8. Crash titulado "relación falsa"

892 21 9
                                    

Czas zdawał się stanąć w miejscu, w momencie, gdy moje myśli zostały zaprzątnięte przez jednego gracza Barcy, który w sposób wręcz bezczelny złożył propozycję według niego nie do odrzucenia.

Rzuciłam trzymaną rzecz w swoich rękach, już któryś raz kolei. Czy ja na prawdę zaczęłam rozważać wyjście ze swojej strefy komfortu?

W głowie mi się nie mieściło, że tak banalnym pytaniem zostałam wręcz odciągnięta od swoich przekonań. Miałam wrażenie, że żyję w jakimś symulatorze i albo przesadzałam albo na prawdę moje życie było jednym wielkim awatarem, jakkolwiek, to brzmi. No bo kto normalny po takiej klapie jakim był poprzedni wieczór zaprasza tego, który poniekąd zniszczył dany czas?

Z pewnością nikt mądry.

Ferran zdążył przekazać mi jeszcze info gdzie i o której odbywa się, to niby "spotkanko" jak sam je nazwał.

Nie wiem, który raz z kolei odrzuciłam odzież na bok, ale chyba wystarczająco, by narobić bałaganu. Może powinnam iść w ciuchach klubowych? O tak, sądzę że logo FC Barcelony przyciągnie wręcz uwagę.

Stałam przed lustrem i spoglądałam na swoje odbicie, które wręcz krzyczało "Przestań uciekać". Nie mam pojęcia ile razy w swojej głowie postawiłam argumenty za i przeciw, i nie mam bladego pojęcia jakim sposobem więcej było za.

Westchnęłam przeciągle, jakby to miało mi w czymś pomóc. Co jak co, ale stałam pośrodku nie wiadomo czego. Bo z jednej wolałam nigdzie się nie ruszać, ale z drugiej miałam ochotę choć na moment wychylić głowę ze swojej nory.

I pewnie takim, o to sposobem podjęłam decyzję. Pochopną, bo pochopną, ale starałam się nie myśleć o konsekwencjach, o ile jakiekolwiek były.

Sama nie wiedziałam czy robię dobrze, jeśli chodzi o wieczorne wyjście. Nie miałam pojęcia po co to robię. Przecież żadne znajomości nie są mi potrzebne. I co z zasadą mówiącą o nienawiązywaniu bliższych relacji? Sama sobie przeczyłam. Może daremnie próbowałam unikać kontaktu, może byłam wręcz na ten kontakt skazana. Ale słowa Pedri'ego dźwięcznie brzmiały w mojej głowie "Co Ci zrobiliśmy? Z nimi taka nie byłaś".

Nie musiałam od razu się z nimi bratać. Mogłam przecież tylko iść, na to głupie spotkanie, posiedzieć na nim chwilę i zaraz się ulotnić, tak jak, to miałam w zwyczaju.

Narzuciłam na siebie luźne, ale eleganckie brązowe spodnie, do których dopasowałam czarną koszulkę z krótkim rękawem. Na nogi wsunęłam w takim samym kolorze co bluzka vansy. Nałożyłam niewielki plecak, również w identycznej kolorystyce. Malować się nie malowałam, prócz rzęs i przejechaniu żelem po brwiach. Posmarowałam usta balsamem, a włosy u nasady związałam w kucyka, pozostała część była nietknięta i luźno puszczona. Zgarnęłam telefon i ruszyłam do wyjścia.

~~~~

Po cholerę tu przyjechałam. Ciągle chodziło mi, to po głowie od momentu znalezienia się przed drewnianymi drzwiami. Nie miałam nawet odwagi, by w nie zastukać. Przemogłam się dopiero wtedy, gdy za sobą ujrzałam podjeżdżające auta. Prędko odetchnęłam i zadzwoniłam do drzwi, które już po chwili stały przede mną otworem. A w nich ujrzałam uśmiechniętą od ucha do ucha brunetkę.

Była ładna, nawet bardzo. Jej długie włosy opadały, aż za obojczyki. Jej brązowe i wielkie oczy intensywnie mnie obserwowały. Miała na sobie sukienkę w kolorze czerwonym, a na stopach czarne sandałki. Jej całą stylizację dopełniały okulary znajdujące się na czubku głowy. Dostrzegłam, że na jej twarzy znajdują się niewielkie ilości makijażu. Widząc, że ma na rzęsach tylko tusz od razu do mojej głowy wkradła się myśl, że zapewne bym się dogadała z dziewczyną. Szybko jednak się za tą myśl skarciłam.

We are a team | Pablo Gavi PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz