Ruszamy

760 23 12
                                    

Każdy dzień w tym miejscu wyglada tak samo.

Śniadanie, pokój, obiad, pokój, kolacja, wybieranie nowych „szczęśliwców" , pokój, prysznic.

Jedynie dzisiaj ,jakiś nowy chłopak, zrobił zamieszanie przy wyborze ludzi. To chyba ten, co wczoraj krzyczał imię swojej dziewczyny.

Tak czy inaczej, niewiele zdziałał swoim zachowaniem.

- Raven, Raven! - słyszę pod swoim łóżkiem głos Arisa.

Chłopak trafił do tego miejsca z dziewczynami, z którymi mieszkał w labiryncie, jakiś tydzień po mnie.
Od tego czasu zaczęło sie zabieranie ludzi.

Rozmawiałam z nim czasami , ale gdy trafiły tu kolejne osoby , nasz kontakt sie urwał.

W sumie nie wiem dlaczego.

Chyba nie chcieliśmy zwracać na siebie uwagi.

- Co sie dzieje? - wychylilam sie zza łóżka, patrząc na niego do góry nogami - Dlaczego...

- Uciekamy stąd - przerwał mi - Chodź, nie ma czasu!

Nie zwlekając dłużej, bez pytań, nałożyłam na plecy plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami, zdjęłam osłonę wentylacji i wczołgałam sie do środka. Aris zaczął prowadzić, a ja staram sie za nim nadążyć.

Nagle włączył sie alarm.
Zauważyli, że nas nie ma.
Jakim cudem stało się to tak szybko?

- Okej, trzymaj to - chłopak podał mi pistolet - Na trzy wychodzimy stąd. - spojrzał na mnie.

Pokiwałam głową i nasłuchiwałam jego odliczania.

- Raz... dwa...trzy!

Wyszliśmy z wentylacji i znaleźliśmy sie w długim korytarzu. Aris nacisną jakiś przycisk, który sprawił, że wielkie, żelazne drzwi sie otworzyły.

Ku mojemu zdziwieniu, nie zobaczyłam za nimi wyjścia, a grupkę nastolatków. Szybko wbiegli oni przez otwarte drzwi.

Najwyraźniej na nas czekali.

Tylko jeden z nich, nadal stoi po drugiej stronie i strzela się ze strażnikami.

Nagle drzwi znowu zaczęły się zamykać.

Mogę się założyć, że to Janson.

- Thomas szybko! - zaczęli krzyczeć ludzie obok mnie.

Niestety Thomas odpuścił dopiero wtedy, gdy skończyła mu się amunicja. 
Zaczął biec w błyskawicznym tępie i.. w ostatniej chwili zdążył.
Prawie go zmiażdżyło.

- Do wyjścia! - Thomas bez zatrzymywania się, zaczął biec w kierunku kolejnych drzwi.  Te na szczęście wypuściły nas na zewnątrz.

Straż cały czas nas goniła, przez co po kilku minutach  biegu, schowaliśmy się w opuszczonym budynku, częściowo zasypanym piaskiem.
Ucieczkę ułatwiło nam to, że burza piaskowa zasłaniała wszystkim widoczność.
Jest to zarówno plus, jak i minus.

- Wszyscy cali? - zapytała nieznana mi dziewczyna, gdy już byliśmy bezpieczni.

Rozejrzałam się po swoich towarzyszach i z łatwością mogę stwierdzić, że większość z nich się zna. 
Podchodzą do sobie, klepią się po plecach... tego nie robą obcy sobie ludzie.

- Wszystko okej - odpowiedział dziewczynie chłopak o azjatyckiej urodzie. - Jestem Minho - staną przede mną

- Newt - koło kolegi staną wysoki blondyn.

- Winston

- Toby

- A ta dwójka to Thomas i Teresa. Nie są w humorze- Newt spojrzał na zwiedzającą bydynek pare. Może znajdą coś pożytecznego?

- Raven - odpowiedziałam krótko i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu.

Stare, zniszczone wnętrze..

- To tyle? Nie chcesz nic więcej wiedzieć? - zdziwił się Minho. Patrzyłam przez chwile na nich - Kim jesteśmy, czego chce..

- Jesteście z jednego labiryntu. Uciekliście, bo nie czuliście się tam bezpiecznie, a Aris zabrał mnie z wami. - to oczywiste - Gdzie idziemy później? - to jedyne pytanie, na które nie znam odpowiedzi.

- Słyszałem jak Janson mówił coś o prawym ramieniu w górach. Podobno zniszczyli jakiś ośrodek - Aris podszedł do nas. Jestem mu naprawdę wdzięczna za to, że mnie ze sobą zabrał.

Najpewniej zostałabym wyczytana w następnej kolejce.

- Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem - skomentował Newt - Musimy już iść! - krzykną tak, by zwiedzająca pomieszczenie dwójka, go usłyszała. Ma racje. Nie możemy pozostać tak blisko bazy tamtych ludzi.

Szczerze mówiąc, myśle, ze to wszytko DRESZCZ. 

Po pewnym czasie wyszliśmy z budynku. Nie ma już burzy piaskowej, dzięki czemu mamy dobrą widoczność.

Znajdujemy się w mieście. A przynajmniej w tym, co po nim zostało.

- Co tu się stało? - Toby zadał pytanie,na które nikt nie znał odpowiedzi.

Zniszczone budynki, częściowo zasypane piaskiem.
Powalone bloki i krew, która jest dosłownie wszędzie, wręcz krzyczą, żeby nie iść dalej.

- Co to jest?! - krzyknęłam , widząc człowieka bardziej przypominającego zombie. Co gorsza, zaczął on się do nas zbliżać.

- A! - drugi człowiek-zombie rzucił się na Winstona. Chłopak próbuje go z siebie zrzucić, jednak marnie mu to wychodzi.

Wyjęłam z kieszeni pistolet, który dostałam od Arisa i bez wahania strzeliłam w stronę napastnika.

- Dzięki - powiedział szybko Win, wstając z ziemi. - Lepiej się zwijamy - nie było ich widać, ale mój strzał może ich tu zwabić. Lepiej nie ryzykować. Nie wiadomo ilu może ich być.

Szybko wybiegliśmy z miasta i weszliśmy  na jakąś wielką, pisakową górę. Z tego co słyszałam, mamy naszym celem są góry. Te prawdziwe.
Problem w tym, że są one strasznie daleko.

- Ruszajmy

- Winston! - chłopak przewrócił się o własne nogi i dosłownie sturlał z górki.

Każdy szybko do niego podbiegł.

- Dasz radę iść? - spytał go Tom.

- Tak.. - spróbował wstać, lecz nie udało mu się to. Nie ma opcji, że zdoła przejść tyle kilometrów.

Zdjęłam plecak i zaczęłam szukać w nim jakiegoś koca, a kiedy już znalazłam, rozcieliłam go tuż obok rannego.

- Pomożecie mi, czy chcecie go tu zostawić? - na moje słowa Newt pomógł mi przenieść Winstona na koc. Teraz wystarczy go tylko ciągnąc

Smile | Więzień Labiryntu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz