Czas leci za szybko. POV. Aonung

83 7 0
                                    

Pamiętam kiedy rodzina tych leśnych ludków do nas przyleciała. Pamiętam jacy dziwni wydawali mi się na początku. Pamiętam to jak szybko oceniałem ich z góry skazując na porażkę. Pamiętam również to dziwne uczucie które zacząłem odczuwać mniej więcej po tygodniu od tego Kidy się zjawili. Chodzi mi oczywiście o to jak nagle zmieniłem swoje nastawienie twierdząc że może jednak warto się z nimi zaprzyjaźnić. Pamiętam jak pewnego razu na lekcjach z jakiegoś powodu szczególnie zacząłem interesować się Neteyamem. Było coś przyciągającego w jego charakterze, był i nadal jest zdecydowanie inny niż reszta jego rodzeństwa. Kiri, prawie zawsze obrażona na cały świat, już pierwszego dnia zauważyłem w niej skłonności do bycia Aspołeczną.
Lo'ak, pierwsze co zrobił to odrazu zaczęła się kleić do mojej siostry. Zawsze uważał się za najlepszego, nie dało mu się wytłumaczyć że robi coś źle. Tuk to dziecko... nie mam pojęcia co o niej sądzę. Jest mi obojętna, jednak to że często naśladuje postawę swojego rodzeństwa sprawiło że wybór padał czasem na Lo'aka lub Kiri. Wtedy był nieznośna ale to tylko dziecko. Natomiast Neteyam wydawał się bardziej spokojny, zrównoważony i rozsądny. Nie posiadał żadnych problemów mętalnych jak Kiri która gadała z piaskiem, drzewami, wodorostami i z rybami. I nie chodzi mi tu o tulkuny które były rozumne jak my, ona gadał do wszystkiego co widział. Neteyam nie był również pewien swojego sukcesu jak Lo'ak który irytował każdego kto miał z nim doczynienia. Neteyam był co najważniejsze POKORNY. Wiedział że to nasza dobra wola że uczymy ich przystosować się do życia w oceanie. Wydawał się być za to w jakimś stopniu wdzięczny. Dlatego to właśnie on już pierwszego dnia wydał mi się jedną osobą z tej całej Famili z którą mógłbym się dogadać. Jednak na początku nie zabardzo chciałem gdyż właśnie tego jednego pamiętnego treningu zacząłem czuć coś jeszcze... Byłem pewien że chłopka zaczoł mi się podobać jednak bardzo szybko próbowałem pozbyć się tej myśli. Przestałem z nim rozmawiać i wruciłem do postawy z przed paru dni, czyli totalnie wywalone.
     Kolejną zeczą która mnie w nim zaintrygowała było to jak mimo swojego spokoju stawił się za rodzeństwem. Pamiętam że przyjebałem się do Kiri. Oczywiście nie byłem sam, był jeszcze Rotxo i dwóch moich teraz już byłych kolegów. Wyzywaliśmy ją od dziwolągów i takich tam Kiedy zjawił się ten Lo'ak. Chłopak zbliżał się do nas i miłem wrażenie że będzie próbował się bić, jednak ostatecznie zrobił to dopiero wtedy kiedy już miał wracać. Finalnie do bujki dołączył się też Neteyam i mimo że było nas czterech a ich dwóch to ostatecznie chyba przegraliśmy... miałem bardziej zbitą mordę niż oni.
     Później kolejnym pamiętnym wydarzeniem było to jak zostawiłem Lo'ak za rafą. Po kilku godzinach zacząłem się martwić że coś poszło nie tak bo myślałem że Lo'akowi powrót do osady zajmie maksymalnie jakieś czterdzieści minut. Poszedłem do Neteyama i powiedziałem mu co się stało. Pamiętam że bardzo się wtedy zdenerwował. Uderzył mnie z pieści w twarz która nie zdążyła nawet odpocząć po tym jak dostałem od nich wpierdol rano...
Nie oddałem mu bo wiedziałem że to moja wina. Nie przemyślałem tego że Lo'akowi może stać się coś poważnego. Naszczescie wszystko dobrze się skończyło. Lo'ak się odnalazł i w dodatku wziął winę na siebie. Wtedy chyba już tak ostatecznie się do niego przekonałem. Już następnego dnia zacząłem być bardziej uprzejmy i próbowałem się jakoś z nimi zaprzyjaźnić. Moim znajomi negatywnie zareagowali na wieść o tym że nie zamierzam kontynuować naszych głupich zabaw. Jedynie Rotxo uznał że ta decyzja jest słuszna dlatego dalej się z nim koleguje. Tamci dwaj idioci sami stwierdził że "Pierdolcie się" co było jasną oznaką końca "przyjazni" xD.

     naszczęście Kiri, Lo'ak, Neteyam i Tuk zaczęli dość szybko zaczęli się do mnie przekonywać, Tak samo szybko jak ja wtedy do nich. Nasza w miarę dobra relacją sprawiła że raczej każdemu lepiej się ćwiczyło. Po kolejnych około dwóch dniach moje przeczucia okazało się być trafne, ponieważ faktycznie najlepszy kontakt złapałem z Neteyamem.

Dobrze ale o co chodzi z tym całym przypominaniem sobie tego. Otóż pięć dni temu rozegrała się bitwa z ludźmi nieba. Natomiast opisane przezemnie wydarzenia miały miejsce prawie dwa miesiące temu... Nie mam pojęcia Kidy to minęło. Pamiętam jak by działo się to zaledwie kilka dni temu.
     Bardzo dziwnie poczułem się uświadamiając sobie jak szybko leci ten czas. Niby dwa miesiące to nie tak dużo ale nim się obejrzę miną koljen dwa, potem trzy i cztery...
     Do tego wszystkiego dochodzi kolejną przykra rzecz którą sobie uświadomiłem. Czas leci szybko ale jest coś szybszego. Pociski, strzały, ciosy zadawane nożem. Życie można bardzo szybko stracić. To co tak długi czas się rozwija, buduje, rośnie może zostać zabite w zaledwie sekundę. Wystarczy jeden celny strzał lub cios.
     Pamiętam jak bardzo bałem się o życie mojej siostry kiedy została porwana przez demony. Kiedy ten avatar mierzył z pistoletu w Lo'aka mógł zakończyć jego wędrówkę po tej planecie w jedną chwilę. No i jeszcze neteyam który został trafiony, prawie zabity przez Demoniczne Avatary.
     Tamego dnia rano nikt nie powiedział by że tyle osób straci życie. Nikt nie spodzodziewał się że za kilka godzin ludzie nieba wtargną na nasze rafy mordując Tulkuna. Musieliśmy bronić tego co mamy i tak zrobiłyśmy. Jednak wydaje mi się że nie udało by się gdyby nie Payakan z którym zaprzyjaźnił się Lo'ak. A gdyby nie ja i mój głupi pomysł to Lo'ak nie zaprzyjaźnił by się z Payakanem. Jak widać wszystko to moja zasługa...

- ejjj. Śpisz?- zapytała szeptem Tsireya.
     co mam zrobić. Mogę siedzieć cicho i pomyśli że śpię. Nie wiem czy chce mi się z nią gadać. Musiałem przemyśleć jeszcze jedną sprawę ale w tym momencie moja jakże kochana siostra mi przerwała.
- Serio się pytam. Powiedz jak nie śpisz.- dziewczyna ponowiła swoje pytanie tym razem trochę głośniej.
     No dobra niech jej będzie.
- Niestety nie śpię.- Odpowiedziałem cicho nie chcą obudzić rodziców śpiących za "ścianą".
- No ja też. Fale są dziś zagłośne.- Mówiąc to dziewczyna obryciła się na drugi bok obracając się plecami do ściany.- A ty czemu nie śpisz?.
- Nie wiem czemu. Poprstu nad czymś myślałem.
- wowowowo... chwila. Ty nie myślisz. Wyczuwam kłamstwo. Ty i myślenie, te słowa się z sobą gryzą.- Zadowolona z tego jak to w jej miemaniu pocisła brata zaczęła się śmiać.
- Płuc se nie wypl...- nie dokończył bo usłyszał głuche trzaśnięcie.
     Otworzyłem oczy i spojrzałem w stronę chamaku Siostry. Nie było jej tam, była pod nim.
- Ja pierdziele. Kto tu nie myśli.
- Cicho.- odpowiedział Tsireya po omacku próbując wrócić na swój "łóżko-chamak".
- Przestaniesz z tym cicho. I tak pewnie pół osady obudziłam bo lekk to ty nie jesteś.
- Już przesadzasz.- żuciła cicho i wykorzystując zasłonę mroku podeszła na czworaka do chamaku brata a następnie mocno kopneła go nogą.
- Co ty robisz?!.- powiedział zdecydowanie za głośno tracąc równowagę i spadając na podłogę.
     Ile ona ma lat bo ponoć 15. Zaczynam wątpić.
- CICHO. Obudzisz rodziców nie mów tak glosno.- Dodała Tsireya oczekując reakcji brata.
- Nie wytrzama z tobą.- podniósł się i podszedł do siostry łapiąc ją w pół a następnie podnosząc ją.
- Zostawa mnie!- wykrzyknęła śmiejąc się ale i próbując się wydostać.
- Nie. Trzeba było nie zadzierać.- podszedł do "Tarasu" i bez apelacyjnie wrzucił ją do wody.- Całkiem spora ta fala po tobie...
- Wiesz co. Zachowujesz się jak dziecko.- mówiąc to odgarniał sobie z twarzy mokre włosy.
     Widać mamy podobne myślenie. Chyba jednak mamy wspólnego ojca...
   

Avatar: woda, śmierć, miłość i wojna Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz