Szansa | 5 |

17 2 4
                                    

Było mi naprawdę przykro z powodu tego, co powiedział Paul. Nie odzywałam się do niego ani on do mnie jednak często widziałam jego próby podejścia do mnie o wyjaśnienie sytuacji. Zawsze kończyło się klęską. Albo sam się wycofywał, albo ktoś mu w tym przeszkodził. Było kilka sytuacji, w których byliśmy zmuszeni się do siebie odezwać, ale trwało to już z tydzień i powoli męczyło. Kilka spraw, kilka wezwań przeminęło. Kolejna setka ludzi uratowana. Miasto nas uwielbiało. Sprawy z moim rzekomym bratem nadal nie rozwiązano, mimo to codziennie chodziłam do laboratorium, siadałam przed komputerem i starałam się znaleźć jak najwięcej danych. Gdy szukałam tak i szukałam, nagle zadzwonił telefon.
 Tak słucham?  odebrałam.
 Emma? - usłyszałam dziecięcy głos z telefonu.
 Hejka mała, znam cię?  zapytałam zdziwiona.
 Tata powiedział, że bardzo za tobą tęskni i chce cię zobaczyć, czy to znaczy, że jestem twoją siostrzyczką? - zapytała, wiedziałam, że nie zna znaczenia słów, które wypowiada, czyta  je z kartki lub ktoś jej mówi, co ma powiedzieć, ale te słowa uderzyły mnie tak mocno, że znów się rozpłakałam.
 Jak masz na imię?  wydusiłam do telefonu, ledwo mogąc się powstrzymać od płaczu.
 Diana.  odpowiedział głosik.
 Słuchaj Diana, możemy się spotkać? Ty, ja i twój tata?  zapytałam.
 Dobrze a pójdziemy na lody? — zapytała.
 Jasne, pewnie, że pójdziemy.  łzy leciały po policzkach strumieniami. Jak wodospad, bez końca. Czułam, jak całe moje ciało ogarnia ulga, a zaraz potem strach przed poznaniem prawdy. Czy jestem gotowa? Nie wiem. Czy jestem świadoma tego, że mogę poznać tatę? Tak. W końcu miałam szansę na poznanie ojca, odkrycie prawdy, drzwi w końcu się otworzyły. Z numeru ktoś wysłał mi adres. Miałam się tam udać i spotkać z tatą. Miało to być jeszcze dzisiaj.

Ruszyłam do pokoju, aby się przebrać i doprowadzić do jak najlepszego porządku. Po godzinie byłam gotowa. Dobra wychodzę. Po 20 minutach jazdy autobusem byłam na miejscu. Wszędzie było tłoczno. Źle się z tym czułam. Nie lubiłam tłumów ani dużych zbiorowisk ludzi. Może dlatego, że nie byłam do tego przyzwyczajona, mama trzymała mnie pod kloszem prawie całe moje dzieciństwo. Czekałam dobre 15 minut, aż w końcu na horyzoncie pojawiła się mała dziewczynka z balonem a za nią jakiś facet. Żołądek ścisnął się ze stresu, a kolana zdrętwiały. Szli w moją stronę. O mój boże czy to mógłby być tata? Zadawałam sobie milion pytań w głowie. Jednak moje nadzieje rozwiała dziewczyna, która rzuciła się w ramiona mężczyzny, gdy byli niecałe cztery metry ode mnie. Pewnie jego córka. Po chwili dołączyła do nich druga kobieta — pewnie żona. Chciałabym być w takiej sytuacji. Nikt nie miał pojęcia, jak bardzo chciałam być na miejscu tej dziewczyny. Szczęśliwa rodzina z żyjącymi rodzicami i normalnymi dziećmi. Z rozczarowaniem wróciłam do domu.
 Emma? Gdzie byłaś?  standard Mia się martwiła, ale nawet nie staram się być miła.
 Nie ważne.  przegięłam. Ta kobieta robiła dla mnie bardzo dużo, a ja odpłacam się jej w taki sposób? Cholera. Brnęłam w to dalej, gdy podszedł Rick.
 Wszystko dobrze?  spojrzał na blondynkę, mając nadzieję, że usłyszy odpowiedź, ale i jego potraktowałam źle.
 Nic mi nie jest okej?! Nie wasza sprawa!  pobiegłam do pokoju. Przepraszam was. Tak bardzo przepraszam... Straciłam nadzieję, dwa dni nie jadłam ani nie wychodziłam z pokoju. Miałam wrażenie, że odchodzę od zmysłów, próbując poznać prawdę. Siedziałam nad tym godzinami. Nie chodziłam spać, a jak już to przysypiałam na siedząco. Kłótnia z Paulem i złe odzywki do przyjaciół dodatkowo podsycały moje poczucie winy i smutek. Siedziałam na łóżku już od godziny a moje próby zaśnięcia czy też znalezienia sobie miejsca się nie powiodły. Świetnie. Do pokoju bez pukania wszedł Paul. Był bardzo zdenerwowany, było to widać i czuć. 

 Ogarniesz się w końcu?! Wszyscy się dla ciebie poświęcają a ty masz ich w du*ie. Rick już od rana chodzi i próbuje znaleźć ci ojca i brata a ty co?! "Potrzebuje czasu"? Proszę cię, każdy z nas kogoś stracił i wiemy, jaki to ból. Nie katuj nas tak!  krzyczał. Nie byłam na to gotowa. Miał rację. Ciężko było to przyznać, ale to była prawda. Zachowywałam się strasznie chamsko dla nich, ale skoro powiedziałam, A to muszę powiedzieć i B.

 Pier*ol się Paul! Skoro tak cierpicie przy mnie to, po co mnie tu przywieźliście?! Mogliście mnie zostawić koło tego pagórka! — no to już koniec. Zajechałam za daleko. Tak okropnie żałowałam tych słów, a smutek w oczach chłopaka bardziej mnie dobił.

 Chyba tak byłoby lepiej! Nie mam pojęcia, kto wpadł na ten pomysł! - ciągnął.  Wiedz, że ranisz nie tylko mnie, ale i całą ekipę, a to nie jest okej, można mieć swoje załamania, ale przynajmniej powiedzieć o tym, masz pewną pomoc u nas, a tak nas traktujesz! Jesteś zwykłą dzi*ką.  po tych słowach uderzyłam go z liścia. Milczał przez chwilę w pozycji takiej, jak zostawiłam go po uderzeniu.  Myślisz, że nas nie obchodzi twoje cierpienie? Myślisz, że mamy cię w nosie, bo to nie nasza sprawa, ale tak naprawdę interesujemy się tym bardziej, niż ci się wydaje. Jesteśmy rodziną. Zrozum to, dla nas nie ma czegoś takiego jak gra bez walki. Walczymy do końca, o każdego, bez względu na wszystko.  powiedział już spokojnym i cichym głosem. Był pozbawiony optymizmu, zawiedziony i smutny. Dotarło do mnie, że wszyscy próbowali mi pomóc, a ja ich odpychałam. Odwróciłam się od niego i zaczęłam płakać, nie umiałam złapać oddechu. Chłopak wyszedł, całe szczęście Mia była w pobliżu, podejrzewam, że słyszała wszystko lub większą część.  Zraniłam go. Nie chciałam.  mówiłam, gdy uzdrowicielka siadła na materacu. Głaskała mnie po plecach. 

 Wiem, on z pewnością tez nie chciał, chłopcy się nim zajmą, no już spokojnie...  mówiła. Jej głos był kojący i sprawiał, że czułam się lepiej. Przytuliła mnie, a po chwili czułam, jak powieki same mi się zamykają. Nareszcie.

~Śpiew demona~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz