylko przez chwilę.

Nagle mnie olśniło.

Miałam ochotę od razu zerwać się z łóżka, jednak przytrzymywała mnie cała aparatura.

Nagle do sali weszła moja matka i zamarła, widząc, iż już nie leżałam bezwładnie.

– Gomez! Plugsley! Chodźcie tu! – krzyknęła, po czym podbiegła do mnie i mnie przytuliła. Pozwoliłam jej na to, gdyż po tym co przeżyłam potrzebowałam kogoś, kto wziąłby mnie w objęcia. Płakała.

Wkrótce dołączyła do nas niemal cała rodzina. Uśmiechnęłam się szczerze (gdy inni nie widzieli) na widok Festera i Rączki.

Po tamtej całej rodzinnej szopce pielęgniarka wyrzuciła wszystkich z sali, gdyż nie można tak męczyć pacjentki.

Przetarłam oczy i westchnęłam. Nadal czułam ból w okolicach szyi. Z tego co usłyszałam podczas duszenia dosłownie rozerwało mi tchawicę. Lekarze podobno byli w szoku, gdy okazało się, że żyję i potrafię wciąż mówić.

Napastniczka wyjęła sztylet. Wyglądała na lekko przerażoną tym, co zrobiła. Po chwili jednak opamiętała się i ruszyła przed siebie.

Chłopak próbował do mnie podejść, jednak skrzywił się z bólu i upadł na ziemię.

Tyler.

Musiałam, po prostu musiałam wiedzieć co się z nim stało. Zdawałam sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej wąchał kwiatki od spodu, lecz chciałam odwiedzić chociaż jego grób i zapalić na nim pieprzoną świeczkę.

W końcu to jemu zawdzięczam to,
że żyję.

I kochał mnie. Naprawdę mnie kochał.

I to tak bardzo, że oddał za mnie życie.

Nikt, kto mógłby mnie o czymkolwiek poinformować nie zbliżał się przez dobre dziesięć kolejnych minut.

Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.

Odłączyłam od siebie aparaturę i wstałam. Poczułam ostre zawroty głowy, a kończyny, przez leżenie cholera wie ile czasu, po prostu zwiotczały.

Mimo wszystko ruszyłam przed siebie.

Szłam przez szpitalny korytarz, czując coraz większe zawroty głowy, jednak starałam się je zignorować.

Nie wiem czy mi się wydawało, czy nie, ale...

Widziałam go?

Fala nadzieji dodała mi wystarczająco dużo sił, abym zaczęła biec. Pędziłam w kierunku miejsca, w którym chwilę wcześniej mignęła mi czupryna chłopaka.

Znów go widziałam. Wchodził do sali.

Chciałam go zawołać, lecz wiedziałam, że jeśli ktoś by mnie usłyszał, zapewne opieprzyłby mnie i odprowadził do sali.

Weszłam, a raczej wpadłam do pokoju, nie będąc w stanie zatrzymać pędu.

Tak.

To był on.

Żył.

Naprawdę żył.

Zamrugałam, po czym, nawet nie wiedziałam dlaczego, podeszłam i go przytuliłam.

Zaskoczony chłopak odwzajemnił uścisk.

– Nawet nie wiesz jak bardzo się martwiłam – szepnęłam.

– Ja też – odparł.

– Dziękuję.

– Za co?

– Za to i za wszystko inne. I przepraszam.

Odsunęłam się od niego i lekko uśmiechnęłam.

Chyba oszalałam.

Nagle znów zapomniałam kim jestem. Moje mięśnie przestały pracować.

Dałam się opatulić pustce.

***

POV: NARRATOR

Dwa miesiące wcześniej.

W jaskini, o której istnieniu mało kto wiedział powróciło do życia pewne istnienie.

Oh, who is she?
A misty memory
A haunting face
Is she a lost embrace?

Do odrodzenia dało mu siłę czyste zło.

Immortal she

Teraz tę siłę musiało wykorzystać, aby osiągnąć swój cel.

Return to me...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
CO TO ZA GÓWNO?

NO I JESZCZE...
WENDY CO W CB WSTĄPIŁO?!

XAVIER PŁAKAŁ JAK CZYTAŁ.

HSHS

W PODZIĘKOWANIACH MAM BARDZO WAŻNĄ INFORMACJĘ, POLECAM PRZECZYTAĆ

POZDRAWIAM
ZDZISŁAW

The End? ~ WednesdayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz