Czy humor mógł mi się poprawić podczas 45 minutowej lekcji? Oczywiście że nie. Nawet wyjście podczas tego czasu, do łazienki by i tam znowu zapalić przez te cholerne nerwy nie pomogło. Może I mogłam przez to wpaść nie tylko u nauczycieli, ale również w nawyk, jednakże jak kolega mi powtarzał ,,chuj z kierownicą", co w sumie nie wiem jakie ma połączenie z tym, ale ładnie i mądrze brzmi. Tak szczerze co mi to zmieni, że się uzależnię od fajek czy vape I przez to umrę, gdy i tak nie ważne co zrobię i tak skończę kilka metrów pod ziemią, wąchając kwiatki. Skoro mi to teraz pomaga, to już wolę przeżyć to ,,teraz" lepiej, niż żyć dłużej ale smutniej. Gdyby ktoś mi bliski, powiedziałby że sam zaczyna palić i powoli w sumie już nie potrafi bez tego żyć, to bym zrobiła wszystko aby mu pomóc wyjść z tego nawyku. On by nie mógł tego robić w moim rozumowaniu, a ja już tak. Czy to już brzmi jak bycie hipokrytą? Przecież on by tego nie mógł robić, bo bym mogła go szybko stracić, a tego bym nie chciała. Natomiast ja, jakbym się sama straciła, to bym już tego nie czuła i w zasadzie wszystko by mi było obojętne. Podstawiając pod ten przykład, realne osoby takie jak Tobiasz, Kuba, Michał, Wojtek, Busz i kilka innych których też znałam z palarni, to nie czułam że jakoś muszę ich uratować przed tym. Oni nie byli uzależnieni, przecież nie palili ciągle i normalnie funkcjonowali bez zaciągnięcia się tytoniem. Tu czułam że jakoś kontrolę mam nad tym, bo jestem świadoma co u nich i nie muszę się tym martwić. Wszystko jest dla ludzi w umiarkowanych ilościach. I pewnie większość się ze mną nie zgodzi i uzna że sama już ledwo funkcjonuje bez palenia. Bo przecież udowodnione jest że to szkodzi, ale co w życiu nie szkodzi? Będziesz się objadał, możesz mieć problemy ze zdrowiem. Będziesz za dużo oddychać, zapowietrzysz się. Wszystko może nas zniszczyć, jeśli nie będziemy po prostu świadomi konsekwencji...
Dzwonek. W końcu mnie uratował.
Wstałam z ławki, po dość długim leżeniu i myśleniu. Sama dość dziwnie się czułam, że aż takie przemyślenia miałam. Powoli zamieniam się w coucha albo jakiegoś szkolnego pedagoga, aż wstyd przyznać się do własnych myśli. Nie musiałam się pakować do wyjścia, bo niezbyt się fatygowałam do rozpakowania na początku lekcji.
Szybko wyszłam z klasy nawet nie oglądając się za koleżankami. Z nimi nie było problemu ze na szybko wychodzę na palarnie. Świetnie wiedziały jak sprawa wygląda i nie przeszkadzało im to. Standardowo wmieszałam się w tłum, wychodzących osób na boisko i udałam się to samo miejsce co zawsze. Nie zajęło mi to długo, w zasadzie chłopakom również. Wręcz dosłownie jedynie minutę później, również znaleźli się obok mnie. Na spokojnie zapaliłam kolejny raz tego dnia, co w sumie niezbyt tak szczerze przyswoiłam do swojej świadomości.
-Jak tam? - zapytał nagle Michał - lepiej?
-Palę 3 raz już dzisiaj i dalej mi to nie pomaga. Nawet powoli zaczyna mnie wkurwiać dym - odpowiedziałam o dziwo spokojnie.
-Czyli ze stanu depresja przeszłaś w taktyczny wkurw? - zapytał na co nawet śmiechnęłam pod nosem. Przy nich nawet w zepsutym humorem, nie potrafiłam się nie śmiać.
-Można tak powiedzieć - rozłączyłam słuchawki, aby lepiej słyszeć chłopaków. W urządzeniach leciała najnowsza płyta od chivasa w której doszczętnie się zakochałam.
Jedynej osoby której tu brakowało był oczywiście Tobiasz. Miałam o nim nie myśleć. Miałam się nim nie przejmować. Kurwa wszystko miałam, a jak zwykle nie wyszło, co jeszcze bardziej mnie dzisiaj wkurzało. Nie potrafiłam o nim nie myśleć...
Na niego w zasadzie też nie musieliśmy długo czekać. Po kilku minutach pojawił się i on, jednakże nie wyglądał najlepiej. Chyba się gorzej czuł, bo powoli zaczynał przypominać żywą śmierć. Podszedł do nas i każdy zaczął mu się przyglądać.
-Wszystko dobrze? - zapytałam go.
-Słabo mi po prostu - odpowiedział co nie tylko mnie zaniepokoiło.
-To chodź może usiądź - zasugerował Kuba, ale to i tak nie pomogło.
Chłopak podchodził właśnie do ławki ale nie zdarzył nic zrobił, bo już po chwili jak gdyby nigdy nic upadł. Nie zdarzyłam zarejestrować nawet jak to się zdarzyło, bo trzeba było działać. Nie mogłam stać jak słup, patrząc jak on leży.
-Wojtek leć po nauczycielkę, Kuba dzwonisz po karetkę - zaczęłam instruować, na co przytaknęli i zaczęli działać.
Michał wraz ze mną kucnął przy nim, by sprawdzić puls i czy nie rozbił głowy przy upadku. Na szczęście oddychał płytko, bo płytko ale zawsze coś i nie zauważyliśmy żadnej krwi na jego głowie. Wtedy czas jakby mi się zatrzymał. Czułam jakby każda sekunda mnożyła się kilkukrotnie w oczekiwaniu jak Wojtek wróci z jakimś nauczycielem, a pani ratownik z infolinii, powie nam co zrobić. Co jedynie mogliśmy zrobić, żeby jakoś mu pomóc? Ustawić go w pozycji bezpieczniej i sprawdzać co chwilę czy jeszcze oddycha. Za każdym razem gdy tylko ja albo Michał, przykładaliśmy palce do szyi Tobiasza, czułam jak serce mi zaraz wyjdzie z piersi, bo wtedy zawsze mogło wyjść że jednak przestał oddychać...
Nie wiem ile minęło, gdy zobaczyłam Panią z biologii biegnącą w naszą stronę i sama zaczynająca gadać z panią ratownik, by sprawdzić własnoręcznie stan nieprzytomnego chłopaka. Nie wiem również ile później przyjechała karetka. Każdy odsunął się od niego, aby dać miejsce medykom. Nie chciałam tak bardzo wtedy od niego odchodzić, bo pewnie to głupie ale przez ten cały czas trzymałam go za rękę, by chyba samej sobie dodać otuchy że wszystko będzie dobrze. By być myśli że zaraz on się obudzi i nie wiem co dalej. Niby nie powinnam tak tego robić, bo on miał dziewczynę i w ogóle nie taka była naszą relacja, ale nie potrafiłam się powstrzymać.
Gdy już stałam oddalona od niego o ten metr czy dwa, już nie potrafiłam grać że wszystko jest okej. Już czułam że pojedyncze łzy, zaczęły spływać po moich policzkach, a tusz rozmywa się wraz z tymi mokrymi kropelkami. Każdy już widział, jak reaguje na to. Było to w takim napięciu, gdzie każdy się bał, że poczułam jak od tyłu obejmuje mnie Kuba. Również w tym samym momencie usłyszałam jak jeden z ratowników mówi coś że stan krytyczny, a ja wtedy się jeszcze bardziej rozpłakałam. Kubir wtedy wzmocnił uścisk. Chwilę później karetka zabrała go i nikt nie wiedział co się z nim dzieje.
Ta niewiedza była w tym wszystkim najgorsza, bo każdy mógł się jedynie domyślać. Powoli niby uspokajałam się, ale w środku nie potrafiłam. Zapewne wyglądałam jak siedem nie szczęść, ale co zmieni w tym że na szybko się ogarnę i nie będzie po mnie widać? Teraz nie miałam na to myśli. Gdyby nie Kubir, nie potrafiłabym zrobić teraz aktualnie nic. Gdy zadzwonił dzwonek, odprowadził mnie pod moją klasę, wcześniej sprawdzając gdzie mam, bo dosłownie teraz nie kontaktowałam. Bałam się jak cholera o niego. W zasadzie każdy się bał...
-Dasz sobie radę już? - zapytał, gdy prawie pochodziliśmy pod klasę numer 6.
-Dziękuję- jedynie wykrztusiłam, na co się uśmiechnął i znowu mnie przytulił.
-Nie ma sprawy. Spokojnie wszystko z nim będzie dobrze - uspokajał mnie nadal.
-Też słyszałeś jak ratownik mówił że jest on w stanie krytycznym - chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale przerwały mi koleżanki które podleciały do nas.
-Martyna widziałaś karetkę pod szkołą? Podobno ktoś zasłabł - zaczęła jedna z nich, przez co się odwróciłam w ich stronę. Popatrzyły na mnie zszokowane, bo chyba nigdy nie widziały mnie w aż takim stanie.
-Tobiasza zabrali - nie musiałam nic już więcej mówić, bo tym razem one mnie przytuliły...
Jednak nie oddałam na następnej przerwie tobie tego vapa...
◇◇◇
No dobra, teraz to ja tu poleciałam. Chyba dość dobrze oddałam uczucia związane z tą sytuacją heh
Kocham xx
(1251 słów, 07.01.2023)
CZYTASZ
Niedostępny [Tobiasz FF]
Fanfiction-Pamiętasz jak ci opowiadałem o Nikoli? - zapytał, a ja przytaknęłam - wczoraj się spotkaliśmy i... -Ii? - przeciągnęłam wyraz w zabawny sposób. -Jesteśmy razem I tak właśnie serce mi pękło