5. La confianza es la base

1K 30 0
                                    

Promień słońca staje się nie tylko błyskiem, ale przede wszystkim poczuciem ciepła. Ciepła, które dotyka człowieka w tych najbardziej oczywistych momentach, ale także i w tych najmniej spodziewanych. Nie wiadomo z czym przyjdzie się zmierzyć w danym dniu, ale pewne jest to, że prędzej czy później, to uczucie się pojawi i zagości w sercu choć na chwilę, a może i na dłużej.

Życzliwość i dobroć jaką można otrzymać od drugiej osoby jest pewnym impulsem do tego, by działać, by się nie zatrzymywać, by dążyć do tego co zostało ustalone. Zawsze trzeba przeć do przodu i nie oglądać się za siebie. Jeśli ktoś chce zepchnąć kogoś z wyznaczonej ścieżki, to trzeba robić tak, żeby nie upaść. A nawet jeśli zdarzy się upadek należy szybko podnieść się i z uniesioną głową stawić czoła problemowi lub problemom.

Moim problemem jest pierwszy dzień w Hiszpańskim klubie.

Stoję przed wąskim lustrem znajdującym się pod ścianą w sypialni. Któryś raz z kolei przeglądam się w nim nadal będąc w piżamie. Patrzę na zmęczone od niewyspania oczy i na sińce jakie się pod nimi znajdują. Wzdycham tylko na zobaczony obraz i powolnym krokiem udaję się do łazienki, by tam odbyć poranną rutynę.

Kosmetyki jakie nanoszę na swoją twarz stają się bez problemu do niej przylegać. Nakładam korektor, tusz i jakiś żel do brwi, czyli to co zwykle.

Niepewnym krokiem ruszam do biura gdzie znajduje się przygotowana garderoba na dzisiejszy dzień. Nie uprzątnęłam jej, choć powinnam, ale nie mogłam się przełamać, by to zrobić.

Gdy docieram do pomieszczenia wyjmuję pierwszy zestaw z góry jakim są luźne dresy z logiem Barcy. Granatowe spodnie i turkusowa bluza ze wstawkami w tym samym kolorze co dolna część opina moje ciało. Czuję lekki dyskomfort widząc się w tym wydaniu. Biorę jeszcze kurtkę w tej samej kolorystyce i skarpetki, które dołączone są do kompletu ubioru.

W salonie pakuję plecak, do którego wkładam najpotrzebniejsze rzeczy, typu: zeszyt, długopis, słuchawki, wodę, kaszkiet, okulary i wiele innych.

Naprędce przygotowuję sobie śniadanie, którym jest kanapka z serem żółtym oraz herbata. Po zjedzeniu udaję się umyć zęby. Kiedy wychodzę z łazienki rozbrzmiewa dzwonek mojego telefonu. Podchodzę do niego, a na wyświetlaczu widnieje imię Joaquín. Nie odbieram, blokuję urządzenie, po czym opuszczam mieszkanie z plecakiem w ręce.

Docieram na parking pod budynkiem, a ten sam samochód, którym jechałam z lotniska czeka na poboczu. Zbliżam się w jego stronę, chwytam za klamkę i wsiadam, przy tym od razu zapinając pasy.

– Cześć. – rzucam.

– Hej i jak przed pierwszym dniem? – czuję w sobie lekki stres, który rozchodzi się po każdej komórce mojego ciała.

– Bywało lepiej. – odpowiadam, a już po chwili ruszamy drogami słonecznej Barcelony.

Mężczyzna zobowiązał się do wożenia mnie, aż do momentu, w którym nie otrzymam swojego własnego auta, a to miało wydarzyć się już na dniach, być może nawet i dzisiaj.

Nie chciałam być od kogoś zależna, ale też nie chciałam by ktoś musiał zmuszać się do tego, by w pewien sposób mnie "niańczyć". Nie jestem typem człowieka, którym trzeba się opiekować. Musiałam dorosnąć szybciej pod wieloma aspektami, jednym z nich było wyjechanie z kraju i zamieszkanie samej w obcym miejscu.

– Jesteśmy prawie na miejscu. – skinęłam głową na słowa blondyna.

Właśnie wjeżdżaliśmy na rondo, które było ostatnią prostą w naszej podróży. Zwinnym ruchem ręki wyciągnęłam kaszkiet, który od razu włożyłam na swoją głowę. Chciałam jeszcze przez chwilę poczuć się tą nieznajomą.

We are a team | Pablo Gavi PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz