Dźwięk rozległ się po całym mieszkaniu. Melodia, która wypływała była kojąca, spokojna, ale też i w pewien sposób natarczywa. Natarczywa, dlatego że ani na chwilę nie ucichła. Z każdą sekundą stawała się coraz bardziej głośniejsza i wydawać by się mogło, że już tak pozostanie. Ale wystarczył jeden dotyk i nagle wszystko wokół stanęło. Budzik oznajmiający porę wstawania zamilkł.
Powoli przewróciłam się na bok i zerknęłam na zegar wiszący na ścianie. Urządzenie wskazywało godzinę 08:00, a to oznaczało tylko jedno. Czas wstawać.
Poderwałam się z materaca i rozprostowałam swoje zesztywniałe ciało. Gdy już trochę przyzwyczaiłam swoje oczy do światła, które o tej porze roku było bardzo jasne, pośpiesznie wstałam i udałam się do łazienki, by przygotować się do dzisiejszego dnia. Zrobiłam poranną rutynę, nałożyłam delikatny makijaż składający się z tuszu do rzęs i jakiegoś żelu do brwi. Nic więcej w tym momencie nie potrzebowałam, a zwłaszcza do tego jaki tryb życia prowadziłam.
Gdy zakończyłam swoje czynności w toalecie udałam się do szafy znajdującej się w przestronnym pokoju, obok mojej sypialni. Wyciągnęłam z niej dresy i kurtkę. Narzuciłam na siebie luźną odzież z logiem klubu "AS Roma" i udałam się do kuchni, by przygotować posiłek.
Śniadanie codziennie jadałam zwyczajne. Praktycznie zawsze coś na szybko. Tym razem było tak samo i padło na płatki z mlekiem. Po zjedzeniu, szybkim krokiem udałam się do łazienki w celu umycia zębów i gdy tę czynność odhaczyłam ze swojej długiej listy, to pędem zarzuciłam kurtkę, i zgarnęłam torbę.
Jadąc autem odpaliłam muzykę, która dodawała w pewien sposób kopa. Pod nosem zaczęłam nucić lecącą piosenkę w radiu.
"I'm not prepared for the future. So many things that I just don't know, I. Cut my hair, bought a new shirt. New pair of shoes and. It's time to go, I. Finally found an apartment. Signed a lease on a car this month, I. Can't go back to the start now. Time doesn't slow down. I'm on my own. Guess my childhood is over. Now I'm taking down my posters".Utwór "Older" od Alec'a Benjamina przypominał moje życie. Mając niecałe 16 lat opuściłam dom, rodzinę i wszystko co zbudowałam przez lata, które nie były usłane różami. Ciągłe przeprowadzki nie ułatwiały życia, wręcz przeciwnie stały się czymś w rodzaju zostawiania problemów w miejscu, w którym się one zaczęły. Dopiero przyjazd do Rzymu odmienił wszystko. Tutaj po raz pierwszy poczułam, że mogę być spokojna, o to co chcę tu zbudować i to co chcę tu zostawić.
Podjeżdzając pod ogromny budynek zauważyłam masę kibiców, która wyczekiwała zawodników zjeżdzających się na trening. Zawsze zastanawiała mnie jedna rzecz: skąd oni wiedzą kiedy drużyna tutaj będzie?. Spotkania przeważnie ustalamy dzień wcześniej, czasami kilka dni przed, ale to bardzo rzadko kiedy.
Mijając tych wszystkich ludzi uśmiechnęłam się, kiedy jeden z kibiców podszedł do mojego samochodu, by zapewne poprosić o autograf, myśląc że w środku znajduje się któryś z zawodników. Ale w ekspresowym tempie minęłam go, a później w bocznym lusterku ujrzałam zawód na jego twarzy. Momentalnie zrobiło mi się przykro, więc żeby złagodzić negatywne uczucia kibica wysiadłam z auta i mu pomachałam. Gdy dostrzegł, że z pojazdu wysiadłam tylko ja i nikt więcej odetchnął z ulgą. Zaśmiałam się na tą całą sytuację i żwawym krokiem ruszyłam do wnętrza budynku. Biel ścian uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą, wszystko to było spowodowane pogodą panującą na zewnątrz. Świecące słońce dawało dodatkowo energię, która wszystkim była ona potrzebna. Zwłaszcza, że zbliżał się jeden z ważniejszych meczów drużyny.
Przekraczając próg drzwi, które prowadziły w głąb korytarza uderzyła we mnie fala radości i śpiewu. Ta fala oznaczała jedno - zawodnicy mieli świetne humory.
CZYTASZ
We are a team | Pablo Gavi PL
FanfictionAriadna Georgiadis - Vazquez pomimo młodego wieku pracuje dla włoskiego giganta AS Roma jako fizjoterapeuta i trener przygotowania fizycznego. Ale wszystko co piękne, kiedyś się kończy. Jednego dnia cieszy się z wygranej, a drugiego musi opuścić mu...