Kolejnego dnia budzik obudził mnie koło godziny 7, wstałam z łóżka i zaczęłam się pomału ubierać, Matt nadal spał jak zabity. Gdy zakładałam spodnie usłyszałam pomrukiwanie z łóżka, które świadczyło o tym, że porucznik Casey się obudził i w sumie dobrze bo nie długo zaczynamy zmianę w remizie.
- Mam prośbę - powiedział Casey z jeszcze lekką chrypką w głowie, którą uwielbiałam, szczególnie po bardzo ciekawej nocy, która również miała miejsce i tej nocy.
- Jaką? - zapytałam, Matt nie odpowiedział tylko pociągnął mnie za spodnie przez co wylądowałam na nim, zaśmiałam się i spojrzałam w przepiękne, błękitne oczy strażaka.
- Nie ruszajmy się stąd przez cały dzień - odpowiedział Matt i zaczął mnie namiętnie całować.
- Przegapimy zmianę - powiedziałam przerywając pocałunek i schodząc z chłopaka.
- Podjadą po nas w drodze na akcje - odpowiedział Matt, podniosłam kołdrę i spojrzałam na bokserki chłopaka.
- Te bokserki nie są raczej ognioodporne - odpowiedziałam.
- No to będę wydawał rozkazy - zaczął Matt obejmując mnie, a ja się wtuliłam w chłopaka kładąc swoją rękę na jego klatce piersiowej, mogłabym tak leżeć wieczność - Cruz łap za wąż, Mouch odłóż kanapkę - dodał, zaśmiałam się i pocałowałam chłopaka.
- Trzeba wstać panie kapitanie - powiedziałam głaszcząc chłopaka po twarzy i wstając z łóżka, Matt po chwili uczynił to samo. Po jakieś godzinie ogarniania się co było trochę trudnym zadaniem ponieważ Matt cały czas przekonywał mnie, żebyśmy zostali dzisiaj w domu, dojechaliśmy do remizy gdzie już na start dostaliśmy wezwanie do zawalonego budynku. Po dotarciu na miejsce zobaczyliśmy zawalone balkony, policjanci, który przybyli już na miejsce zaczęli wyciągać poszkodwanych.
- Szefie, dzieciaki mają ferie i zrobiły sobie imprezę, balony się zawaliły - powiedziała policjantka podchodząc ze swoim kompanem do naszego szefa.
- Przynajmniej 12 uwięzionych, co mamy robić? - zapytał policjant.
- Najpierw zabierzcie tych z wierzchu, Casey dawaj piłę i wyrzynarki - powiedział szef do mojego chłopak, ruszyliśmy wyciągać ludzi spod gruzów.
- Mam kogoś! - krzyknął Cruz, podbiegłam do niego z Dawson. Przez dziurę zobaczyliśmy kobietę z wbitym drewnem w klatkę piersiową, wszędzie było dużo krwi, a kobieta była przerażona.
- Mills, Severide chodźcie tu! - krzyknęłam spoglądając na strażaków, którzy znajdowali się najbliżej nas, chłopaki szybko podbiegli do nas.
- Ja umrę - powiedziała kobieta panikując i płacząc.
- Nie umrzesz - odparła jej Gaby - Przebita klatka piersiowa i dużo krwi, musimy ją przygotować do transportu - dodała spoglądając na nas, chłopaki zaczęli odrzucać deski przygniatające poszkodowaną.
- Nie mogę oddychać - powiedziała kobieta.
- Rób to powoli - powiedziałam, kobieta znowu zaczęła straszliwie panikować.
- Jak ci na imię? - zapytała Dawson.
- Valeri - odpowiedziała poszkodowana.
- Nic ci nie będzie, musisz w to uwierzyć - dodała Gaby.
- Nie okłamuj mnie - powiedziała kobieta do ratowniczki - Nie mówisz jak jest źle - dopowiedziała. Kelly piłą wyciął drewno i przetransportowaliśmy dziewczynę na nosze, a Gaby i Shay zabrały ją do szpitala. Po całej akcji wróciliśmy trochę zmęczeni do remizy.
CZYTASZ
Śmierć nie jest mi straszna / Chicago Fire
ActionPraca strażaka nie jest łatwą pracą, każdego dnia mogę przypłacić wyjazd swoim życiem, ale to lubię...