rozdział 14

365 14 0
                                    

Jack Nunes

Sprawa poniekąd się ruszyła bo Piper dostała kolejny mms ze zdjęciem. Zadzwoniła rano mówiła, że była wczoraj w klubie w mieście z przyjaciółką a jak z niego wyszła to dostała mmsa podpisanego ,, było nam tak dobrze, chętnie to powtórzę,, I fotkę nagiej jej w łóżku śpiącej w tamtym motelu. Była roztrzesiona więc pojechałem do niej. Chciałem obejrzeć tego mmsa wiem, że było jej ogromnie wstyd, że obcy facet patrzy na jej nagie ciało ale nie miałem wyboru. Od razu zadzwoniłem do informatyka, może gość nie wywalił jeszcze tej karty i miałem rację. Debil popełnił karygodny wręcz uczniowski błąd. Myślał, że jest taki sprytny ale grubo się mylił. Jego lokalizacja była na wyciągnięcie ręki, jeszcze chwila i będę ją miał i wtedy go dojadę. Cwany lis złapie króliczka. Wyszedłem od niej po dobrej godzinie i od razu pojechałem do bazy, gdzie czekało na mnie już dwóch mundurowych którzy mieli ze mną pojechać żeby zawinąć gościa. Czekałem tylko na zielone światło od informatyka. Przyszedł po trzech godzinach. Telefon mężczyzny jest wciąż aktywny wiemy gdzie jest.
- jedźmy chłopcy szkoda cennego czasu.
Jego telefon logował się w mieszkaniu na Eastwood Avenue. To stara kamienica w której mieszkają dziwni ludzie, skąd to wiem? Mieszkała tu kiedyś moja siostra była hipiską i bardzo lubiła zwierzęta, miała cztery koty które odziedziczyłem w spadku kiedy zmarła w wypadku. Cóż mogłem zrobić, oddać je? To nie wchodziło w grę, to były jej ukochane zwierzaki i przypominają mi o niej każdego pieprzonego dnia gdy patrzę im w oczy. Nawet je polubiłem na swój pokręcony sposób.
- dobra chłopaki nie przeciągajmy. Informatyk mówił, że to gdzieś tutaj.
- jak go znajdziemy skoro nie wiemy jak wygląda?
- normalnie.
Zadzwoniłem do informatyka który podał dokładną lokalizację.
- dobra juz wiem gdzie on jest. Piętro czwarte, klatka pierwsza.
Wchodziliśmy szybko, nie pierdoliłem się z delikatnością, chciałem złapać tego skurwysyna który krzywdzi kobiety, a tak naprawdę chciałem aresztować tego który skrzywdził Piper. Zapukałem dwa razy ale nikt nie odpowiadał. Może zostawil komórkę i poszedł do sklepu. Nie miałem zamiaru czekać jak pajac więc najpierw sprawdziłem czy drzwi nie są otwarte, amerykanie rzadko zamykają się na klucz. Potem dopiero otworzyłem je z kopa. Weszliśmy do środka z klamką w dłoni, dla pewności sprawdziliśmy wszystkie pomieszczenia.
- pusto Jack. Nie ma go. Albo to nie tu.
- telefon jest?
- leży na łóżku.
- dajcie sprawdzimy.
- trzymaj.
- debil nawet go nie zablokował. Jest zbyt pewny siebie.
Sprawdziłem zawartość komórki w której nie było nic oprócz dzisiejszego mmsa który wysłał pannie Wilde. Nie było żadnych kontaktów.
- przeszukajcie. Chce wiedzieć jak ten typ wygląda.
Policjanci skrawek po skrawku przeszukiwali wszystkie pomieszczenia a ja zacząłem rozglądać się po sypialni. Nic w niej nie było prócz łóżka i kilku szafek. Wyciągnąłem ubrania, sprawdziłem komodę ale nic tam nie było. Zrezygnowany poszedłem z powrotem do salonu mając nadzieję, że moi ludzie znajdą coś więcej niż ja. Mieszkanie było czyste, schludne, nie było żadnych zdjęć na półkach, książek, telewizora.
- mamy coś.
- no nareszcie.
- zdjęcia.
Kolega podał mi zdjęcia, było ich naprawde wiele, wszystkie przedstawiały Piper nagą w łóżku, w różnych pozycjach. Na pierwszy rzut oka widać, że była nieprzytomna. Wkurwiłem się, w żyłach krew wrzała a ja miałem ochotę zapierdolić tego zwyrola.
- jakieś zdjęcia jego mordy?
- są.
- pokaż
Znaleźli jego fotkę, jedną małą fotkę zrobioną do dokumentów. Poczułem fale ulgi, wiemy jak wygląda. Teraz będzie łatwiej go znaleźć.
- dobra wychodzimy. Wy zostajecie tu i pilnujecie, pewnie wróci.
- ok.
A ja jadę do Piper, chce pokazać jej zdjęcia być może go rozpozna. Dojeżdżamy po dwóch godzinach i dzwonie spod bloku, może jej nie być a nie chce tracić czasu. Jest zbyt cenny. Wchodzę na górę, pukam.

my new cityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz