6. Primer contacto

969 25 2
                                    

Wachlarz strumieni rozlewa się po świecie. Unosi się i opada, jakby był dmuchawcem na wietrze, który wiruje w rytm niesłyszącej melodii. Spokojna symfonia opatula swoją beztroską wszystko co napotka na swojej drodze. Dźwięczne szarpnięcia strun, uderzanie o klawisze czy ciąg muzyki wydobywającej się z fletu, stają się rozkoszą dla uszu człowieka.

Ta błogość zdawała się nie mieć końca. Można wnioskować, że pochodzi z dobrodziejstw świata. A to dobrodziejstwo ma swój początek.

Barcelona. Jakikolwiek wydźwięk tego słowa stawiał mnie w osłupienie, tak teraz pojawiało się tajemnicze uczucie mające na celu poczucie winy. Czułam się winna.

Nie musiałam szukać przyczyny tego stanu. Od razu domyśliłam się w czym jest rzecz. Prawda była taka, że zostawiłam Włoskie życie i wybrałam Hiszpańskie. Tylko pytanie, czy z własnej woli?

Oczywiście, że nie.

Przetrawienie własnych uczuć będzie trwało u mnie przynajmniej przez jakiś czas. Chciałabym nie zaprzątać sobie tym głowy, ale miałam popapraną sytuację. Za dużo analizowałam i to mi przeszkadzało w funkcjonowaniu. Gdy pojawiał się problem, ja w ekspresowym tempie podrzucałam milion rozwiązań, przez co pojawiały się kolejne pytania, czy to zadziała, czy to pomoże. Irytowało mnie to, ale nie mogłam z tym nic zrobić. Taka była moja natura. Taka była natura Ariadny Georgiadis-Vazquez.

Melodia, która pobudzała do jakichkolwiek chęci wydobywała się z zewnątrz. Świergot ptaków, odgłosy komunikacji miejskiej oraz innych ludzi dochodził do mojej sypialni. Nie denerwował mnie fakt tego, że słyszę każdy najmniejszy dźwięk. Irytowała mnie z kolei radość tych, którzy przechodzili w pobliżu. Nie wymagałam od świata tego, żeby podporządkowywał się mojemu humorowi. Ale na litość. Czy ja muszę stać po drugiej stronie barykady?

Wstałam, wręcz zwlekłam się ze swojej wygodnej pościeli. Przez myśl przeleciało mi po co ja to robię. Ale odpowiedź, na to jakże proste pytanie przyszła ekspresowo. Trening. Chcąc nie chcąc musiałam wyjść ze swojej oazy, o ile tak mogłam nazwać obce miejsce.

Każda komórka ciała podpowiadała mi, że to będzie ciężki dzień. W duchu tylko powtarzałam sobie słowa "jakoś, to będzie" i bardzo chciałam, w to wierzyć. Ale miałam strasznego pecha jeśli chodzi o przyciąganie kłopotów.

Poranną rutynę wykonałam tak jak zwykle, w szybkim tempie. Stojąc przed lustrem, widząc się w nowym stroju, a przede wszystkim z nową naszywką poczułam się dziwnie. Wszystko było dla mnie nowe, a przede wszystkim świeże. Sama nie wiedziałam jak się zachować w tej sytuacji. Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że jest to błaha sprawa, nie zawracająca głowy, ale prawda była inna. Byłam w nowym kraju, pomimo tego, że nie w obcym, bo w końcu spędziłam w nim jakąś cząstkę swojego życia. Byłam tutaj zupełnie sama, z nowym bagażem na swoich barkach, a w szczególności, wśród innych ludzi. Jak mam poradzić sobie z tym wszystkim, skoro nie mam z kim o tym porozmawiać?

Nicola się nie odzywa, nie wiadomo z jakiego powodu. Kira odpada, bo nie chcę dokładać jej dodatkowych zmartwień, zresztą na razie nie chciałam mówić o nowej pracy i tu pojawiał się główny problem tej rozmowy. Rodzina odpada, bo co miałabym im niby powiedzieć? Przecież nie wykręcę numeru do rodzicielki i nie powiem jej - Hej, chciałam Ci powiedzieć, że przeprowadziłam się do Hiszpanii, bo dostałam tutaj pracę, po tym gdy AS Roma mnie zwolniła - No brzmiało, by to zdecydowanie nie na miejscu. Zresztą po co zamartwiać kogokolwiek.

Sygnał telefonu rozniósł się po mieszkaniu. Nie musiałam zerkać, by wiedzieć kto się dobija. Pochwyciłam swój plecak i wolnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi frontowych. Przed naciśnięciem klamki wzięłam głęboki wdech.

We are a team | Pablo Gavi PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz