Katherine 30 grudnia 1994r 14:00
Pół nocy czytałam o metamorfimagii nie zauważając nawet upływu czasu, który poskutkował wyparowaniem resztek eksperymentalnego eliksiru wielosokowego i jego efektów. Teraz wiem, że jego skutki utrzymują się przez około 24 godzin.
Wracając do tematu, stałam przed lustrem i bezustannie próbowałam się zmienić. Niestety nic mi to nie dało. Wyczytałam, że niepewność może blokować moją przemianę, ale jak tu się nie denerwować, kiedy po 13 latach dowiadujesz się tak istotnego faktu na swój temat.
- Nigdy mi się nie uda jeśli sobie nie zaufam. - westchnęłam z rezygnacją.
Zorra pisnęła cicho, by zwrócić moją uwagę po czym kiwnęła delikatnie łebkiem.
- Nie pomagasz. - skwitowałam jej gest.
Wzięłam głęboki wdech i jeszcze raz spojrzałam w lustro. Wyglądałam żałośnie. Blada jak ściana z rozczochranymi biało-blond włosami wyglądałam jak trup. Gdyby nie wybijające się na tym marnym tle zielone tęczówki to sama zaczęłabym się zastanawiać czy nadal jestem żyjącą istotą czy już nieuchwytnym duchem.
- Chciałabym mieć skórę mojej mamy wtedy bardziej przypominałabym człowieka.
Od małego słyszałam w miejscach publicznych szepty obcych ludzi mówiące o tym jak nie zdrowo wyglądam. Raz chodziło o moją wręcz wampirzą cerę, a innym razem o to, że według niektórych wyglądałam jak kościotrup, sama skóra i kości. Kiedyś się tym nie przejmowałam, bo jako dziecko nie do końca rozumiałam o co chodziło tym ludziom. Dopiero podczas ostatniego roku w przedszkolu pierwszy raz zaczęłam rozumieć szepty nieznajomych. Kolega z mojej grupy nazwał mnie szkieletem po tym jak dzień wcześniej bez pozwolenia rodziców obejrzał jakiś horror. Na moje nieszczęście dołączyła do niego reszta dzieci. Dopiero wtedy zrozumiałam jak bardzo odbiegałam wyglądem od innych ludzi. Od tamtej pory raczej unikam pokazywania mojej sylwetki. Wiele nerwów kosztowało mnie ubranie sukienki na bal bożonarodzeniowy, ale na szczęście nie usłyszałam żadnych uszczypliwych komentarzy co trochę mnie uspokoiło.
Z zamyślenia wyrwał mnie skowyt Zorry. Spojrzałam w stronę białego futrzaka, który pyszczkiem wskazywał na przeciwległą ścianę. Obróciłam się w tamtym kierunku, a moim oczom ukazała się szczuplejsza, młodsza i piegowata wersja mojej mamy. Podeszłam do lustra i z niedowierzaniem dotknęłam jego tafli.
- Udało się. - wyszeptałam ledwo słyszalnie, a na moją twarz wkradał się szeroki uśmiech.
Zarzuciłam na sobie szatę i jak torpeda wybiegłam z pokoju kierując się do komnaty profesor McGonagall. 7 minut później stałam już pod jej drzwiami delikatnie w nie pukając.
- Proszę - usłyszałam zduszony głos cioci Minerwy.
Weszłam do pomieszczenia ostrożnie zamykając drzwi.
- Ciociu. Nie uwierzysz co się stało. - powiedziałam na jednym tchu.
- Wyglądasz jak twoja mama kiedy była w twoim wieku. - stwierdziła lekko zszokowana moim widokiem.
- Miałam wczoraj sen w którym widziałam mojego dziadka w obu postaciach. Pokazał mi pewien werset z jednej z książek o transmutacji. Już wiem co stało się ze mną w dzień śmierci babci.
- Spokojnie dziecko po kolei. Usiądź. Co się z tobą stało w dzień śmierci Abigail? I dlaczego wyglądasz jak Clarisa ( to imię mojej mamy )? - powiedziała ciocia zaniepokojonym głosem wskazując stojący nieopodal fotel i czekając aż usiądę - A teraz opowiedz mi wszystko od początku.
Wzięłam głęboki wdech po czy zaczęłam opowiadać cioci, o tym jak zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, po tym jak unieszkodliwiłam mordercę mojej babci, a także jeszcze raz zrelacjonowałam jej mój dzisiejszy sen. Przez chwilę kobieta siedziała chyba lekko oszołomiona.
- Katherine czy ty właśnie mówisz mi, że jesteś metamorfimagiem? I że sama właśnie się o tym dowiedziałaś z pomocą Felixa który pojawił się w twoim śnie? - zapytała próbując ułożyć w głowie wszystkie usłyszane informacje.
Kiwnęłam powoli głową po czym stwierdziłam:
- Dlatego właśnie wyglądam jak mama. Skupiłam się na kolorze jej skóry i stało się to. - pokazałam na swoją twarz.
- Dziecko ile jeszcze kryjesz w sobie niespodzianek? - powiedziała lekko rozbawiona, ale wydawało mi się że jej oczy skrywały w sobie także ogromną dumę i wzruszenie. - Felix i Abigail na pewno są z ciebie dumni gdziekolwiek teraz są.
- Pewnie masz rację ciociu, ale będę potrzebowała twojej pomocy.
- W czym mogę ci pomóc drogie dziecko?
- Nie umiem zapanować nad przemianami. Wierzę, że mogłabyś mi w tym pomóc ciociu. W końcu uczysz transmutacji i jesteś animagiem nie znam nikogo innego z takim doświadczeniem. - spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem i modliłam się, aby się zgodziła.
- To prawda, że mam duże doświadczenie, ale wydaje mi się, że lepiej gdybyś uczyła się od innego metamorfimaga. Jedna z moich byłych uczennic może zgodziłaby się cię nauczać. - stwierdziła po chwili namysłu starsza czarownica. - Skontaktuję się z panną Tonks jeszcze dzisiaj, a przy dobrych wiatrach już po powrocie do Hogwartu zaczniesz się uczyć z nią lub ze mną.
- Dziękuję ciociu! To wiele dla mnie znaczy. - powiedziałam wstając z krzesła i przytulając siedzącą obok kobietę.
- Wiem, wiem dziecko, a teraz leć się przygotować do podróży. Rodzice na pewno już nie mogą się doczekać twojego przyjazdu. - powiedziała z uśmiechem profesor McGonagall, ruchem ręki zachęcając mnie do wyjścia.
- Masz rację ciociu. Muszę się zbierać. Szczęśliwego Nowego Roku! - krzyknęłam na odchodne i biegiem ruszyłam do swojej wieży.
<<<<<Time skip>>>>>
30 grudnia 1994r 16:00
Okazało się, że razem z Draco jesteśmy jedynymi uczniami opuszczającymi dzisiaj Hogwart. Nie dziwił nas więc fakt, że od 10 minut staliśmy na peronie jak 2 kołki. Zbliżający się do nas pociąg wydawał się dużo krótszy niż zazwyczaj co najprawdopodobniej było spowodowane małą liczbą pasażerów. Wsiedliśmy do żelaznej gąsienicy i ulokowaliśmy się wraz z naszymi bagażami w jednym z przedziałów. Siedzieliśmy w ciszy, która ku mojej radości nie trwała długo.
- Przeniesiesz się jutro do mnie proszkiem Fiuu prawda? - Zagadał blondyn.
- Jeszcze nie wiem. Możliwe, że rodzice mnie zawiozą samochodem. W końcu do Wiltshire nie jest tak daleko z Oksfordu. Dodatkowo znajomi do których jadą moi rodzice mieszkają gdzieś w Dolinie białego konia. Bodajże w Faringdon.
- W takim razie będę czekał. - stwierdził szarooki uśmiechając się delikatnie - Masz jakieś życzenia co do menu?
- Ty pytasz tak poważnie? - zapytałam z udawaną pretensją - Jako mój przyjaciel powinieneś wiedzieć, że nie obejdzie się bez zielonych jabłek, ciasteczek i czekolady fondue. - przez chwilę udałam urażoną jego pytaniem po czym zaśmiałam się nie mogąc dłużej się powstrzymywać.
- Oczywiście, że jako twój przyjaciel już przekazałem te uwagi kucharzowi dodając od siebie zapotrzebowanie na pistacjowe makaroniki, które tak uwielbiasz. - odpowiedział Draco z aroganckim uśmiechem na twarzy.
- Tym razem ci się udało Malfoy. - na nazwisko chłopaka oboje zareagowaliśmy lekkim chichotem.
Nagle znikąd w mojej głowie pojawiło się pytanie, na które od dawna chciałam znać odpowiedź.
- Draco. Czy ty naprawdê tak bardzo gardzisz mugolami i dlatego nie lubisz te¿ tych którzy siê z nimi zadaj¹?
CZYTASZ
Mysterious Slitherin
FanfictionKatherine to z pozoru normalna nastolatka, dobra córka, utalentowana czarownica i cicha uczennica Hogwartu z domu Salazara Slitherina. Jej dom nie traktuje jej jak swojej i mało kto wie, że w ogóle istnieje. Z natury jest bardziej jak Gryfonka i naw...